Nie nosi już pereł, ale nadal stara się zachowywać zgodnie z zaleceniami Małgorzaty Rozenek i mentorek z "Projektu Lady". Po wygraniu finałowego odcinka Patrycja Wieja zapowiada, że jeszcze wszystkim pokaże.
Patrycja Wieja: Najpierw chciałam tylko przeżyć przygodę. W połowie programu dzięki mentorkom zaczęłam zastanawiać się, czy mogę wygrać. Cały czas pracowały nad moją pewnością siebie. I wreszcie im uwierzyłam, a raczej uwierzyłam w siebie. Bo jak człowiek sobie mówi, że się nie uda, to się nie uda. A ja jak dotąd cały czas myślałam właśnie w taki sposób.
Dlaczego?
Bo poniosłam wiele porażek. Bardzo chciałam być siatkarką - nie udało się. Chciałam profesjonalnie opanować taniec towarzyski - też bez sukcesu. To bardzo mnie zdołowało, zaczęłam myśleć, że jestem osobą, która nigdy nic nie osiągnie. Ale potem stwierdziłam, że takie myślenie jest bez sensu. I wszystko zmieniło się o 180 stopni. Dostałam się do programu. A program dodał mi skrzydeł.
Łatwo było utrzymać wygraną w tajemnicy? Jest koniec sierpnia, a "Projekt Lady" zakończył się w marcu.
Bardzo trudno. Każdy pytał, gdzie jestem i co robię. Bardzo chciałam powiedzieć im prawdę. O tym co się działo wiedzieli tylko najbliżsi.
Tymczasem przyjaciele, znajomi i inni widzowie TVN co tydzień oglądali kolejne odcinki programu. Z jakimi reakcjami się spotkałaś?
To dziwne, bo przed finałem dostawałam tylko pozytywne wiadomości i komentarze. Nawet obcy ludzie pisali, że mi kibicują, że trzymają kciuki. Gdy się okazało, że wygrałam, zalała mnie fala hejtu. Nie rozumiem tego społeczeństwa.
Czytałaś komentarze o sobie?
Niestety tak. I to był błąd. Popłakałam się. Szkoda, że nie posłuchałam Małgorzaty Rozenek, która radziła, żebyśmy nie przeglądały forów.
Widzowie TVN poznali cię w pierwszym odcinku - krytykowali, że szłaś do Pałacu w Radziejowicach na niebotycznie wysokich obcasach, ciągnąc za sobą dwie, ciężkie walizki. Sama się tak ubrałaś, czy tak poradzili ci producenci programu?
To był mój pomysł. Tak się wtedy ubierałam na dyskoteki i imprezy. Chciałam zaszaleć. Nie pomyślałam o względach praktycznych (śmiech).
Mieszkałaś przez kilka lat w Niemczech, gdzie pracowałaś jako tancerka klubowa.
To była moja decyzja. Wcześniej pracowałam na produkcji, zawijałam paczki. To było strasznie nudne! Chciałam ubarwić swoje życie i więcej zarobić. A ponieważ lubię tańczyć i nie opuszczę żadnej imprezy, to pomyślałam, że fajnie byłoby tańczyć w klubach i jeszcze dostawać za to pieniądze. Łamanym niemieckim rozpytywałam w klubach czy nie szukają tancerki. I szybko znalazłam pracę. Moim zadaniem był krótki taniec na barze, by rozkręcić imprezę. Byłam kuso ubrana, ale nigdy się nie rozbierałam.
Zawsze marzyłaś o występie w reality show?
Od 13 roku życia, gdy obejrzałam "Big Brothera". Bardzo wtedy żałowałam, że jestem za młoda, by wystąpić. Ale za to wzięłam udział w "Projekcie Lady".
Czekałaś na program, w którym będziesz mogła wystąpić?
Nie, to nie było tak. Kilka miesięcy temu nie wiedziałam co zrobić ze swoim życiem. Chciałam coś zmienić, ale nie wiedziałam co i jak. Wtedy trafiłam w telewizji na reklamę castingu do "Projektu Lady". I pomyślałam, że czemu by nie spróbować. To była spontaniczna decyzja. Miałam też wątpliwości.
Jakiej natury?
Dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, że program ma prowadzić Małgorzata Rozenek. Wtedy za nią nie przepadałam.
Dlaczego?
Znałam ją tylko z mediów. Wydawało mi się, że się wywyższa, myślałam, że jest zarozumiała. Ale gdy ją poznałam osobiście okazało się, że jest zupełnie inaczej.
To jaka jest Małgorzata Rozenek?
Ma duże poczucie humoru, jest bardzo pomocna. Okazała się prawdziwą przyjaciółką. Robiła znacznie więcej, niż wymagał tego program. Na przykład poza kamerami przychodziła do nas, rozmawiała z nami. Radziła, by nie czytać o sobie komentarzy w internecie. Stała się moim wzorem.
Czym ci szczególnie zaimponowała?
Profesjonalizmem. Nie musiała kręcić żadnych dubli. Wszystko było od razu nagrywane. Naprawdę szacun. Gdybym kiedyś pracowała w mediach, to chciałabym być taka jak ona.
Niektórzy mówią, że w reality show wszystko jest wyreżyserowane od początku, do końca.
To nieprawda. "Projekt Lady" odniósł sukces bo byłyśmy sobą. Nic nie było reżyserowane. Nikt nam nie podpowiadał, to był żywioł. Już po kilku godzinach zapomniałyśmy o obecności kamer.
Jakie momenty w programie były dla ciebie najtrudniejsze?
Tego nie pokazano w telewizji, ale zawsze gdy siadałyśmy do stołu, mentorka Irena za coś mnie krytykowała. A to za głośno się śmiałam, a to za bardzo ruszałam głową... Zawsze coś było nie tak. Na początku czułam się z tym bardzo źle, ale potem uświadomiłam sobie, że mentorka poświęca mi uwagę dlatego, że chce, bym była jak najlepsza. Żebym się ogarnęła i zaczęła zachowywać jak dama.
Jaka jest najważniejsza rzecz, której się nauczyłaś?
Uwierzyłam w siebie. Wiem, że mogę więcej. A gdy poniosę porażkę, nie mogę się załamywać.
Z ciekawości spojrzałam na twoje zdjęcie profilowe na Facebooku. Masz kolczyk w języku. Mentorki z "Projektu Lady" nie byłyby zachwycone.
Raczej nie (śmiech). Ale już nie noszę kolczyków. To nie wygląda estetycznie u kobiety w wieku 25 lat. Pozbycie się kolczyków to krok w stronę nowego życia.
Planujesz jeszcze jakieś zmiany?
Chciałabym się bardziej elegancko ubierać - ani zbyt seksownie, ani jak chłopak. Podoba mi się ubiór i zachowanie Justyny Steczkowskiej. Chcę pójść w tę stronę.
A co zmienisz w kwestiach nie związanych z wyglądem?
Chcę dokończyć studia. Licencjat to za mało, zostały mi jeszcze dwa lata do magistra. Będę kontynuować naukę angielskiego, którą rozpoczęłam w Cambridge. Planuję znaleźć pracę jako instruktorka fitnessu.
Mówisz, że "Projekt Lady" bardzo cię zmienił, że rozpoczynasz nowe życie. A co się nie zmieniło?
Nadal jestem bardzo wesołą, spontaniczną osobą. Ale chcę być bardziej zdystansowana, spokojna, a nie zwariowana i rozkrzyczana.
Czy po zakończeniu "Projektu Lady" nie miałaś zjazdu? Program się kończy, Ty wracasz do codzienności...
Oczywiście, że miałam taki moment. Było mi przykro że "Projekt Lady" się skończył, ale taka jest kolej rzeczy. Teraz wszystko zależy ode mnie. Dostałam szansę, więc muszę się wykazać. I nie zmarnować tego, czego nauczyłam się w programie. A jest trudniej, bo nie mam przy sobie mentorek.