"Smoleńsk" nie przysporzy teorii zamachu nowych zwolenników. To film zbyt hermetyczny, jeśli ktoś nie śledził kolejnych teorii Antoniego Macierewicza i jego zwolenników, trudno mu będzie odczytać sugestie pokazane przez Antoniego Krauzego. A to właśnie sugestii i tworzenia odpowiedniego wrażenia jest tam wiele
Piątek 9 września, godzina 10.00, sieciowe kino w jednym z centrów handlowych. Na sali zaledwie kilka osób, ale trudno się dziwić, tłumy pewnie ruszą wieczorem. No i po weekendzie, prowadzone przez nauczycieli w ramach zajęć szkolnych.
Z dużej chmury...
I z tym związana była moja obawa. Że film "Smoleńsk" spowoduje, iż kolejne grupy ludzi uwierzą w spiskowe teorie kolportowane przez Antoniego Macierewicza i jego współpracowników. I że teraz nie będzie to już kilkadziesiąt tysięcy czytelników "Gazety Polskiej" czy widzów Telewizji Republika, ale nawet kilka milionów osób, które obejrzą film. Pisaliśmy o tym w naTemat.
Po obejrzeniu "Smoleńska" moje obawy są już mniejsze, bo to film zaskakująco nijaki. I nie chodzi już nawet o główną aktorkę Beatę Fido, która jest po prostu zła. Chodzi o scenariusz. Napisano go sprytnie, stosując dobrze znaną metodę Antoniego Macierewicza.
...mały deszcz
Wydarzenia oczywiste i mało znaczące przedstawia się jako owiane tajemnicą, a do tego kluczowe dla całej sprawy. Do tego na siłę i bez dowodów łączy się rzeczy, które nie mają ze sobą nic wspólnego.
Film jest nie tylko nakręcony metodą Macierewicza, jest też przeznaczony dla jego wyznawców. Bo w filmie jest wiele sugestii i nawiązań do pojawiających się na przestrzeni ostatnich sześciu lat teorii i do wydarzeń, które nie miały szans na zapamiętanie przez tych, którzy nie śledzą uważnie polityki i sprawy smoleńskiej.
Bez szoku
W kwestiach innych niż wybuchy, które pokazano bardzo wprost, twórcy scenariusza zatrzymali się w pół kroku. Sugerują, ale nie wskazują palcem. Obwiniają, ale nie wprost. Czynią wyrzut, ale bez konkretu. Jeśli ktoś nie jest na bieżąco z aktywnością niepokornych, w wielu scenach może nie skojarzyć o co chodzi.
Dlatego z kina wychodzi się bez poczucia szoku, wstrząsu i czegoś przełomowego. To nie film dla szerokiej publiczności, ale dla środowiska smoleńskiego. I oni tym filmem będą zachwyceni. A reszta tylko wzruszy ramionami.