Teoretycznie dr Adam Bodnar jeszcze przez 4 lata powinien spokojnie zajmować się tym, do czego został powołany: ochroną praw obywatelskich. Jednak w Polsce rządzonej de facto przez Jarosława Kaczyńskiego, dopieszczającej nacjonalistów, w której prawa i prawo są uważane za fanaberie, rzecznik znalazł się pod ostrzałem krytyki.
O jego odwołanie apelują ludzie i środowiska związani ideologicznie lub finansowo z hierarchami Kościoła rzymskokatolickiego, którzy pod swoim postulatem od lipca zebrali już 23 tys. podpisów. A politycy PiS gorliwie przyklaskują. Bodnar jest im solą w oku. Ale nie tylko im.
Rok temu Bodnar, bezpartyjny kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich, który jako pierwszy przedstawił swój program, nie budził powszechnego zachwytu nawet w rzekomo liberalnej Platformie. Choć PO ostatecznie go poparła, to jego kandydatura przeszła w Senacie zaledwie 3 głosami. Teraz jego głos jest jednym z nielicznych, które na przekór lansowanej przez władzę dyskryminacji, urzędowo upominają się o tych, których prawa są łamane.
Słuszna i niesłuszna dyskryminacja
Bodnar działa na rzecz osób z niepełnosprawnościami, migrantów, starszych, kobiet, bezdomnych, ludzi nieheteroseksualnych. Mimo motywowanego ideologicznie niedofinansowania przez rząd, otworzył 8 biur regionalnych (w tym w Słupsku), by ułatwić ludziom egzekwowanie swoich praw. Ale te są relatywizowane przez rządzących.
W brunatniejącej Polsce jedynie słusznie dostrzeganą dyskryminacją jest prześladowanie Polaków ze względu na narodowość. Właśnie w tej sprawie do Wielkiej Brytanii poleciało aż 3 ministrów rządu PiS, którzy nie tylko nie mają nic przeciwko dyskryminacji Polaków choćby ze względu na orientację seksualną, ale wręcz ją popierają. Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, uważa brak możliwości dyskryminowania klientów za "niebezpieczny precedens".
W odpowiedzi na gęstniejącą atmosferę, Akcja Demokracja uruchomiła petycję dla tej części suwerena, która chce, by Bodnar nadal bronił praw obywatelskich jako rzecznik. W ciągu kilku dni za pozostawieniem Bodnara na stanowisku RPO podpisało się ponad 18 tys. osób.
Bilans
9 września minie rok od ślubowania Bodnara na Rzecznika Praw Obywatelskich. Z tej okazji posłowie zadali mu szereg pytań po tym, jak przedstawił bilans swojej działalności. Choć pytań było wiele, to temat był praktycznie tylko jeden: żydo-femino-homo-wege-cyklo-masoneria. Przerażeni konceptem równości płci i orientacji posłowie nie byli w stanie skoncentrować się na czymś innym, niż swoich koszmarach sennych o "potworze dżender".
Ale padły też merytoryczne pytania. O jakość bezpłatnej pomocy prawnej zapytał poseł Jachnik (Kukiz'15), a o działania RPO na rzecz przejrzystości władzy pytała posłanka Gasiuk-Pihowicz (.Nowoczesna). Spotkanie niestrudzenie relacjonował na Twitterze prawnik Krzysztof Izdebski. Ale to nie koniec. Późnym popołudniem posłowie wezmą Rzecznika w obroty na sali plenarnej. A ponieważ tam są kamery, można się spodziewać spektakularnych występów.
Jednak politycy prawicy i inne środowiska związane na różne sposoby z hierarchami rzymskokatolickimi, mają za złe Bodnarowi nie tylko obronę równości płci i orientacji. Chodzi też o jego jednoznaczne opowiedzenie się przeciwko zamachowi PiS na Trybunał Konstytucyjny. RPO nie uderzył w stół, ani nie uciekł się do happeningu - po prostu przy każdej okazji przypomina, że Trybunał jest jest jedynym hamulcem, który może powstrzymać rządzących przed łamaniem praw obywateli.
Ale w tym dr Bodnar się myli. On również może hamować bezprawne zapędy władzy i właśnie to robi. Dlatego PiS najchętniej wymieniłby Rzecznika Praw Obywatelskich na własny, prawomyślny model.