Paweł Fajdek nic nie wygrał w Rio. Ale swoim filmem na Facebooku wygrał więcej niż pewnie niejednym medalem. Przebił nim wszystkich, pokazując klasę i ogromną wrażliwość. Normalnego człowieka, którego nie zmanierowały dziesiątki zwycięstw i który ze łzami w oczach potrafi przyznać się do porażki otwarcie narażając się na hejt. – On taki jest. Nic dodać, nic ująć. Normalny Paweł – mówi nam jego ojciec. Na Dolnym Śląsku, skąd pochodzi, Paweł Fajdek jest największym bohaterem. I żadna porażka tego nie zmieni.
Waldemar Fajdek oglądał występ syna w Wierzbnie, koło Świdnicy. Tam mieszka, tam jest rodzinny dom Pawła. Otwarcie mówi, że jest mu przykro, bo przez ostatnie 4 lata syn ciężko na te Igrzyska pracował. – Nawet nie musicie nas pytać, co czujemy. Ten film mówi sam za siebie. Paweł właśnie taki jest. Potrafi przyznać się do czegoś, co mu nie wyszło. Ale stało się i trudno. Słaby dzień, wypadek w pracy. Każdemu może się zdarzyć. Za cztery lata kolejne Igrzyska – mówi.
Musimy porozmawiać w cztery oczy
Waldemar Fajdek widział, że syn się załamał, ale jest przekonany, że to tylko chwilowe. – Paweł jest silny, on się podniesie, szybko stanie na nogi. Ta porażka tylko go wzmocni i 28 sierpnia, podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Warszawie, wszystkim jeszcze pokaże, jaki jest mocny, jak się odbuduje – mówi na Temat.
Z synem jeszcze nie rozmawiał, czeka aż sam się odezwie, a najlepiej przyjedzie. – Nie chcę go męczyć. Dobrze się znamy. On wie, że wsparcie ode mnie ma. Odezwie się sam, wtedy będziemy rozmawiać. Musimy usiąść i porozmawiać w cztery oczy. Żaden telefon. Takie rozmowy tylko w domu, po męsku, my sami – mówi. Przez telefon słychać mocny, niemal żołnierski ton. Czuć, kto rządzi w domu, ale duma z Pawła przebija przeogromna.
"Paweł, cześć, siema, co u ciebie?"
Dumne są całe okolice Świdnicy. I to tak, że żadne słowa tego nie oddadzą. Paweł Fajdek jawi się tu niemal jak borzyszcze. Największy bohater z możliwych. Tu nikt nie ma do niego żadnych pretensji. I w Żarowie, skąd pochodzi i gdzie spędził dzieciństwo, i w Wierzbnie, gdzie rodzina przeprowadziła się później, i w Świdnicy, gdzie chodził do szkoły średniej. Tu wszędzie były jego początki. – Teraz większość ludzi będzie na nim psy wieszać. W Polsce, czy na świecie, będą go krytykować. Ale nie tu. Tu wszyscy go wspierają – przyznaje Waldemar Fajdek.
Wszyscy, jak jeden mąż, mówią, że Paweł taki jest – z jednej strony potwornie silny człowiek, z drugiej ogromny wrażliwiec. Zawsze chętny do pomocy, zawsze można na niego liczyć. Nie gwiazdorzy, nie zadziera nosa, gdy przyjeżdża – jest jednym z nich. – Wszyscy mówią do niego po imieniu, nie znam nikogo, kto mówiłby "panie Pawle". Zawsze ktoś zakrzyknie "Paweł, cześć, siema, co u ciebie? Chodź do nas" – mówi nam Zuzanna Urbanik, radna z Wierzbnej, która zna go bardzo dobrze.
Tyle już akcji z nim organizowała. Jak coś potrzebuje, dzwoni, on nigdy nie odmawia. Służy autografami, zdjęciami, koszulkami, przyjeżdża na akcje charytatywne, niedawno grał w piłkę nożną dla chorej dziewczynki, odwiedza szkoły, namawia dzieci na sport. – I jeszcze co roku organizuje wyjazd do Warszawy dla dzieci z uboższych rodzin. Cały autokar jedzie na Memoriał im. Kamili Skolimowskiej – mówi Zuzanna Urbanik. Z dzieciakami to podobno istny szał. – Bierze je na ręce, rozmawia z nimi, nikomu nie odmawia zdjęć, daje potrzymać medale – słyszę.
Nie jest celebrytą
Dlatego głosy, że jest pewny siebie, denerwują tu wszystkich najbardziej. A tak wielu mogło pomyśleć rok temu, gdy rozeszły się wieści, że pijany płacił w taksówce medalem, co potem okazało się nieprawdą. Niektórzy jednak myślą, że tyle wygrywał, tyle sukcesów ma na koncie, że pewnie i tego zwycięstwa w Rio był pewien.
Na Dolnym Śląsku wiedzą lepiej. – Jest pewny siebie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie ma w nim pychy, ani żadnej nonszalancji. Nie zachowuje się jak celebryta, jest absolutnie normalny. Październik ma zawsze luźniejszy. Ja na jego miejscu to bym pojechała gdzieś w jasną cholerę, w ciepłe kraje. A on zawsze przyjeżdża tu. Zarąbisty człowiek – mówi Zuzanna Urbanik. Dodaje jeszcze, że od niego bije blask, a ona jest dumna, że go zna. – On się urodził, by wygrywać – mówi.
Waldemar Fajdek przypomina, jak było: – Niech pani sobie wyobrazi, że mając 12 lat pierwszy raz rzucił młotem i powiedział, że będzie robił to w życiu. 12-letnie dziecko powiedziało to ojcu i robi to do dziś. Taki jest konsekwentny. On nigdy się nie poddaje.
Paweł jeszcze raz przypomniał ojcu o młocie, gdy miał 19 lat: – Chciałem wtedy, żeby otworzył firmę, a on powiedział, że żadnej nie zakłada. Będzie rzucał młotem.
"Ma chłopak swoje zdanie"
Ten filmik, który pokazał wrażliwą twarz sportowca nikogo w rodzinnych stronach nie dziwi. – Trzeba mieć jaja i ogromną odwagę, żeby przeprosić wszystkich, przyznać się, jak było, wstawić filmik na FB i zmierzyć się z krytyką – mówi radna.
Krzysztof Dutkiewicz z Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Żarowie: – On taki jest. Mocny facet, silny charakter, ale i taki przytulny.
Mateusz Dzień vel Rakoczy, dziennikarz sportowy portalu Świdnica24.pl: – Duży człowiek, umięśniony facet, ale wrażliwy. Może być odbierany za pewnego siebie, bo nie owija w bawełnę, mówi to, co myśli. Ma chłopak swoje zdanie. Nie raz pokazywał, jaki ma mocny charakter, nie raz wychodził z tarapatów.
Nastawiony na cel na 100 procent
– Szkoda – mówią mieszkańcy. Ale tragedii nie ma. Sercem wszyscy są z nim. Wierzą w niego nadal i to bardzo mocno. Każdemu może się zdarzyć. Znają jego wyniki, analizują, co się mogło stać. I znów wszyscy, jak jeden mąż, wskazują na te same, prawdopodobne przyczyny.
– Ciężko jest być faworytem. Presja oczywiście była – mówi Zuzanna Urbanik. Raczej nie stres. – Na takim poziomie, jak on osiągnął, to raczej nie był stres. To musiało być coś innego. Może za wcześnie? Za rano? On nie chciał tak rano jechać do Rio, wolał jechać później – mówi Waldemar Fajdek.
Pora dnia i pogoda – te dwa czynniki wymieniane są najczęściej. Mateusz Dzień vel Rakoczy , który zna Pawła Fajdka, chodził z jego starszym bratem Dawidem do jednej klasy, dodaje jeszcze, że być może nałożył się jeszcze koszmar z Igrzysk w Londynie, gdy też mu się nie udało. Jakieś fatum z tymi imprezami... – Na pewno Paweł zamieniłby dwa, trzy medale na jeden olimpijski. Nie raz podkreślał, że to jest jego cel. A on jest nastawiony na cel na 100 procent. Bardzo konsekwentny. Trzymam kciuki, żeby mu się udało – mówi.
Prawie żadnych wad
Mieszkańcy lubią o nim mówić. Słyszę jeszcze, że lubi filmy animowane, że jest towarzyski, że ma córeczkę, 16-miesięczną Lailę, że jest mocno, duchowo, związany z bratem, że lubi grać w koszykówkę. I jak coś zacznie, to musi skończyć. Taki był od zawsze. – Miał dużo obowiązków, z których zawsze musiał się wywiązać i zawsze wywiązywał się z nich w 100 procentach. Zawsze – podkreśla Waldemar Fajdek. Pytam, czy jakieś szczególne. Odpowiada, że nie. Normalne, codzienne życie, dodatkowo sam narzucił sobie treningi: – Cały dzień miał zajęty, od rana do wieczora.
Same zalety. Czy Paweł Fajdek ma jakieś wady? – Lubi długo spać – mówi ojciec. – Innych wad nie ma.