W polityce zwykle jest tak, jak w sporcie i szczęście sprzyja lepszym. A najlepszymi graczami na polskiej scenie politycznej niezmiennie pozostaje ekipa "dobrej zmiany". Najnowsze protesty przeciwko zaostrzeniu przepisów antyaborcyjnych i utrudnieniu dostępu do in vitro tylko ich na tej pozycji umocnią. Dlaczego, skoro tylu Polaków bierze udział w "czarnym proteście" i otwiera nowy front walki z partią rządzącą? No właśnie dlatego!
"Tak, selfie w twarzowej czerni i rządzący aż się posikają ze strachu. Raczej poleją sobie zdrowo ze śmiechu. Tylko na tyle nas stać. Na selfie w czarnej bluzeczce. Kwiatami uderzajmy w czołgi, gratulacje..." - tak Karolina Korwin-Piotrowska kpiła z "czarnego protestu" przeciwko nadchodzącym zmianom w prawie, które mogą doprowadzić do całkowitego zakazu aborcji i ograniczą do minimum szanse na skuteczne dokonanie w Polsce zabiegu sztucznego zapłodnienia.
To bardzo celny komentarz do najnowszego zamieszania wokół aborcji i in vitro. Bo choć protestuje cała rzesza internautów, co chwila dołączają do nich kolejne gwiazdy showbiznesu i mediów, a "czarny protest" dotarł już nawet na pierwsze strony najpopularniejszych serwisów internetowych na świecie, w PiS nie tylko "poleją sobie zdrowo ze śmiechu", ale i mogą już otwierać korki od szampana. Wszystko ze względu na efekt uboczny otwarcia nowego frontu wojny polsko-polskiej.
Ubierz się na czarno i zapomnij o "Misiewiczach"
Dlaczego? Po pierwsze, kalendarz sejmowy w idealnym momencie przyszedł im z odsieczą i nakazał zabranie się za projekty ustaw dotyczące przerywania ciąży i in vitro, gdy partia rządząca zaczynała mieć naprawdę poważny problem z aferą wokół "Misiewiczów". Po drugie, protesty przeciwko zmianom stają się dla Polaków idealnym dowodem na to, że Prawo i Sprawiedliwość to właściwi ludzie na właściwym miejscu.
Oczywiście nie dla tych, którzy protestują przeciwko bezpardonowemu atakowi na prawa kobiet. Jednak chyba nikt nie myśli, że to większość społeczeństwa? Czyj to protest? Głównie "ludzi siedzących przed komputerem, oglądających filmiki, pornografię i pociągających z butelki z piwem", jak zwykł opisywać internautów Jarosław Kaczyński. No i oczywiście "lewactwa" oraz zaprzedanych mu celebrytów.
Jeszcze przed chwilą naprawdę niewiele brakowało, by do PiS na stałe przykleiła się łatka aferzystów, którzy dorwali się do władzy tylko po to, by porozdawać swoim kumplom państwowe posady i pieniądze. Tymczasem wojna o aborcję i in vitro nie tylko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od PiS to zagrożenie odsuwa, ale jeszcze w bonusie przedstawia Jarosława Kaczyńskiego i spółkę jako jedynych ludzi, którzy stoją na straży "normalności".
PiS kontra bezbożnicy
Bo żyjemy w kraju, gdzie 58 proc. obywateli popiera całkowity zakaz aborcji (dopuszczając wyjątek tylko w przypadku konieczności ratowania życia matki). Zdaniem 50,7 proc., kobiety powinny być surowo karane za przerwanie ciąży. A pozostała część społeczeństwa nie ma jednoznacznie odmiennych poglądów. Podobnie jest z in vitro. Dodajmy do tego, że 92 proc. Polaków deklaruje wyznanie katolickie, a prawie połowa obywateli regularnie praktykuje i to w kościołach wyrabia swoje poglądy.
Z punktu widzenia wielu "zwykłych Kowalskich" to, co dzieje się dzisiaj wygląda więc tak, że PiS wreszcie walczy o coś naprawdę ważnego, a jego przeciwnicy mają chyba jakieś konszachty z diabłem. Albo przynajmniej są głupcami, którzy próbują sprzeciwiać się woli boskiej. A skoro tak jest w tym przypadku, to podobnie może być z wojnami o konstytucję, media, przyrodę itd. Z PiS walczą w nich przecież ci sami, którym teraz nie podoba się ukrócenie rozpusty i mordów na nienarodzonych dzieciach.
Czego obywatele zechcą, to partia uczyni...
Poza tym obecna sytuacja jest korzystna dla PiS z jeszcze jednego ważnego względu. To nie partia rządząca chce pod groźbą surowej kary zmuszać Polki do rodzenia dzieci wbrew ich woli, w tym poczęte w wyniku gwałtu i głęboko upośledzone. Obecna władza jedynie odpowiednio zajęła się w parlamencie obywatelskim projektem ustawy w tej sprawie. Kolejny raz udowadnia więc, jak skrupulatnie wywiązuje się z obowiązków wobec Suwerena.