Parawaning, kolejki do gofra, przaśność oraz Janusze z baterią piwa w jednej dłoni i z dmuchaną orką w drugiej. Podobno "dobra zmiana” wyległa na plaże nad polskim morzem. Są tacy, którym to nie odpowiada. Millenialsi, bo o nich mowa, na nowo odkryli ciche zakątki w polskich górach.
– Było wspaniale! – opowiada Marta, warszawianka, miłośniczka jogi i kotów, oczywiście też weganka.Od niedawna z nowym partnerem odkrywa uroki wspinaczki skałkowej. Tydzień spędzili w Górach Sokolich i Rudawach Janowickich. Zrobili wypad również w Śnieżne Kotły.
Przed wakacjami zastanawiała się, gdzie spędzić tegoroczny urlop. Miała do wyboru wyjazd nad morze albo w góry. Cieszy się, że pojechała na skałki.
– Byłam już nad polskim morzem i mi się nie podobało. Tłok i niewiele więcej niż leżenie na plaży. A teraz jeszcze czytałam, że beneficjenci „500 plus” zjechali nad morze. Wyobrażam sobie te biegające z gołymi tyłkami maluchy. Nie, to nie dla mnie – komentuje.
Jaki typ ludzi wyjeżdża w polskie góry, można określić po postach na profilach turystycznych. Chociażby osób, które oceniły schronisko "Nad Łomniczką". Wpadają np. w zachwyt z powodu braku elektryczności w placówce. No i spędzają czas aktywnie. Chociażby na rowerach. Omijają uczęszczane szlaki, bo Zakopane kojarzy im się z Władysławowem czy Mielnem w niedzielę. Wypisz wymaluj millenialsi i Marta nie jest jedyna....
Odkryć "niezakopiańskie” góry
"Chata na krańcu świata” – takim hasłem reklamuje się "Chata Cyborga". Przez lata była to "miejscówa” studentów cybernetyki i informatyki. Od kilkunastu lat prowadzi ją rodzinna firma, która wykupiła budynek i zainwestowała, i to sporo. Teraz to pensjonat, ale stara nazwa została.
– Zdecydowanie w tym roku mamy więcej turystów. Sądzę, że wpływ na to ma obecna sytuacja w Europie i innych krajach na Południu. Polscy turyści nie wyjechali do tych krajów – ocenia Jolanta Lignarska, właścicielka "Chaty Cyborga".
Nie tylko ze względu na położenie niełatwo dostać się do Cyborga. Pensjonat przycupnął w Dolinie Górnej Białej Lądeckiej, w "zakrętasie" granicy polsko-czeskiej. Do Warszawy stąd blisko 500 km. Przede wszystkim gośćmi są stali bywalcy i osoby przez nich rekomendowane.
– Od nas jest dogodne wyjście na szlaki. A w ciągu jednego dnia można również zrobić wypad w Góry Bystrzyckie czy na Śnieżnik. Mamy szlaki rowerowe, które łączą się z doskonale przygotowanymi trasami w Czechach. Bardzo jest też rozwijane narciarstwo biegowe. Chcemy stać się drugimi Jakuszycami – dodaje Lignarska.
Gdzie jest Jagodna?
Większość Polaków może nie miałaby problemów ze wskazaniem na mapie takich gór, jak Tatry. A gdzie szukać GórBystrzyckich? W Wikipedii podają, że w powiecie kłodzkim. I czytamy dalej: – "Góry Bystrzyckie wyróżniają się dużą lesistością. Teren jest bardzo słabo zaludniony i ze względu na trudne warunki ciągle wyludniający się w wyniku procesu zanikania wsi. Małe urozmaicenie rzeźby terenu, znaczne zalesienie i słaba baza noclegowa powodują, że Góry Bystrzyckie nie są popularnym regionem turystycznym".
Sprawdzamy w Schronisku PTTK "Jagodna" – jak jest?
– Przede wszystkim dla nas lato to nie jest sezonem, w którym mamy najwięcej turystów. My nastawiamy się na zimę i narciarstwo biegowe – tłumaczy Maja Ossowska z "Jagodnej".
Chociaż po zastanowieniu dodaje: – Możne teraz w porównaniu do ubiegłego lata... Nieznacznie przybyło nam turystów.
Miłośników narciarstwa biegowego też można zaliczyć do specyficznej grupy, oczywiście – millenialsów. Pisaliśmy o tym. I znajdą tutaj coś dla siebie veganie, przynajmniej sądząc po poniższym wpisie...
A w Gorcach narzekają
Tymczasem w stacji turystycznej "Na Skałce” rozmówczyni uważa, że w progu jej przybytku staje mniej turystów, niż zwykle. Przy tym zauważa ciekawą tendencję.
– Nie ma już takich turystów, którzy chodzą z plecakami. Obecnie przyjeżdżają autami. Dobrze, że zrobili nam drogę, bo można do nas teraz dojechać – słychać przez telefon.
Gorce chyba turyści mniej kochają, bowiem w schronisku na Turbaczu też chcieliby mieć większe obłożenie. Tymczasem goście mają do wyboru, aż 11 szlaków, którymi mogliby dojść do schroniska.
– Dzisiaj mam jedną trzecią miejsc zajętych. To wszystko zależy od pogody – tłumaczą w schronisku na Turbaczu.
W Beskidach trzaskają telefonami
– Jest coraz więcej. Przepraszam, muszę już kończyć, bo przyjmuję gości – i po chwili słyszę trzask słuchawki.
Widać w Schronisku PTTK na Hali Boraczej w Beskidzie Żywieckim mają oblężenie turystów.
Podobnie jest na Klimczoku w Beskidzie Śląskim. Zdaniem prowadzącej schronisko, Doroty Kukli, w ubiegłym roku turystów wystraszyła pogoda.
– Było zbyt upalnie, teraz pogoda sprzyja turystyce. Dlatego mamy dużo gości. No i w tym wiele rodzin z dziećmi – ocenia Kukla.
Tam tylko z "buta"
W górach nie brakuje miejsc dla najwytrwalszych turystów. Do tego miejsca w Bieszczadach nie dojedzie się poniemieckim samochodem kupionym od Mirka. Na stronie internetowej "Bacówki pod Małą Rawką" czytamy ostrzeżenie: "To piętrowy, drewniany budynek położony z dala od cywilizacji. Nie ma tu dojazdu samochodami prywatnymi. Parking znajduje się w odległości 900 metrów, na Przełęczy Wyżniańskiej, przy wielkiej obwodnicy bieszczadzkiej”.
Po kilku próbach udaje mi się dodzwonić do schroniska. W tle słyszę roześmiane głosy.
– Jest nieco więcej turystów. Do nas tylko trafiają piesi turyści, ci z plecakami – informuje gospodarz bacówki, Michał Klażyński.
Komu chce się chodzić w mało cywilizowane rejony?
Szybki rzut na wpisy gości. No i... w bacówce były miłośniczki kotów. Lubiły fotografować bacówkowego pupila.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl