Legierski cieszy się ze śmierci księdza-pedofila. I ujawnia u nas, jak był molestowany przez proboszcza
Oskar Maya
17 sierpnia 2016, 13:58·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 sierpnia 2016, 13:58
"Niektórzy księża katoliccy, pedofile mający ma swoim koncie gwałty na setkach, a nawet tysiącach dzieci, mają choć tyle przyzwoitości, żeby się powiesić – niestety większość nadal sprawuje swoją posługę...". Taki wpis pojawił się na prywatnym profilu Krystiana Legierskiego, polityka lewicy i znanego działacza środowisk LGBT, który skomentował śmierć brazylijskiego księdza-pedofila Bonifacio Buzzi
Reklama.
W komentarzach pod wpisem zawrzało. Legierskiego oskarżono o to, że nawołuje do samobójstwa. Jednak polityk nie wycofał się ze swojego wpisu :
– Księża-pedofile to są potwory, które otoczone glorią lokalnej społeczności nadal pełnią posługi kapłańskie – mówi w rozmowie z naTemat. Ojciec Bonifacio Buzzi to ksiądz, którego nazwisko pojawiło się w zakończeniu filmu „Spotlight” obok innych duchownych skazanych za pedofilię.
Buzzi spędził w więzieniu osiem lat za molestowanie seksualne 10-latka. Wyszedł na wolność w 2015 roku. Blisko dwa tygodnie temu został ponownie aresztowany w związku z podejrzeniem o molestowanie dwóch chłopców w wieku 9 i 13 lat. Podobne oskarżenia miały miejsce także w parafii Santa Catarina, gdzie pełnił posługę kapłańską. Tym razem nie dojdzie do procesu : ksiądz-pedofil odebrał sobie życie, wieszając się na linie zrobionej z prześcieradła.
– Samobójstwo to akt wolnej woli i uważam, że wielu przypadkach takie rozwiązanie jest uzasadnione. I to nie koniecznie w kontekście pedofilii, ale także innych życiowych sytuacji. Od czasów antycznych samobójstwo było jednym z honorowych rozwiązań. Ludzie ważyli wtedy potencjalne korzyści w pozostaniu przy życiu. W tej akurat sytuacji gest księdza uważam za jak najbardziej słuszny – mówi Krystian Legierski pytany o swój kontrowersyjny wpis na Facebooku.
Ale Legierski nie zamierza nikogo przepraszać. Co więcej, wyjaśnił nam, dlaczego zdecydował się na taki ostry komentarz.
– Moje przeżycia może nie były aż tak bardzo traumatyczne. Ale rzeczywiście miałem raz w życiu przygodę z księdzem-pedofilem, który był proboszczem w parafii, gdzie byłem ministrantem. To ostatecznie zakończyło moją przygodę z kościołem. Miałem wtedy dziesięć lat– opowiada.
Legierski pochodzi z Koniakowa. Kilka lat temu w rozmowie z Piotrem Najsztubem przyznał, że jako chłopak, był molestowany przez proboszcza. Wtedy nie chciał zdradzać jak do tego doszło. Sprawa ojca Bonfacio sprawiła, że dziś zdecydował się opowiedzieć więcej o wydarzeniach sprzed lat.
Zapraszał na filmy
– Nigdy nie chciałem być tym ministrantem. Zgodziłem się dopiero po długich namowach mojej mamy i babci. Dla nich to była pewnego rodzaju wyróżnienie. Służyłem do mszy przez kilka lat. W którymś momencie proboszcz zaczął mnie namawiać, żebym przyszedł do niego obejrzeć film na video. To były lata 80. i era popularności odtwarzaczy video, jednak nie paliłem się do tej wizyty, więc namawianie trwało przez dłuższy czas. Wreszcie się zgodziłem, bo determinacja i autorytet księdza proboszcza w końcu złamała moją dziecięcą asertywność – opowiada.
Krystian przyjął więc zaproszenie na plebanię. Po krótkiej rozmowie, chłopak został poinformowany, że będą oglądać amerykański film na kasecie video, właśnie zakupionej przez księdza na pobliskim targu.
– Okazało, że nie jest to żaden film, tylko zwyczajne hard porno. Wyobraź więc sobie dziesięciolatka skonfrontowanego z pornosem oglądanym w towarzystwie proboszcza.. To był dla mnie głęboki szok. Ksiądz na początku udawał zdziwionego, zaczął tłumaczyć, że musiał zostać oszukany przez sprzedawcę. Jednak chwilę później korzystając z mojego osłupienia zaczął gmerać w moich spodniach i się przy mnie onanizować – opowiada.
Później dowiedział się, że ten sam plan był testowany na różnych ministrantach. – Efekt mojego doświadczenia był taki, że rozstałem się definitywnie i trwale z kościołem. Co akurat uważam za pozytywny efekt tego przykrego przeżycia – wspomina.
Popularny i bezkarny
Proboszcz do dzisiaj pełni posługi kapłańskie, tym razem w sąsiedniej miejscowości. Legierski nigdy nie ujawnił jego personaliów, chociaż pięć lat temu spotkali się na rodzinnej imprezie: w wielu polskich miejscowościach wciąż istnieje tradycja zapraszania księdza na wesele. Według Legierskiego, wielu mieszkańców zdaje sobie sprawę ze skłonności proboszcza, ale nigdy nie próbowano go zdemaskować.
– Nie wiem czy obecnie robi to nadal, bo jest już leciwy. Ale przez dwadzieścia parę lat od czasu, kiedy mnie molestował na pewno byli inni chłopcy. Część z nich odezwała się do mnie. Większość nie ma odwagi o tym mówić publicznie, niektórzy mimo, że są dorosłymi ludźmi, nadal noszą w sobie to doświadczenie jako traumatyczne. Te wszystkie zadośćuczynienia, które płaci Kościół na całym świecie (oczywiście nie w Polsce, bo z tego co się orientuję na razie nie zapłacił nawet złotówki), mają się nijak do krzywdy, jaką wyrządzili.