Nie pracują, oszukują i kradną - takie są stereotypy na temat Romów. Na razie pomińmy, czy są sprawiedliwe, czy nie. Nie ma jednak wątpliwości, że istnieje problem społeczności romskiej w Polsce i nie jest prosty do rozwiązania. Niektóre samorządy znalazły sposób - pozbywają się kłopotu kupując Romom inny dom w innej gminie i przesiedlając ich. To wzbudza protesty i pytania, czy takie "podrzucanie" sobie nawzajem Romów jest legalne. Wkrótce ma zapaść decyzja sądu, która albo wywoła falę przesiedleń, albo ją zablokuje.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Nie jest tajemnicą, że Romowie raczej nie cieszą się sympatią Polaków. CBOS co roku pyta o to, które narody i grupy etniczne lubimy najbardziej. Społeczność romska zawsze zajmują miejsce na samym dole tabeli. W ostatnim sondażu aż 67 procent badanych odpowiedziało, że odczuwa niechęć w stosunku do Romów, 11 procent mówiło o sympatii. Fatalny wynik. Na pewno częściowo jest to efekt stereotypów i uprzedzeń. Ale w znacznej mierze Romowie na tę opinię zapracowali.
Niszczą, biją, leniuchują
Raz po raz w różnych miejscach kraju wybuchają konflikty związane z sąsiedztwem Romów. Rok temu "Dziennik Wschodni" opisywał sytuację w Puławach w tamtejszych blokach komunalnych. Polacy skarżyli się na to, że romskie dzieci biją polskie dzieci, że Romowie dewastują budynki, że wciąż sypią się wyzwiska. Romowie odpowiadali, że zarzuty są wyssane z palca i oskarżali Polaków o rasizm.
Do tego dochodziła zazdrość - że Rom nie pracuje, a ma. – My musimy pracować, żeby jeść. Oni mają to za darmo. Biorą z MOPS-u po 2 tys. zł i kupują wszystko z najwyższej półki. Ja haruję i mam tylko 1200 – skarżyła się jedna z mieszkanek Puław "Dziennikowi Wschodniemu".
Jak w getcie
Jednak to, co działo się w Puławach to i tak nic w porównaniu z tym, z czym od lat mierzy się samorząd gminy Łącko pod Nowym Sączem. We wsi Mieszkowice mieszka około 200 Romów. Sami jakiś czas temu przyznawali, że pracę mają wśród nich 2 osoby. Żyją głównie z zasiłków. Z kradzieży też. Dwa lata temu pisaliśmy o tym, jak romskie dziecko położyło się na drodze, aby zatrzymać orszak weselny przejeżdżający obok wioski. Romowie zażądali haraczu, próbowali dobrać się do bagażnika ze ślubnymi prezentami. Skończyło się bijatyką. Pół roku wcześniej cała wioska napadła na vana z robotnikami.
Rozwiązania sytuacji w Maszkowicach nie widać od lat. Gminne władze pewnie, gdyby mogły, chętnie pozbyłyby się kłopotu. Na razie, choć mają rządowe pieniądze na zakup nowych mieszkań dla Romów, to wstrzymują się. Czekają na decyzję sądu w konflikcie między Limanową a Czchowem. Bo Limanowa "podrzuciła" Czchowowi 20-osobową romską rodzinę.
Integracja przez dezintegrację
Z pieniędzy z rządowego "Programu integracji społeczności romskiej w Polsce na lata 2014-2020” władze Limanowej kupiły w Czchowie duży dom. Dlatego, że ich dotychczasowy nie nadawał się już do użytku - takie jest oficjalne wyjaśnienie. Romscy lokatorzy na przeprowadzkę się zgodzili. Podpisali nawet pismo w obecności notariusza. Ale - jak twierdzą - stało się to pod przymusem. – Władze straszyły nas, że przyjedzie koparka i zacznie wyburzanie. Odetną prąd i wodę. Myśleliśmy, że nie będziemy mieli gdzie się podziać. Pod taką presją podpisaliśmy zgodę na wysiedlenie. Przymuszono nas do tej umowy – mówił "Gazecie Wyborczej" Rafał Murkowski, jeden z lokatorów, których władze Limanowej chcą przesiedlić.
No i zaczęły się prawne korowody. Z jednej strony sprawę zbadał Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie i uznał, że jedna gmina ma prawo kupić dom w drugiej gminie. Władze Czchowa uważały, że burmistrz Limanowej może sobie kupować co chce, ale tylko na terenie swojej gminy. Z drugiej strony Sąd Rejonowy w Limanowej postanowił wstrzymać komorniczą eksmisję Romów do Czchowa uznając, że decyzja o przeprowadzce mogła zostać podjęta pod przymusem. Z trzeciej - najistotniejsze będzie orzeczenie sądu, czy burmistrz Czchowa miał prawo wydać zakaz zasiedlania nieruchomości kupionej tam przez limanowskie władze dla Romów. Ono ma zapaść w najbliższych dniach.
Tysiąc przeciwko dwudziestu
Władze Czchowa tłumaczą, że nie chcą przyjąć Romów dla dobra samych Romów. Mieszkańcy miasteczka grożą bowiem linczem. – Może dojść do agresji i aktów przemocy – tłumaczył w "Gazecie Krakowskiej" burmistrz Marek Chudoba. Burmistrz wie, co mówi - dostał od mieszkańców protest przeciwko osiedlaniu Romów w miasteczku, podpisało się pod nim tysiąc osób.
Sami "przerzucani" romscy lokatorzy natomiast znaleźli się między młotem a kowadłem. W Czchowie nie będą się czuli bezpiecznie, a Limanowa chce się ich pozbyć, bo musi się rozliczyć z rządowej dotacji. Dlatego samorządowcy tak niecierpliwie czekają, czy sąd zgodzi się na zameldowanie Romów w Czchowie.
Decyzjami obu samorządów i deklaracjami ich przedstawicieli oburzona jest dr Joanna Talewicz-Kwiatkowska - antropolog kultury z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W swojej pracy zajmuje się historią i współczesnością Romów w Polsce i sama jest Romką.
– Mówiąc o Romach używa się słowa "problem". Jakby nie chodziło o ludzi! Tak mówili naziści: "problem cygański", "problem żydowski"! A teraz gminy próbują dokonywać "przesiedleń" Romów. To niedopuszczalne i skandaliczne – oburza się dr Talewicz-Kwiatkowska w rozmowie z naTemat i zwraca uwagę, w jak trudnej sytuacji znaleźli się Romowie z Limanowej.
Dr Talewicz-Kwiatkowska zwraca uwagę, że pieniądze, za które gminy kupują Romom mieszkania w innych gminach pochodzą z programu, który ma służyć integracji społeczności romskiej w Polsce. – Wygląda na to, że te środki raczej służą dezintegracji. Jakoś nie widać efektów tego programu. Romowie są spychani i marginalizowali. Ich sąsiadom z kolei przeszkadza to, że "Cyganom rozdaje się pieniądze za nic" – tłumaczy w rozmowie z naTemat antropolog kultury z UJ.
Trudne sąsiedztwo
To nie jedyny taki przypadek z przenoszeniem romskich rodzin z gminy do gminy. Wójt gminy Chełmiec kupił niedawno mieszkanie Romce z trojgiem dzieci. Niedaleko, ale poza swoją gminą - w Nowym Sączu. Pieniądze na to wziął również z rządowego programu. Sąsiedzi Romki z Chełmca mówią o niej w samych superlatywach. Ale w nowym miejscu nie przyjęto jej z otwartymi ramionami. Kobieta ma zamieszkać na nowosądeckim osiedlu Wólki. – To zamożna enklawa spokoju – mówił w "Gazecie Krakowskiej" przewodniczący zarządu osiedla Stanisław Motyka i jest oburzony, że nikt z mieszkańcami nie konsultował, czy chcą mieć sąsiadkę - Romkę.
Nietrudno przewidzieć, że znaczna część mieszkańców byłaby przeciwko. Romowie to często trudne sąsiedztwo. Nietrudno też przewidzieć, że jeśli więcej samorządów zdecyduje się na przenoszenie problemu z gminy do gminy, to on wcale nie zniknie - wręcz przeciwnie, będzie narastać.
Takie rozstrzygnięcie może dać zielone światło wszystkim samorządom dla podrzucania problemów do sąsiednich gmin. Każdy będzie mógł u sąsiada urządzić slumsy czy wysypisko śmieci.
gazetakrakowska.pl
dr Joanna Talewicz-Kwiatkowska, Uniwersytet Jagielloński
Mamy do czynienia z ofiarami konfliktu, który trwa od lat i którego nikt nie potrafił lub nie chciał rozwiązać. Na to nakłada się populizm lokalnych władz. Bo przecież burmistrz Limanowej zdaje sobie sprawę, że zyska zwolenników, jeśli wyrzuci z miasta romską rodzinę. Z drugiej strony - w Czchowie mieszkańcy też będą kibicować burmistrzowi, jeśli zrobi wszystko, aby tych Romów nie przyjąć. A oni jak mają się zachować? Gdzie mają się podziać? Nie lubię tego przysłowia, ale ono niestety znów się sprawdza: "kowal zawinił, a Cygana powiesili". Jeśli jest jakaś rodzina, która np. hałasuje, to są środki prawne, aby sobie z tym poradzić. Na pewno rozwiązaniem nie jest "przesiedlenie".