
Było już ciemno, dobrze po godzinie 18-ej w drugi dzień Świąt, gdy na komendzie policji w Zakopanem, a także w Straży Pożarnej, TOPR i paru innych instytucjach, nagle rozdzwoniły się telefony. To wściekli turyści, którzy poszli na wycieczkę do Morskiego Oka i nie mieli jak wrócić, domagali się pomocy. To znaczy mieli – oczywiście na nogach, ale to najwyraźniej nie przyszło im do głowy. Oni chcieli wozami, a tych po zmroku już pod Morskim Okiem nie było... Bezmyślność, głupota, czy brak wyobraźni? Ile już podobnych historii słyszeliśmy? Ale fakt, ta historia jest wyjątkowa. W końcu nie jeden, dwóch turystów żądało pomocy, ale cała setka!
Do kuriozalnej sytuacji doszło wczoraj w godzinach popołudniowych. Do Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego oraz innych służb zaczęli wydzwaniać turyści z prośbą o zorganizowanie transportu do Zakopanego i okolicznych miejscowości. Część osób utknęła na Polanie Włosienica niedaleko Morskiego Oka, licząc być może na powrót fasiągami konnymi, które o tej porze już nie jeździły. W ciemnościach turyści nie potrafili poradzić sobie z powrotem oblodzoną asfaltową drogą. Czytaj więcej
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
