– Może ktoś z boku zapytać, jak ja wytrzymuję widząc tyle zgonów dzieci tuż po porodzie, czy też stykać się z tragedią jego rodziców. Ja tutaj doświadczam niezwykłej lekcji, co to znaczy być kobietą, być matką w naszych czasach – opowiada Tisa Żawrocka, prowadząca hospicjum perinatalne "Gajusz" w Łodzi. Tutaj przychodzą pary, które wiedzą, że ich dziecko umrze tuż po porodzie, albo urodzi się martwe.
Z 45. Mówię około, bo nie przy wszystkich porodach jestem.
Porodach, po których dziecko umiera?
No tak. Chociaż mieliśmy dziecko, które zmarło dopiero miesiąc po porodzie.
To jest okrutne czekać, aż dziecko umrze? Można skrócić cierpienia znacznie wcześniej, aborcją.
Po pierwsze aborcje dokonywane są późno, w 20–22 tygodniu. Dopiero wtedy wiadomo, że dziecko ma poważne wady, czyli to piąty miesiąc. Po drugie 10 procent dzieci poddanych późnej aborcji terminalnej przeżywa. W szpitalu jest zostawiane, aby umrzeć z niedotlenienia i zimna. U nas proponujemy matkom pomoc. Mogą urodzić dziecko. Podkreślę, że mogą, ale nic nie muszą. Nawet proponujmy wywołać poród wcześniej, przykładowo w 8 miesiącu, ale ich mamy, proszę mi wierzyć, one nie chcą rodzić wcześniej. Pragną donosić ciążę do końca.
Coś mi tu zgrzyta. Rodzić, aby umarło? Skoro się już urodziło, to rodzic chce walczyć do końca o życie dziecka.
Od tego jesteśmy, aby wytłumaczyć, że uporczywa terapia przysporzy dziecku cierpień. Oczywiście jest takie myślenie, jak Pan mówi. Jeden ojciec zrobił na mnie wielkie oczy, gdy mówiłam, żeby pozwolić dziecku odejść. Powiedział, że on nie będzie mógł spokojnie spać z myślą, że nie zrobił wszystkiego, co w jego mocy, aby dziecko przeżyło. Wiele godzin spędziliśmy rozmawiając o dobru tego dziecka.
A lekarze? Przecież oni przysięgają, że mają walczyć o życie.
Tak, ale my mówimy o przypadkach dzieci, których stan nie pozwala na uratowanie. Chociaż zdarzają się przypadki, że dziecko i z wadą krytyczną przeżyje. Mieliśmy takiego chłopca z wadą serca. Teraz ma ponad rok. Wywołał u nas małe zamieszanie.
Jak ocenia Pani matki, które poddały się aborcji?
Nie jestem od oceniania, tylko od pomocy. Uważam, że matki prawie zawsze w takich sytuacjach są ofiarami. One często potrzebowały pomocy. Rozmowy z psychologami. Tymczasem lekarze naciskają na aborcje. Mówią, że trzeba szybko, natychmiast. Kobiety są wtedy w szoku. W takich przypadkach, gdy kobieta usłyszy, że trzeba się poddać aborcji, nie można zostawiać jej samej. U nas jest zasada, że nawet w nocy ktoś jest z nią i rozmawia. Informuje ją też co może w takiej sytuacji zrobić.
Nie o taką aborcje mi chodziło. Natalia Przybysz poddała się zabiegowi, bo to była niechciana ciąża.
Muszę odpowiadać?
Owszem.
Odpowiem tak. Gdy miałam dwójkę dzieci, mieszkaliśmy wtedy z mężem mieszkaniu pod Łodzią. Co więcej, miałam dostać wymarzona pracę w kinie (rozmówczyni z wykształcenia jest filmoznawcą - red.) Co prawda na umowę zlecenie, ale wymarzoną. Wówczas zaliczyliśmy wpadkę. Wkrótce też okazało się, że ciąża jest zagrożona. Niemal pewne było, że dziecko umrze, ale zdarzył się cud, przeżyło. To był Gajusz.
Politycy chcą całkowicie zakazać aborcji, tymczasem...
Nie chcę rozmawiać o politykach. Oni mnie przerażają. Chociaż z tego co wiem nie zamierzają całkowicie zakazać.
Ale będzie o politykach. Jednym. Jarosław Kaczyński powiedział, że kobiety powinny rodzić, aby dziecko mogło być ochrzczone. To jest motywacja rodziców, którzy przychodzą do was?
Wiara tutaj nie ma nic wspólnego. Miałam nawet parę ateistów, którzy stwierdzili, że oni mają gorzej ze świadomością końca życia. Przyszli jednak do nas i czuli ulgę, że mogą urodzić i poznać swoje dziecko.
Rozumiem potrzebę poznania, ale przerażają mnie sesje fotograficzne z martwymi dziećmi.
Uczestniczę w tych sesjach. Te dzieci nie są jakoś zdeformowane. Oczywiście zdarzają się takie przypadki. Jednak rodzice zupełnie inaczej patrzą na swoje dziecko. Miałam nawet sytuację, że to ja nie miałam sił uczestniczyć w sesji. Rozmawiałam z psychologiem i on powiedział wówczas, że miłość jest w oku patrzącego. Rodzice tych dzieci widzą to, czego ja nie widzę.
Odeszliśmy od polityków. Chcą zmusić do rodzenia chorych, czy też martwych dzieci, a jednocześnie takie placówki jak wasza nie są finansowane przez NFZ.
Rzeczywiście, nie ma finansowania. Wystąpiliśmy jednak jako forum skupiające hospicja do Ministerstwa Zdrowa z projektem refundacji i z tego, co usłyszeliśmy, projekt został przychylnie przyjęty.
Wierzmy, że dostaniecie pieniądze. Wy już macie doświadczenie w zajmowaniu się rodzicami i porodami dzieci, które za chwilę umrą. Tymczasem w szpitalach kobiety będą pod ścianą. Jeśli teraz lekarze obcesowo mówią pacjentce, że dziecko będzie martwe i najlepiej "wyskrobać", to jak przekonać, aby kobieta urodziła martwe, czy "zdeformowane"?
Sytuacja w szpitalach jest - delikatnie mówiąc - zła. Lekarze nie są przygotowani do rozmawiania z pacjentkami. To wymaga rozwiązania systemowego. Lekarz musi mieć wiedzę, jak postępować w takich sytuacjach. Czasem to są elementarne zasady. Chociażby, aby nie rozmawiał z pacjentką w przelocie, na korytarzu. I zalecał tylko aborcję.
Jak Pani wytrzymuje w swojej pracy? Codziennie widzieć śmierć, i to dziecka.
Hmmm. Ja jestem tutaj, bo doświadczam niezwykłej lekcji co to znaczy być kobietą, być matką w naszych czasach.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl