Po ośmiu latach postu armia Jarosława Kaczyńskiego rzuciła się na państwowe posady. Media regularnie informowały o kolejnych skandalicznych nominacjach, aż w końcu masa krytyczna została przekroczona. Na głównym placu miasta ścięto więc ministra skarbu, licząc, że to wystarczy. Ale tym, który powinien się wytłumaczyć jest Jarosław Kaczyński.
"Teraz K***a My" – powiedział Jarosław Kaczyński niemal dwie dekady temu. Wtedy była to krytyczna ocena poczynań ekipy AWS. Dzisiaj brzmi to jak program działań ekipy rządzącej. Jasne, tak było i za rządów koalicji PO-PSL, o czym pisaliśmy w naTemat, i za poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości, i za poprzednich ekip.
"TKM" Jackiewicza
Ale skala kumoterstwa i nepotyzmu, którą obserwujemy od połowy listopada poraża. Dobra Zmiana polega głównie na dużo większym tempie przejmowania posad i dużo większej pazerności. Media, także naTemat, skwapliwie odnotowują takie przypadki. Były ich już dziesiątki.
Jednak nie robiło to na politykach PiS żadnego wrażenia. Także na tym najważniejszym. Aż do ostatniej niedzieli. Wtedy odpowiedzialny za TKM minister skarbu Dawid Jackiewicz stracił miejsce w partyjnych władzach. Pięć dni później nie było go też w rządzie. To trochę jak w poprzednim systemie, kiedy ważni sekretarze jednego dnia stali na trybunie honorowej, a następnego stawali się szeregowymi członkami partii, pozbawionymi wszystkich funkcji.
Kozioł ofiarny
Ścięto więc Jackiewicza, a do mediów poszedł przekaz pt. "Prezes był zaskoczony skalą nieprawidłowości". Utrwalaniu go ma też służyć pokazowa kontrola służb w państwowych spółkach. To by oznaczało, że Kaczyński wiedzę o świecie czerpie tylko z "Wiadomości" i jest jak bohaterka filmu "Goodbye Lenin". Ale trudno w to uwierzyć.
Kaczyński musiał wiedzieć o przynajmniej części rażących nominacji. Choćby dlatego, że kilka posad dostali posłowie, którzy odeszli z klubu PiS. Chodzi o Andrzeja Jaworskiego (wiceprezes PZU), Maksa Kraczkowskiego (wiceprezes PKO BP) i przede wszystkim przyjaciela braci Kaczyńskich z czasów studenckich Wojciech Jasińskiego (prezes Orlenu).
Prezesie, odwagi!
Ale przecież głośnych medialnie przypadków były dziesiątki. I prezes Prawa i Sprawiedliwości musiał o nich wiedzieć. Dlatego to on powinien wyjść do dziennikarzy i wytłumaczyć, dlaczego dawał na to przyzwolenie. Powinien nie tylko wygłosić oświadczenie, ale też odpowiedzieć na pytania. Ale na to nie ma co liczyć. Nie ma co liczyć także na to, że Prezes zostanie spytany o to podczas wywiadu dla zaprzyjaźnionych mediów, bo tylko tam się wypowiada.
Ważnym testem dla Kaczyńskiego i dla ekipy Dobrej Zmiany będzie to, czy coś się zmieni w spółkach, które podlegały Jackiewiczowi. Bo jeśli partyjni nominaci pozostaną na stanowiskach, to znaczy, że Jackiewicz był tylko kozłem ofiarnym, którego poświęcono po to, by dalej doić publiczną kasę. Wszak sam Jackiewicz na końcu czwartkowej konferencji stwierdził "Do zobaczenia!". Do zobaczenia w jakiejś radzie nadzorczej?