Leszek Stanek  - to on wygrywa "Azja Express". Facet z TVN-u, a jednak pozostał człowiekiem
Leszek Stanek - to on wygrywa "Azja Express". Facet z TVN-u, a jednak pozostał człowiekiem

Niejedno reality show pokazało, że prawdziwe zwycięstwo należy do zdobywców drugiego, czy nawet trzeciego miejsca. Ważne jest to, kto naprawdę spodoba się widzom. Nie wiadomo jeszcze, jak daleko w "Azja Express" zajdzie Leszek Stanek, ale jego strategia (a w istocie jej brak) sprawia, że wygrywa ten program. Robi to w każdym odcinku, bo to właśnie jego najbardziej pokochali widzowie.

REKLAMA
"Iza Miko i Leszek Stanek CAŁKIEM NAGO" – również takie nagłówki pojawiają się po wpisaniu w wyszukiwarkę popularnej ostatnio frazy "Leszek Stanek". Popularnej, bo w odróżnieniu od Małgorzaty Rozenek, Przemysława Salety czy "Dziewczyny Kuby Wojewódzkiego" nie wszyscy do końca znają programowego partnera Izy Miko. A powinni.
Naga prawda o Stanku wcale nie wynika z jego powierzchowności. Emocje, szczerość i niezwykła empatia – to wszystko można zobaczyć oglądając go w "Azja Express". To program, który obnaża tzw. "gwiazdy" biorące udział w wyścigu po Azji. W każdym odcinku mają na sobie coraz mniej skrupułów, fałszu oraz tego, jak chcieliby, aby ich postrzegano. Zmęczenie i tysiące pokonanych kilometrów powodują, że widzowie obserwują graczy takimi, jakimi są naprawdę. I akurat Stankowi wychodzi to na dobre.
– Znam i lubię siebie. Ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczony feedbackiem, który do mnie trafia – mówi w rozmowie naTemat. Uczestnictwo w najdroższym w historii programie TVN dało mu niezwykłą popularność.
Leszek Stanek
Uczestnik "Azja Express"

Tam nie ma czasu, by udawać. Jadąc do Azji mieliśmy z Izą pewne założenia. To legło w gruzach już po pierwszej nocy, bo nie masz czasu na reżyserowanie i przedstawianie swojej wizji. Ten program obnaża, ale zdecydowałem się na to podpisując kontrakt z producentem.

– Moja strategia polegała na tym, aby wyjechać i dobrze się bawić, a później wrócić i wciąż dobrze się bawić – mówi Leszek Stanek.
Kim jest ten Stanek?
Jeśli ktoś chce wiedzieć, kim jest "Lenio", może po prostu napisać do niego na Facebooku. Nie trzeba kontaktować się z nim przez agentów, a odpisanie "zwykłemu Kowalskiemu" nie zagraża jego statusowi. – Uważam siebie za artystę performatywnego, ale gdybym miał się ukierunkować, obecnie najważniejsze jest dla mnie aktorstwo i śpiew – mówi naTemat
Stanek to człowiek wszechstronnie utalentowany, a nie "gwiazdka" telewizyjna. To aktor, tancerz, choreograf, reżyser, bloger i wokalista. Większość widzów mogła poznać go dzięki roli w serialu "Tancerze". Stanek pojawił się również w "Plebanii", "Hotel 52" czy w 2004 jako haker w serialu "Pierwsza Miłość". Zdecydowanie dłuższa jest lista jego dokonań teatralnych. Od 2003 roku związany jest ze Śląskim Teatrem Tańca.
We wrześniu miał premierę jego singiel „Give me a hug”. Nad płytą, która ukaże się późną wiosną 2017 roku pracował w Australian Institute of Music w Sydney.
Obecnie mieszka w Warszawie i tu prowadził trzy restauracje (bez sukcesu). Nie zaprzecza, że biznes nie jest jego konikiem. – Liczby nie są moją mocną stroną – mówi szczerze artysta. Nie mniejszym wyzwaniem był dla niego wyjazd do Azji. – Byłem przygotowany na dużo gorsze sytuacje. W głowie miałem myśl, że wyrzucą nas gdzieś w środku lasu z kremem na komary i powiedzą że musimy sobie poradzić. Całe szczęście było inaczej – mówi.
W programie irytowało go, gdy któryś z uczestników grał nie fair. – Później zupełnie odpuściliśmy ocenę innych i zostawiliśmy to widzowi – mówi. Dzięki temu, jak twierdzi, ma dziś dobre relacje ze wszystkimi uczestnikami.
Złamanie zasad gry grozi wykluczeniem. W czasie powstawania "Azja Express" miała miejsce sytuacja, kiedy producenci przyglądali się działaniom Leszka i Izy. – Telewizja tego nie pokazała, ale jednej Pani daliśmy wszystkie nasze zaoszczędzone dolary w zamian za pomoc. Produkcja sprawdzała, czy nie użyliśmy naszych prywatnych pieniędzy. Ale Pani była przesympatyczna i nam pomogła – wspomina.
Takie gesty nie są dla niego czymś nowym, bo, jak przekonuje, nie jest oderwany od rzeczywistości. – Matka wychowywała mnie samotnie i jest mi znane szersze spektrum życia. Mieliśmy lepsze i gorsze chwile, na wszystko musieliśmy zapracować. Dzięki temu nabrałem dystansu do pieniędzy, ale i szacunku do pracy – wyjaśnia.
– Bieda jest pojęciem względnym i zależy od subiektywnego spoglądania na świat. My zaobserwowaliśmy w Azji mnóstwo szczęśliwych ludzi i to, że nie mieli 50-calowego telewizora na ścianie, wcale im w niczym nie uwłaczało – mówi naTemat Leszek Stanek.

Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl