Lekarz kazał przyłożyć małą Julkę do piersi Kasi. W szpitalnym pokoju zapadła cisza i oczekiwanie. Po twarzy Katarzyny przemknął grymas. Nie mogła objąć córki, ani zobaczyć, ale wiadomo, że czuje jej obecność. Bliscy po cichu liczyli, że matczyne uczucia wyrwą ją z "klatki". Od kwietnia, czyli porodu Julki, jej mama jest w śpiączce. Bliscy rozkręcili akcję „Obudźmy Kasię”.
– Żona ma szare oczy, ja zielone, córka niebieskie. Wiadomo, że kolor może się dziecku zmienić – uśmiecha się Maciej Przygoda z Bydgoszczy.
W głosie słychać zmęczenie. Musi zajmować się nie tylko córką, ale i żoną, a przecież plany były zupełnie inne. Po urodzeniu Julki chciał wziąć krótki urlop, aby pomóc żonie. Katarzyna zamierzała zostać z małą w domu dłużej.
Jej brat, Hubert Kowalik wspomina: – Cieszyła się ogromnie oczekiwaniem na dziecko. Oczywiście było, to całe kobiece szaleństwo: wybieranie ciuszków, łóżeczka, a potem oglądanie brzucha, gdy pojawiła się stópka malucha. Pamiętam, jak robiła pizzę i żaliła się z przekąsem, że brzuch przeszkadza jej w ugniataniu ciasta. Natomiast my ze szwagrem żartowaliśmy, że teraz koniec z wyprawami na kajaki. Będzie maluch to przepadną na kilka lat z życia towarzyskiego.
Poród, a potem coś nie tak
Wody płodowe odeszły wczesnym rakiem, 10 kwietnia. Maciej pospiesznie zawiózł żonę do szpitala. – Kasia zdążyła jeszcze powiadomić moją żonę, że jadą. To było około szóstej rano – wtrąca Hubert.
Na sali porodowej Maciej był cały czas przy żonie. Położnicy liczyli, że Julka przyjdzie na świat drogą naturalną. Po kilku godzinach decyzja: cesarskie cięcie.
– Po porodzie pielęgniarki położyły Julkę na piersi Kasi. Żona uśmiechała się do niej. Pewnie widziała ją na tyle świadomie, na ile pozwalały leki znieczulające – opowiada Maciej.
Po zszyciu godzinę, może dwie Katarzyna zaczęła na łóżku zwijać się z bólu. Jej mąż usłyszał od lekarzy, że jadą natychmiast na operację. Muszą ją „otworzyć”.
Katarzyna została wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną. Po „otwarciu” okazało się, że jest krwotok. Na stole operacyjnym doszło do wstrzymania akcji serca. Lekarze musieli reanimować Katarzynę. Wyrwali ją z objęć śmierci, ale...
Nie mogę w to uwierzyć
Około godzin 16.00 w szpitalu pojawiła się rodzina. Hubert Kowalik: – To, co się tam działo na korytarzu.... Wyparłem z pamięci. Ja wciąż nie wierzę, że Kasia jest w śpiączce. Nie mogę w to uwierzyć. Rozumie pan?
Matka Julki dawno już powinna otworzyć oczy po narkozie. Po dwóch dniach od operacji zaniepokojeni lekarze zawieźli Katarzynę na badania rezonansem magnetycznym. Niestety – potwierdziły, że na skutek niedotlenienia doszło do uszkodzenia części mózgu.
Hubert Kowalik przez całą rozmowę mówi spokojnie i opanowanym głosem. Łamie mu się i łapie z trudem oddech, gdy wspomina: – Zrobiłem zdjęcie Kasi, gdy na jej piersi leżała Julka i poczułem bezradność. Że nic nie mogę zrobić. Nawet, gdybym rękę dał sobie odrąbać, to nic by się nie zmieniło.
Nosi ją znów na rękach
Przygodowie i Kowalikowie widzą swoje mieszkania z okien bloku. Na zmianę dyżurują przy Katarzynie i Julce. Najczęściej wpada mama Kasi. Młodą trzeba przewinąć, a jej mamie wyczyścić ssak do odsysania śliny. – Ile godzin godzin śpię? Może z sześć. Na raty – odpowiada Maciej.
Ostatnio wyniósł żonę na balkon, tak niósł ją na rękach po ślubie. Poznali się w 2000 roku, gdy on był studentem, a ona jeszcze w liceum. Po studiach znaleźli pracę. Katarzyna w biurze analiz chemicznych na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym.
Małżeństwem zostali w 2014. Już wtedy planowali dziecko. Jakie są rokowania, że Kasia wybudzi się i ujrzy córkę?
– Słabe – przyznaje jej mąż. I dodaje: – Pozostaje nam wiara i nadzieja.
Lawina otuchy
To znajomi „wymusili” akcje zbieranie pieniędzy dla Katarzyny. Chcieli wesprzeć rodzinę. Początkowo Hubert był przeciwny pomysłowi zbiórki, ale znajoma z Wielkiej Brytanii nalegała. Uruchomiła zrzutkę na Wyspach.
– Pieniądze, wiadomo, przydadzą się, aby rehabilitować Katarzynę. Zaczynając akcję chodziło chyba najbardziej o... zwykłe słowa wsparcia. Potrzebowaliśmy tego – przyznaje.
Był właśnie na zwolnieniu lekarskim, kiedy rankiem stwierdził, że założy profil Kasi. W fundacji pomogli utworzyć subkonto. Późnym wieczorem przed wyłączeniem laptopa już kilka tysięcy osób czytało o Kasi. Rodzina cieszy się z każdego postu, ale myśli jednak tylko o jednym, kiedy Katarzyna otworzy oczy.
– Moje najwcześniejsze wspomnienie Kasi? – zastanawia się zaskoczony pytaniem Hubert, który jest starszej od niej o osiem lat. – Pamiętam ją w stroju gimnastycznym w klubie sportowym „Zawisza”. Wpadałem do niej czasem. A ona w tym swoim stroju ćwiczyła, zawsze taka uśmiechnięta.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl