
Para turystów przed godziną 21.00 poinformowała TOPR, że nie wiedzą gdzie są. Reakcja ratowników była natychmiastowa. Ostatecznie zagubieni, 64-letnia kobieta i jej syn, wrócili ze szlaku podstawionym autem. Problem w tym, jak wytykają internauci, że na asfaltowej drodze z Morskiego Oka po prostu nie ma jak się zgubić.
REKLAMA
– Bardziej prawdopodobne jest to, że pani osłabła albo rzeczywiście zrobiło się ciemno, nie mieli światła i bali się jeszcze, że do parkingu daleko – mówi "Gazecie Krakowskiej" Adam Masarek z TOPR. – Do dyżurnego informacja była taka, że zgubili szlak, trochę to jest mało prawdopodobne, żeby zgubić drogę nawet jak jest ciemno – dodaje żartobliwie. Stwierdza też, że nie rolą ratowników jest oceniać, czy turyści mówią prawdę, ale udzielanie im pomocy.
Rzeczywiste powody wezwania mogły być różne - ale podejrzenia Masareka zdaje się potwierdzać miejsce, gdzie odnaleziono zagubionych. Otóż, czekali w rejonie Wodogrzmotów Mickiewicza, a więc - według ratownika - z Morskiego Oka musieli wyjść ok. 20. To dość późna pora na krajobrazowe wycieczki po górach. Starszej kobiecie i jej synowi nic się nie stało. Wrócili na sam początek najprostszego szlaku samochodem TOPR.
Od lat ratownicy apelują o przygotowywanie się do górskich przygód i zaprzestanie wezwań, kiedy nie ma realnego zagrożenia zdrowia lub życia. Większość turystów wciąż ma te prośby za nic.
źródło: "Gazeta Krakowska"
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
