
O tym zdjęciu pisali wszyscy. Jego cichy bohater to 5-letni Omran, który został ranny, gdy na jego dom w syryjskim Aleppo spadła bomba. Sfotografowany w ambulansie nie płakał, trzymając się za głowę, szukając wzrokiem bliskich mu osób. Tomasz Kammel poświęcił mu post na Facebooku i spotkał się z falą hejtu.
REKLAMA
"Proszę Państwa, mówię do tych, którzy wiedzeni informacjami z portali piszących brudnym językiem, zjawili się na moim FB, by krytykować mój ostatni wpis" – zaczyna Kammel. Kilka dni wcześniej napisał, że osobom takim jak chłopiec z karetki trzeba pomagać. I nie spotkał się tylko ze zrozumieniem fanów. "To zacznij pan przeznaczać swoje gaże na dożywianie migrantów, od czegoś trzeba zacząć a potrzeby są duże" – brzmiał jeden z komentarzy.
Dziennikarz postanowił odpowiedzieć na zaczepki, stwierdzając, że prawo do swojej opinii nie jest jednoznaczne z prawem do obrażania i plucia jadem. "A w Was strasznie dużo nienawiści. Na nią nie ma tu miejsca" – zwraca się do fanów, którzy wybrali właśnie taki sposób argumentacji. (...) Nienawiść nigdy nie zrodziła niczego dobrego. Dlatego mój FB, to moje zasady" – dodaje.
Nie ma zamiaru odpowiadać na żądania, by udowodnił, że naprawdę dba o los uchodźców - że wysyła pieniądze wspierających ich organizacjom albo dał schronienie jakiejś rodzinie. "Po co? Żebyście i to mogli potępiać?"– pyta. – (...) W starciu z Wami jestem bezbronny. W pojedynku na nienawiść przegrałbym z kretesem, dlatego nigdy nie będę się z Wami tam mierzył" – czytamy dalej.
Kammel zapowiedział, że nie ma zamiaru dłużej godzić się na obraźliwe wpisy. Będzie blokować ich autorów, dopóki się nie opamiętają i zechcą kontynuować krucjatę hejtu. "Będę wypraszał Was z mojego świata. (...) Wybaczcie, ale na nienawiść, brak empatii, prostactwo, niskie instynkty i tchórzostwo nie ma tu miejsca" – konstatuje dziennikarz.
