Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta Pozowanie na ściance z napisem "Smoleńsk", to jak robienie sobie zdjęć z ciałem Ewy Tylman
Reklama.
Gdzie jest granica tego, co wypada? W kontekście Smoleńska, jest ona bardzo płynna, a moralne prawo do decydowania o niej uzurpuje sobie około-smoleńska prawica. Wiele razy podkreślano, że nie wolno śmiać się ze Smoleńska, przez wzgląd na nadzwyczajną skalę tego dramatu. "Zimny Lech", "krwawa mery" czy "Kaczka Smoleńska" to rzeczywiście żarty, których miejsce jest w rynsztoku. Ale w wielu przypadkach również sama prawica powodowała, że niewłaściwie wywoływany temat Smoleńska stawał się powodem do drwin.
Chwalą się, nie wstydzą
Jeden z komentatorów na Twitterze trafnie porównał pozowanie na smoleńskiej ściance do selfie ze zwłokami Ewy Tylman. W obu przypadkach zabrakło dobrego smaku i zrozumienia, że mamy do czynienia z tragedią. Ale ważniejsze okazały się flesze i zdjęcia, które dziś ukazują się w ogólnopolskich mediach. W końcu nie wszyscy aktorzy wstydzą się, że grali w "Smoleńsku".
Prawica nie pierwszy raz próbuje czcić pamięć o tragedii smoleńskiej w sposób, który wywołuje uczucie żenady. Robi to zawsze wtedy, gdy w imię interesów partyjnych oraz teorii spiskowych, zamiast godnych i stosownych do rozmiarów tragedii pomników, próbuje się zrobić "coś więcej".
Smoleński niesmak
Przykładem czegoś więcej jest choćby pomnik smoleńskiego Tupolewa, z parą prezydencką wyglądającą z okien. Tu również, podobnie jak w czasie pozowania na ściance smoleńskiej, zabrakło dobrego smaku.
To instalacja, która nadawałby się raczej jako eksponat do muzeum miniatur, niż na godne upamiętnienie pary prezydenckiej. Trudno oczekiwać, że miałoby to pomóc w zachowaniu w pamięci ofiar katastrofy. Zwłaszcza, że jak pisaliśmy w naTemat, zapomniano już nawet o samym pomniku.
logo
Pomnik Tupolewa w Kałkowie to raczej kiepski żart, niż sposób na upamiętnienie. Fot. Demotywatory.pl
Pamięć o Smoleńsku czci się także w czasie Świąt Wielkiej Nocy. Smoleńskie Groby Pańskie w polskich Kościołach stają się już tradycją. Na przykład w Rumii, proboszcz chciał pokazać, że "tragedia smoleńska nie kończy niczego". Ma ją wypełnić Jezus złożony w Tupolewie. Zamiast o świętach, wierni mają śnić czarny sen Antoniego Macierewicza. To odpycha nie tylko od Kościoła, ale i od Smoleńska.
Podobnie jest w przypadku apelu smoleńskiego, który jest odczytany przed każdym apelem z asystą wojska. Na przykład w czasie rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, czy rocznicy w obozie koncentracyjnym Stutthof.
logo
Grób pański przedstawiający samolot Tupolew, nawiązujący do katastrofy smoleńskiej. Kościół Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych w Rumii Fot. Dominik Werner / Agencja Gazeta
Nieodpowiednie miejsce i czas przypominania ofiar Smoleńska sprawiają, że apele Macierewicza stają się żenującą groteską, a nie wyrazem należnego szacunku. To zaś sprawia, że coraz więcej osób czuje przesyt Smoleńskiem w debacie publicznej. Nie wspominając o tym, że katastrofa została upolityczniona i zawłaszczona przez jedną partię. Wystarczy spojrzeć, jak traktuje się niektóre z rodzin ofiar.
Symbolem tego pomieszania z poplątaniem stała się koszulka, która kilka tygodni temu podbijała media społecznościowe. To efekt wyobraźni dwóch artystów z Targówka. Zainspirował ich do tego minister Macierewicz, wciskający na siłę ofiary katastrofy smoleńskiej w Powstanie Warszawskie.
Prawica usiłuje na każdym kroku w sztuczny sposób kreować mit katastrofy smoleńskiej. Wspomina się o niej przy każdej możliwej okazji, przez co dezawuuje się jej ranga. To zbyt ważne dla Polaków wydarzenie, aby szastać nim jak broszurką reklamową PiS.

Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl