Czy to brak empatii i znieczulica były powodem dramatu, który przeżyła pacjentka szpitala w Starachowicach podczas porodu martwego dziecka? Kto tak naprawdę był nieczuły i komu brakowało szacunku dla pacjentki? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta. Wanda Gut, przewodnicząca szpitalnego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych a zarazem jedna z położnych, które zostały zwolnione z pracy z powodu tego wydarzenia, próbuje nam odpowiedzieć na to pytanie.
Przypomnijmy, że pacjentka szpitala w Starachowicach urodziła sama pomiędzy szpitalnymi łóżkami na podłodze jednej z sal oddziału położniczego. Mimo próśb nie przyszedł do niej żaden lekarz. Kobieta rodziła martwe dziecko. To, że jest martwe, wykazały wcześniej przeprowadzone badania.
Kiedy całą sprawę opisały media, dyrektor szpitala Grzegorz Fitas podjął decyzję o zwolnieniu całego personelu, który pracował feralnego dnia na położnictwie i ginekologii.
Po tym, co wydarzyło się w Szpitalu w Starachowicach, w mediach, na portalach społecznościowych wszyscy piszą o znieczulicy, braku empatii i szacunku dla pacjenta. Zwolnione położne uważają, że to bardzo niesprawiedliwa ocena.
Jest Pani jedną z osób, które zostały zwolnione po tych wydarzeniach. Co Pani sądzi o całej tej sprawie?
Rzeczywiście doszło do sytuacji, która nie powinna się wydarzyć. Jednak mam wrażenie, że dziwnie rozdmuchano tę sprawę. W szpitalach, w całej Polsce dochodziło do różnych nieprawidłowości, które skutkowały śmiercią rodzących kobiet, śmiercią noworodków. Naprawdę były to bardzo bulwersujące sprawy i wiele z nich nigdy na taką skalę nie zaistniało w mediach. To co się wydarzyło w naszym szpitalu, oczywiście nie było dobre ale tu jednak mieliśmy do czynienia z sytuacją inną - kobieta wiedziała, że urodzi martwe dziecko. Z tą wiedzą zgłaszała się już do szpitala.
Co tak naprawdę się wydarzyło tamtego dnia?
Nie wiem. Do całej sytuacji doszło na 2 piętrze szpitala, ja pracowałam na 4 piętrze. Zresztą, to wszystko działo się w środę, a ja dowiedziałam się o całej sprawie w piątek... z lokalnych wiadomości.
Nie dopytywałam koleżanek, bo chciałam zachować w całej sprawie neutralność. Decyzja dyrektora o zwolnieniu nas wszystkich, które pracowały tego dnia na zmianie, była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Byłam przekonana, że sprawa najpierw zostanie wyjaśniona, a ewentualne decyzje personalne dyrektor podejmie po zapoznaniu się z wynikami kontroli lub śledztwa.
Niestety dyrektor zastosował odpowiedzialność zbiorową. Szkoda tylko, że zapomniał o tym, że on jest odpowiedzialny za organizację pracy w szpitalu, a to właśnie prawdopodobnie zbyt mała ilość personelu była przyczyną braku opieki nad pacjentką.
Dyrektor wiedział o tym, że może dojść do takiej sytuacji?
Oczywiście wiedział, że dyżury są jednoosobowe. Apelowaliśmy o zmianę tego stanu rzeczy, wskazywaliśmy, że taka sytuacja jest niebezpieczna dla pacjentów i samego personelu. Weszliśmy w spór zbiorowy z dyrektorem.
Proszę zrozumieć, jest jedna położna na kilka sal na ginekologii, jedna też położna zajmuje się wszystkimi rodzącymi. Choć przy rodzących zwykle daje sobie radę, bo są na jednej sali i położna stara się zapanować nad wszystkimi.
Jednoosobowe dyżury naprawdę są niebezpieczne dla pacjentów. Ale teraz dla niektórych dyrektorów szpitali liczy się tylko kasa, nic więcej.
Jestem ciekawa, jak się czuje dyrektor, po tym wszystkim co zrobił. Ratując swoją posadę zastosował odpowiedzialność zbiorową, naraził szpital na utratę dobrego imienia i jeszcze na ewentualne odszkodowania w razie przegranych procesów w Sądzie Pracy.
Wielu komentuje jednak, że to nie brak personelu, czy problemy organizacyjne były przyczyną całej sytuacji, a brak empatii i znieczulica personelu medycznego?
Pracuję od kilku lat na ginekologii. Na tym oddziale leżą kobiety do 22. tygodnia ciąży. Więc dość rzadko zdarzają nam się porody martwych dzieci. Jednak zawsze, gdy dochodziło do takie sytuacji, i ja, i koleżanki położne starałyśmy się pomóc pacjentce. Dużo rozmawiałyśmy, rozmawiali lekarze, proponowaliśmy pomoc psychologiczną. Traktowałyśmy kobiety, które traciły dziecko z pełnym szacunkiem. Tak samo podchodziłyśmy do ciała dziecka, mimo że do 22. tygodnia ciąży są to bardzo malutkie dzieci.
Dlatego jak to wszystko słyszę, jest mi bardzo przykro i bardzo ciężko. Ta cała sprawa, choć wydarzyła się tak naprawdę obok mnie, bardzo mnie dotknęła osobiście i nie chodzi mi tylko o to, że zostałam zwolniona.
Ja naprawdę nie wiem jak doszło do tego, że na położnictwie ta kobieta nie otrzymała właściwej pomocy.
Jaką opinię wcześniej miała wasza porodówka?
Bardzo dobrą. Miałyśmy pacjentki nawet z woj. mazowieckiego, zdarzały się z małopolskiego. Kobiety chciały u nas rodzić. Szpital jest piękny, nowy. Prowadzimy nawet porody w wodzie. Niedługo oddział miał dostać nagrodę, ale wiadomo, że w tej sytuacji nie dostanie.
Nie mogę się pogodzić z tym, że dyrektor uderzył swoimi działaniami w dobre imię placówki. Ja nigdy nie uderzę w ten szpital, bo to naprawdę dobra placówka i chcę, żeby mieszkańcy regionu mieli dostęp do dobrej opieki medycznej, którą zapewnia.
No więc co się stało, że akurat ta kobieta urodziła na podłodze pomiędzy łóżkami?
Coś nie zadziałało tak, jak trzeba. Nie wiem, zupełnie tego nie rozumiem. Przy każdym łóżku są dzwonki, które przywołują położną lub pielęgniarkę. Jeśli pacjentka uruchomi taki dzwonek, to sygnał rozlega się na całym piętrze, świeci się światło przy sali. Nie wierzę, że nikt tego nie słyszał, nie widział, a tym bardziej, że nie zareagował.
Co do kwestii rodzenia na podłodze. Pacjentka została po przyjęciu oczywiście położona na łóżku. Prawdopodobnie urodziła na podłodze, bo taka pozycja była dla niej najwygodniejsza. To akurat nic nadzwyczajnego, dawno skończyły się czasy gdy kobiety musiały rodzić na łóżku, leżąc na plecach. Porody bez powikłań, kiedy kobieta rodzi zdrowe dziecko, często odbieramy w bardzo różnych pozycjach, czasami kobieta rodzi w przykucniętej pozycji, bo tak jest jej najłatwiej. Więc kwestia czy na łóżku, czy na podłodze lub w jakiej pozycji ta kobieta rodziła, jest akurat pewnym niezrozumieniem sytuacji.
Oczywiście w jakiejkolwiek pozycji by nie rodziła w szpitalu, to musi być przy tym personel medyczny.
Zostały zwolnione wszystkie położne, które pracowały na tej zmianie, lekarze i ordynator. Tymczasem media donosiły, że położna wzywała do tej pacjentki lekarza, a on nie przychodził…
Generalna zasada jest taka, że poród odbiera lekarz, położna jest tylko osobą asystującą.
Czy położne pogodziły się ze zwolnieniem ich z pracy?
Czujemy się z tym bardzo źle, zostałyśmy skrzywdzone. Idziemy wszystkie do Sądu Pracy. Nie składamy broni. Część koleżanek jest na zwolnieniach od psychiatry. Są w złym stanie psychicznym po fali nienawiści, która spadła na nie z powodu całej sprawy. Zszargano ich opinię i dobre imię, na które dobrze pracowały przez wiele lat.