
Polskie horrory - brzmi jak oksymoron. A jednak aż tak źle nie jest. Zamiast stawiać na grobach patriotyczne znicze, na jeden dzień wskrześmy ten wymarły gatunek. Bo chociaż polscy twórcy zawsze mieli bardzo specyficzny pogląd na horror, to znajdą się i u nas warte obejrzenia produkcje. I trzymajmy kciuki, by młode pokolenie przypomniało sobie, że popkultura podana na krwisto też może dobrze smakować.
REKLAMA
"Diabeł”, czyli polski Jodorowski ucieka do Francji
Najbardziej znany polski horror? Prawdopodobnie nigdy o nim nie słyszałeś. A jednak "Diabeł” Andrzeja Żuławskiego swego czasu wywołał niemałą zawieruchę. Nie bez powodu Żuławski bywa porównywany do chilijskiego mistrza groteskowego okrucieństwa, Alejandro Jodorowskiego.
W filmie Żuławskiego nie brakuje obrazoburczej symboliki, zła w czystej postaci, a nawet nutki sentymentalnego, sarmackiego patriotyzmu. Opowiada historię Jakuba, niedoszłego zabójcy króla, który zostaje uwięziony w lochach klasztoru. Wraz z najazdem Prusów, przestępcę uwalnia z więzienia pewna zagadkowa postać. Zabiera go w podróż po pochłoniętej rozbiorami Rzeczpospolitej. Nie brzmi to zbyt przerażająco? Rzeczywiście, filmowi miejscami pewnie bliżej do "Potopu” niż "The Ring”. A jednak trup ściele się gęsto, a tytułowy Diabeł w szale destrukcji nie oszczędza ani jednej kobiety i dziecka.
Jeśli dodać do tego świetną grę aktorską Leszka Teleszyńskiego i Wojciecha Pszoniaka i liczne odniesienia do polskiej literatury i historii, film okazuje się być pozycją obowiązkową dla fanów polskiego kina. Oglądając, miejmy świadomość, że nakręcony w 1972 roku film nie oparł się cenzurze i jego dystrybucję wstrzymano na… 16 lat. Nic dziwnego, że rozgoryczony Żuławski uciekł do Francji.
"Lokis” - nadal kostiumowo, ale grozy coraz więcej
Zaczyna się obiecująco i jak na horror raczej nietypowo. Cóż, polscy twórcy oswajali się z gatunkiem na swój romantyczny sposób. Mamy więc Żmudź, otoczony mrocznymi lasami pałac hrabiego Szemiota i gorliwego etnografa (a na dodatek pastora) Wittembacha, szukającego starych pism sakralnych. W porządku, na pierwszy rzut oka nic porywającego.
A jednak historia całkiem ciekawie się rozkręca. Poznajemy tajemniczą historię rodziny hrabiego, jego dziwne migreny i zaczynamy przeczuwać, że w mroku czi się potwór, gigantyczny niedźwiedź "Lokis”, który, jak się okazuje, przed laty miał syna… Tak, trop w kierunku Beorna z "Hobbita” jest jak najbardziej słuszny.
Film Janusza Majewskiego jest wart zobaczenia, jeśli nie dla historii, która - umówmy się, dziś będzie odebrana zupełnie inaczej niż w "niewinnych” latach siedemdziesiątych, to dla klimatycznej muzyki Wojciecha Kilara.
"Medium” z gwiazdami
Jackowi Koprowiczowi na fali zainteresowania tym gatunkiem w latach 80. udało się stworzyć całkiem niezły film grozy z takimi gwiazdami polskiego kina jak Jerzy Stuhr, Grażyna Szapołowska, Michał Bajor czy Ewa Dałkowska. A żeby nie było tak całkowicie popkulturowo, film zawiera też wątki dojścia faszystów do władzy.
W filmie mamy więc lata 30., Sopot. Ciągle w modzie są spotkania spirytystyczne i hipnoza. Wkrótce całe miasto ogarnia jakieś dziwne szaleństwo. Policjant nie wie, dlaczego obudził się na plaży, nauczycielka nagle wychodzi z klasy i jedzie nad morze, słowem - paranoja i chaos, do którego zrozumienia kluczem jest seans z potężnym medium.
"Labirynt", czyli kto się boi PKiN
Reżyser Andrzej Stefan Kałuszko wymyślił historię człowieka uwięzionego w Pałacu Kultury i co najdziwniejsze, poprowadził ją naprawdę dobrze. Bo choć PKiN to może nie żądny krwi "Cube”, ale kiedy zaczyna wariować ludzka psychika, wszystko może się wydarzyć.
Połowa lat 80., główny bohater Tadeusz wraca z Kanady do Polski (a to dopiero początek nieprawdopodobnych zdarzeń…). To, co zastaje, nie odpowiada jego wyobrażeniom - narzeczona go rzuca, matka jest bardziej chora, niż myślał. Problemy piętrzą się, a on zaczyna miewać halucynacje. W podobnym stanie znajduje się pewna kobieta, Judyta. Przypadek sprawia, że zostają razem zamknięci w pustym Pałacu Kultury, a każde z nich wchodzi w inną rolę - ofiary oraz bestii.
"Demon” - Wyspiański przewraca się w grobie
Dajmy szansę też czemuś nowszemu. W 2015 roku Marcin Wrona nakręcił thriller, który doczekał się nawet nominacji do Złotych Lwów podczas festiwalu w Gdyni. Cóż, nie wygrał. Pewnie dlatego, że twórca trochę nie przemyślał, jak rozłożyć w filmie akcenty.
Początek jest niezły. Niewiasta drze się nad brzegiem jeziora jak opętana, wisi nad nią stalowoszare niebo, czysta groza. Potem robi się coraz bardziej romantycznie. Główny bohater, Piotr, bierze ślub. Razem z żoną mają przenieść się do podarowanego im przez teścia domu. Piotr nie wie, że w ogródku są zakopane szczątki Żyda, którego upiór w dniu wesela przylgnie do jego własnej duszy.
"Demon" to opowieść, która nie jest może przerażająca, ale barwna, groteskowa i na swój sposób ujmująca. I choć reżyser trochę nie może się zdecydować, czy brnąć w dialog z kulturą, czy może jednak podsycać atmosferę opętania, to jest to godna uwagi próba zmierzeniem się z gatunkiem.
Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl
