– Chociaż o młodym Zelniku mówię teraz „on”, nie mogę się wyprzeć tego, co „on” narozrabiał. Za jego grzechy będę musiał ponieść karę, a częściowo ponoszę ją teraz, chociażby znosząc komentarze i oceny - często niesprawiedliwe i przesycone nienawiścią - których fala zalewa dziś media i sieć – czytamy w książce „Szczerze nie tylko o sobie”, autobiografii aktora Jerzego Zelnika, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa M.
Aktor, który sławę zdobył rolą Ramzesa XIII z filmowej adaptacji „Faraona”, postanowił rozliczyć się z przeszłością. Opisuje swój trudny związek z żoną Urszulą, wspomina ciężkie chwile po aborcji, na którą para zdecydowała się ze względu na młody wiek kobiety. – W cierpliwym budowaniu wspólnego świata nie pomagały też moje obowiązki zawodowe, ciągłe wyjazdy. A moja, jeszcze nieopanowana, młodzieńcza namiętność kilkakrotnie skłoniła mnie do złamania przysięgi wierności. To były przelotne kryzysy. Nie miałem wątpliwości, że Urszulka była kobietą mojego życia, moją miłością, która - jak latarnia morska - pokazywała mi drogę do domu, do tego, co naprawdę ważne – wyznaje Jerzy Zelnik w autobiografii.
Aktor wspomina moment, w którym otworzyły mu się oczy i zrozumiał, jak ogromnym złem jest aborcja. Podczas prelekcji u Dominikanów małżeństwo obejrzało film „Niemy krzyk”, który doprowadził ich do łez. Zelnik twierdzi, że aborcja jest źródłem problemów - Urszula po zabiegu miała trudności z utrzymaniem ciąży, a syn Mateusz przyszedł na świat dopiero po 12 latach starań.
Zelnik odnosi się w książce do tegorocznych doniesień, kiedy po ujawnieniu „teczek z szafy Kiszczaka „okazało się, że jako młodzieniec współpracował z SB. Tłumaczy się, że nie zdawał sobie z tego faktu sprawy. – Jesteśmy wszyscy tylko ludźmi, błądzimy i na własnych błędach się uczymy. Pewne rzeczy, nawet jeśli wymaże się je z pamięci, nie dają się jednak wymazać z kart historii. A ona - bardziej czy mniej pamiętliwa - zawsze się upomni o swoje. Niedawno upomniała się i o mnie, co dla mnie samego było niemałym zaskoczeniem. Wiele mogę sobie zarzucić prywatnie, jednak jako Polak, jednostka społeczna, starałem się być zawsze bez zarzutu, krystalicznie czysty – zapewnia aktor.
Zelnik twierdzi, że dał się omotać przedstawicielowi Służb Bezpieczeństwa, który podał się za agenta Kontrwywiadu PRL. – Z dokumentów wynika, że cała sprawa zaczęła się w 1964 roku, w styczniu. Miałem wtedy osiemnaście lat i w najmniejszym stopniu nie interesowałem się polityką. Byłem całkowicie pochłonięty podrywaniem dziewczyn, seksem, sportem, muzyką i rolą, którą dostałem w „Faraonie”. Myślałem i zachowywałem się jak każdy nastolatek. Nie wyznawałem wtedy jeszcze również katolickich wartości, główna zasada w moim życiu brzmiała: korzystać z życia. Pochłaniał mnie hedonizm, cieszenie się chwilą, witalność. Z tamtym nastolatkiem łączy mnie radosne usposobienie i, rzecz jasna, nazwisko. Natomiast światopoglądowo jest to dla mnie „on”, nie „ja”. On, czyli nie ja – wyznaje aktor w swojej autobiografii.
Jerzy Zelnik zapewnia, że nie robił tego dla pieniędzy, ale dla dobra ojczyzny. Nie chciał nikomu zaszkodzić, w teczce nie ma informacji o tym, że jego donosy kogokolwiek obciążyły. Aktor twierdzi, że był po prostu naiwny. – Gdybym zapamiętał, w co jako sztubak zostałem wmanewrowany, na pewno nigdy bym tego nie zataił. Po raz kolejny podkreślę to, o czym zawsze mówię głośno: jestem zwolennikiem lustracji, rozliczania się z przeszłością, konfrontowania faktów. Jestem po stronie prowadzących teraz śledztwo również w mojej sprawie, głośno im przyklaskuję i trzymam za nich kciuki. Wszystko dla prawdy, nawet jeśli miałaby być bolesna – zapewnia Jerzy Zelnik w „Szczerze nie tylko o sobie”.
Byliśmy młodzi, sądziliśmy, że przecież mamy jeszcze czas na powiększenie rodziny. Urszulka musiała myśleć o skończeniu szkoły, ja byłem u progu kariery, a dziecko to przecież obowiązki, rezygnacja z siebie. Nie chcieliśmy jeszcze z siebie rezygnować - dopiero rozpoczynaliśmy życie we dwoje!(…) Nie było w tym wszystkim miejsca na dziecko! Byliśmy jeszcze tak nieświadomi, nie wiedzieliśmy, że to decyzja, która na zawsze okaleczy naszą psychikę, zrujnuje zdrowie Urszulki, nie mieliśmy też pojęcia, jak wielki to grzech... W tamtych czasach nie mówiło się jeszcze o tym wszystkim otwarcie.