
Samotna kobieta w podróży już tak nie dziwi, jak kilka lat temu. Wciąż jednak przed wyjazdem słyszy, że lepiej byłoby, gdyby pojechała z kimś znajomym, a nie sama. Tymczasem zgodnie ze starym przysłowiem tylko "strach ma wielkie oczy". Na końcu świata, w samotnej podróży, można spotkać ludzi, którzy odmieniają życie i pomagają w trudnościach. - Kiedy zatrzymaliśmy się na postój w mieście Homs w drodze do Damaszku, chciałam zamówić kebab, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Wtedy kierowca autobusu zamówił dla mnie jedzenie. Tak na marginesie zjadłam wtedy najlepszy kebab w całym życiu – mówi Julia Sawicka-Grandía, która odwiedziła blisko 40 państw, w tym w kilkanaście podróży wybrała się sama.
Nigdy nie spadł jej włos z głowy. Kwestia szczęścia? Na pewno. Kwestia rozsądnego planowania wyjazdów? Też, bo w najdalszych zakątkach świata często zatrzymywała się "na rozbieg" u znajomych lub osób z polecenia. Resztę podpowiadała jej intuicja.
Wspólne godziny w samolocie sprawiają, że ludzie stają się za siebie odpowiedzialni
Przyjaciele przyjaciół są naszymi przyjaciółmi
W Turcji pomocnym kontaktem okazała się Turczynka z Izmir, koleżanka siostry Julii. - Poznała mnie ze swoim znajomym Tanem, który był moim przewodnikiem po Stambule. Tan pracuje w reklamie, ma solidne wykształcenie, skończył studia. Nie ma nic wspólnego ze stereotypami, to otwarty człowiek, wolnomyśliciel. Od razu złapaliśmy kontakt, otoczył mnie opieką jak siostrę. Okazał mi też zaufanie, gdyż podczas mojego pobytu, musiał nagle wyjechać na plan zdjęciowy, zostawił mi więc klucze do domu nie martwiąc się, że chociażby go okradnę. Mało tego, jeszcze poprosił przyjaciółkę, aby tego dnia wybrała się ze mną na zwiedzanie miasta. Z Tanem pozostajemy w kontakcie. Gościł też u siebie moich znajomych – opowiada Julia. W Turcji zdecydowanie obowiązuje zasada „przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem”.