Nastolatka z głową do szycia. Dwójka maluchów z innymi urazami ciała. I jeden, którego rodzice byli zbyt pijani, by się nim zająć. To bilans dwóch meczów reprezentacji Polski i statystyk tylko jednego szpitala. Choć żadnemu z dzieci nie stało się nic poważnego, rodzi się pytanie, czy Strefa Kibica to na pewno miejsce dla najmłodszych?
Po wczorajszym meczu z Rosją, do Warszawskiego Szpitala dla Dzieci przy ul. Kopernika trafiła nastolatka z urazem głowy. Po meczu z Grecją na izbę przyjęć przywieziono troje dzieci, z czego dwójkę prosto ze strefy kibica. Jednemu z nich nic się nie stało, ale jego rodzice byli zbyt pijani, by się nim zająć. Informacje potwierdziła dyrektor szpitala.
Po meczu - szpital
Strefy Kibica i stadiony nawet podczas Mistrzostw Europy stwarzają dla dzieci realne zagrożenie: tłum, ścisk, kibice pod wpływem alkoholu. Jak okazało się wczoraj, również agresywni bojówkarze. Mimo to, wielu rodziców daje się porwać "piłkoszałowi" i nie decyduje się, by zostawić dzieci w domu, obejrzeć z nimi mecz w spokojniejszych warunkach, lub choćby, jak opisywał dziś w felietonie Tomasz Lis, szerokim łukiem ominąć najniebezpieczniejsze miejsca w mieście.
Przed zabieraniem dzieci na niebezpieczne mecze ostrzega Joanna Sakowska z Centrum Metodycznego Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej.
- Ja, niekoniecznie jako psycholog, ale także jako matka i babcia, muszę przyznać, że wczoraj dziecka na mecz bym nie zabrała. Wszelkie symptomy wskazywały na to, że na ulicach będą się zdarzały sytuacje niebezpieczne - mówi i dodaje, że jej 10-letni wnuczek jest co prawda zagorzałym kibicem, ale mecze ogląda przed telewizorem.
- Są takie kluby, które stawiają na rodzinne mecze i wspólne kibicowanie. To jest świetny pomysł. Ale dziecka nie powinno się zabierać tam, gdzie klimat narzucają chuligani. Pomijając już niebezpieczeństwo - po co uczyć dzieci takich zachowań, jakie wczoraj mogliśmy obserwować na ulicy? - zastanawia się psycholog.
Będzie bezpiecznie, jeśli zadbają rodzice
Monika Perkowska, psycholog dziecięcy, nie widzi jednak w zabieraniu dzieci na mecze niczego złego i przypomina, że bezpieczeństwo dzieci pozostaje w rękach rodziców.
- W miejscach publicznych, gdzie jest dużo osób trzeba zwracać uwagę na dzieci, pilnować, żeby nic się nie stało, nie opuszczać na krok. Ale te same zasady obowiązują w innych zatłoczonych miejscach: na stoku narciarskim czy plaży - zaznacza.
Jej zdaniem dla dziecka wizyta na stadionie czy w Strefie Kibica może być "fajną przygodą". - Dziecko poznaje w ten sposób zasady fair play, w prosty sposób uczy się patriotyzmu i utożsamia z grupą kibiców. Zresztą jest jeszcze jeden plus - kiedy zabieramy dziecko w tłum, uczymy je, jak się w nim zachowywać. Sprawiamy, że potem mniej się boi, gdy znajdzie się w takiej sytuacji samo - mówi.
Perkowska zaznacza jednak, że każdy rodzic musi wziąć pod uwagę wrażliwość swojego dziecka. - Jeśli dziecko po prostu się boi, nie wolno go zmuszać do uczestnictwa w takich wydarzeniach - przypomina.
Tym razem na Stadion Narodowy nie szedłem piechotą przez Most Poniatowskiego. W piątek, w dniu meczu z Grekami powiedziałem córkom, że na stadion pójdziemy razem ze wszystkimi i wrócimy razem ze wszystkimi, żeby jak najbardziej nawdychać się atmosfery wspaniałej imprezy. Tym razem wiedziałem, że idąc tą drogą będziemy mieć spore szanse, by nawdychać się gazu łzawiącego i zobaczyć sceny, których oglądać absolutnie nie chcemy.