Niejedno reality show pokazało, że prawdziwe zwycięstwo należy do zdobywców drugiego, czy nawet trzeciego miejsca. Ważne jest to, kto naprawdę spodoba się widzom. Nie wiadomo jeszcze, jak daleko w "Azja Express" zajdzie Leszek Stanek, ale jego strategia (a w istocie jej brak) sprawia, że wygrywa ten program. Robi to w każdym odcinku, bo to właśnie jego najbardziej pokochali widzowie.
"Iza Miko i Leszek Stanek CAŁKIEM NAGO" – również takie nagłówki pojawiają się po wpisaniu w wyszukiwarkę popularnej ostatnio frazy "Leszek Stanek". Popularnej, bo w odróżnieniu od Małgorzaty Rozenek, Przemysława Salety czy "Dziewczyny Kuby Wojewódzkiego" nie wszyscy do końca znają programowego partnera Izy Miko. A powinni.
Naga prawda o Stanku wcale nie wynika z jego powierzchowności. Emocje, szczerość i niezwykła empatia – to wszystko można zobaczyć oglądając go w "Azja Express". To program, który obnaża tzw. "gwiazdy" biorące udział w wyścigu po Azji. W każdym odcinku mają na sobie coraz mniej skrupułów, fałszu oraz tego, jak chcieliby, aby ich postrzegano. Zmęczenie i tysiące pokonanych kilometrów powodują, że widzowie obserwują graczy takimi, jakimi są naprawdę. I akurat Stankowi wychodzi to na dobre.
– Znam i lubię siebie. Ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczony feedbackiem, który do mnie trafia – mówi w rozmowie naTemat. Uczestnictwo w najdroższym w historii programie TVN dało mu niezwykłą popularność.
– Moja strategia polegała na tym, aby wyjechać i dobrze się bawić, a później wrócić i wciąż dobrze się bawić – mówi Leszek Stanek.
Kim jest ten Stanek?
Jeśli ktoś chce wiedzieć, kim jest "Lenio", może po prostu napisać do niego na Facebooku. Nie trzeba kontaktować się z nim przez agentów, a odpisanie "zwykłemu Kowalskiemu" nie zagraża jego statusowi. – Uważam siebie za artystę performatywnego, ale gdybym miał się ukierunkować, obecnie najważniejsze jest dla mnie aktorstwo i śpiew – mówi naTemat
Stanek to człowiek wszechstronnie utalentowany, a nie "gwiazdka" telewizyjna. To aktor, tancerz, choreograf, reżyser, bloger i wokalista. Większość widzów mogła poznać go dzięki roli w serialu "Tancerze". Stanek pojawił się również w "Plebanii", "Hotel 52" czy w 2004 jako haker w serialu "Pierwsza Miłość". Zdecydowanie dłuższa jest lista jego dokonań teatralnych. Od 2003 roku związany jest ze Śląskim Teatrem Tańca.
We wrześniu miał premierę jego singiel „Give me a hug”. Nad płytą, która ukaże się późną wiosną 2017 roku pracował w Australian Institute of Music w Sydney.
Obecnie mieszka w Warszawie i tu prowadził trzy restauracje (bez sukcesu). Nie zaprzecza, że biznes nie jest jego konikiem. – Liczby nie są moją mocną stroną – mówi szczerze artysta. Nie mniejszym wyzwaniem był dla niego wyjazd do Azji. – Byłem przygotowany na dużo gorsze sytuacje. W głowie miałem myśl, że wyrzucą nas gdzieś w środku lasu z kremem na komary i powiedzą że musimy sobie poradzić. Całe szczęście było inaczej – mówi.
W programie irytowało go, gdy któryś z uczestników grał nie fair. – Później zupełnie odpuściliśmy ocenę innych i zostawiliśmy to widzowi – mówi. Dzięki temu, jak twierdzi, ma dziś dobre relacje ze wszystkimi uczestnikami.
Złamanie zasad gry grozi wykluczeniem. W czasie powstawania "Azja Express" miała miejsce sytuacja, kiedy producenci przyglądali się działaniom Leszka i Izy. – Telewizja tego nie pokazała, ale jednej Pani daliśmy wszystkie nasze zaoszczędzone dolary w zamian za pomoc. Produkcja sprawdzała, czy nie użyliśmy naszych prywatnych pieniędzy. Ale Pani była przesympatyczna i nam pomogła – wspomina.
Takie gesty nie są dla niego czymś nowym, bo, jak przekonuje, nie jest oderwany od rzeczywistości. – Matka wychowywała mnie samotnie i jest mi znane szersze spektrum życia. Mieliśmy lepsze i gorsze chwile, na wszystko musieliśmy zapracować. Dzięki temu nabrałem dystansu do pieniędzy, ale i szacunku do pracy – wyjaśnia.
– Bieda jest pojęciem względnym i zależy od subiektywnego spoglądania na świat. My zaobserwowaliśmy w Azji mnóstwo szczęśliwych ludzi i to, że nie mieli 50-calowego telewizora na ścianie, wcale im w niczym nie uwłaczało – mówi naTemat Leszek Stanek.
Tam nie ma czasu, by udawać. Jadąc do Azji mieliśmy z Izą pewne założenia. To legło w gruzach już po pierwszej nocy, bo nie masz czasu na reżyserowanie i przedstawianie swojej wizji. Ten program obnaża, ale zdecydowałem się na to podpisując kontrakt z producentem.