Sebastian Riedel – syn legendy, muzyk, po prostu człowiek
Łukasz Cybulski
18 czerwca 2012, 14:02·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 czerwca 2012, 14:02
„Młody Riedel”, „syn Ryśka”, „chłopak tego z Dżemu” – to tylko niektóre określenia, jakich powszechnie używa się do przedstawienia Sebastiana Riedla. Syn legendarnego Ryszarda, wokalisty zespołu Dżem, wytrwale pracuje jednak na własną markę.
Reklama.
Niewielu w Polsce jest ludzi, którzy mieliby tak intensywny kontakt z muzyką w dzieciństwie, jak Sebastian Riedel. Od najmłodszych lat towarzyszący swemu ojcu i zespołowi Dżem w trasach koncertowych, niejednokrotnie wpuszczany przez muzyków na scenę, by akompaniował Ryśkowi na harmonijce ustnej. Co naturalne, jednym z pierwszych marzeń Sebastiana było założenie własnego zespołu. Marzenie stało się rzeczywistością w 1993 roku.
Wtedy to wraz z przyjacielem Sylwestrem Kramkiem założył zespół Cree. Swój udział w powstaniu Cree miał także Ryszard Riedel – był pomysłodawcą nazwy i pierwszym recenzentem poczynań syna. Przy pierwszym zetknięciu z muzyką zespołu Sebastiana słuchacze zawsze pytają – skąd taki pomysł na nazwę? Odpowiedź jest bardzo prosta. Zarówno Sebastian, jak i Rysiek interesowali się kulturą Indian, a Cree to jedno z plemion indiańskich.
Prawdziwa kariera Cree rozpoczęła się jednak dopiero na przełomie 1997 i 1998 roku, niemal 4 lata po śmierci Ryszarda Riedla. Ukazał się debiutancki album grupy, przyszły też pierwsze duże koncerty (m.in. grupa wystąpiła jako suport przed Johnem Mayallem, zbierając bardzo pochlebne opinie prasy polskiej i zagranicznej). Co ciekawe, tekst do jednego z największych przebojów z tej płyty, utworu pt. „Rockowiec” dostarczył… nieżyjący ojciec Sebastiana. Słowa te miały się znaleźć na kolejnej płycie Dżemu, jednak z powodu śmierci Ryśka zespół nie zdecydował się na ich późniejsze użycie.
Kolejne lata w życiu Bastka (bo tak często nazywany jest przez fanów i znajomych Sebastian) to pasmo wzlotów i upadków, przeplatanych kolejnymi płytami i koncertami. W 2004 roku, by przypomnieć publiczności o sobie, Sebastian zdecydował się na udział w programie Bar Vip, co jednak okazało się mało trafionym pomysłem. Szybko odpadł z rywalizacji, stając się też przedmiotem mało wybrednych żartów ze strony co bardziej konserwatywnych fanów.
Z perspektywy czasu wydaje się, że zarówno dla Sebastiana jak i dla zespołu, przełomowy był rok 2007, gdy ukazała się płyta „Tacy sami”. Cree złapało wtedy drugi oddech, ustabilizował się skład grupy, w nagraniach wziął też udział gościnnie Jerzy Styczyński – gitarzysta Dżemu. Spory sukces albumu sprawił, że Sebastian zaczął częściej pojawiać się w mediach i być kojarzonym nie tylko jako „syn Ryśka”, choć cały czas głównie w ten sposób był przedstawiany. Coraz częściej zaczęły się też przecinać drogi Sebastiana i Dżemu. Wziął udział w koncercie poświęconym pamięci Pawła Bergera – tragicznie zmarłego klawiszowca grupy. Dużym sukcesem był wspólny występ wraz z Dżemem na koncercie „20 lat wolności”, który odbył się 4 czerwca 2009 roku, w rocznicę wolnych wyborów w Polsce. Sebastian zaśpiewał wraz z obecnym wokalistą Dżemu jeden z największych przebojów z czasów „riedlowych” – „Naiwne pytania”, spotykając się z entuzjastycznym przyjęciem. Potem był też wspólny występ na 30. urodzinach Dżemu i wspólne projekty koncertowe z Jerzym Styczyńskim.
W 2009 roku zespół Cree obchodził też swoje 15. lecie, uczczone koncertem w Tychach z orkiestrą symfoniczną AUKSO, zarejestrowanym i wydanym na płycie DVD.
Kilkanaście dni temu ukazała się najnowsza płyta Sebastiana Riedla i zespołu Cree, zatytułowana „Diabli nadali”. Miks blues-rocka i rockowych ballad, nagrany przy gościnnym udziale tuzów polskiej sceny muzycznej, sprawił, że o Bastku i Cree zrobiło się głośno w mediach. Pochlebne recenzje spowodowały, że płyta znajduje się w tej chwili w czołówce najlepiej sprzedających się w Polsce, muzycy zapraszani są na występy w telewizji w porach największej oglądalności.
Aktualny sukces Sebastiana nie zmienia jednak jego stosunku do rzeczywistości. Ciągle pozostaje skromnym, pełnym pokory człowiekiem. Nie ucieka też od trudnych pytań o swoje dzieciństwo, spuściznę po ojcu i swój stosunek do tego. Odwiecznym problemem fanów Dżemu jest to, czemu Sebastian nie śpiewa w ich ukochanym zespole. On sam powiedział o tym jasno w rozmowie z dziennikarzem telewizji TVS:
„To jest temat dla mnie zamknięty… Dla mnie, wraz ze śmiercią mojego ojca to jest temat zamknięty i z szacunku dla niego po prostu w życiu bym się nie odważył tego zrobić i śpiewać w tym zespole.” – TVS, 27 maja 2012r.
Porównań z Ryśkiem jednak nie sposób uniknąć. Mimo innej postury, na scenie nietrudno rozpoznać w Sebastianie syna swojego ojca. Łudząco podobny jest też sposób śpiewania obu, nie do podrobienia przez innych wokalistów. Bastek mimo ostrożnego podejścia do repertuaru ojca, nie stara się na siłę uciekać od magii swojego nazwiska, choć przyznaje, że na początku chciał odwrócić od siebie uwagę mediów:
„Nie chciałem tego wykorzystywać, żeby ludzie nie mówili, że tak najprościej jest zacząć, najprościej wziąć nazwisko…” – TVS, 27 maja 2012.
Faktem jest jednak, że przy okazji występów Cree, publiczność często domaga się od Sebastiana, by zaśpiewał choć jeden utwór swojego ojca. W zgodnej opinii fanów „nikt nie jest w stanie zrobić tego lepiej niż Riedel”. Prośby często zostają wysłuchane i na koncertach Cree niejednokrotnie możemy usłyszeć takie przeboje jak „Czerwony jak cegła” , „Naiwne pytania” czy „Whisky”.
Wszyscy, którzy zarzucali Sebastianowi, że chce zrobić karierę na sławnym nazwisku swojego ojca, mają coraz mniej argumentów w ręku. Bastek mimo, że nie próbuje już odciąć się od porównań do ojca, to nadal stawia przede wszystkim na własny repertuar i stale powiększa grono swoich fanów. Dobitnym tego dowodem najnowsza płyta. Sebastian przyciąga ludzi nie tylko wielkim talentem, ale też podejściem do życia, które nie zakłada gwiazdorstwa. Jak stale powtarza: „najważniejsze, to cały czas być sobą”. Tekst ten jest też swoistym przesłaniem Ryśka Riedla, który śpiewał nawet w piosence „Abym mógł przed siebie iść”: „Muszę przecież wolnym być… W tym właśnie sens, aby sobą być, prawdzie patrzeć w twarz”. Łudząco podobną frazę znajdziemy też w utworze z najnowszej płyty Cree, zatytułowanym „Wszystkie winy”: „Szanuj to, co masz, bo najważniejsze w życiu to zachować twarz… Nie chowaj głowy, do końca idź, najtrudniej jest po prostu żyć”.
Czy syn powtórzy sukces swojego ojca? Wydaje się to prawdopodobne. Jednak nawet jeśli nie będzie ogólnopolską gwiazdą, to i tak dopracował się wiernej rzeszy fanów, którzy z wypiekami na policzkach czekają na każdy jego występ. Wszak możliwość usłyszenia Riedla na żywo, to wielkie przeżycie. Kto słyszał, ten wie.