Zwolennicy rządzącej partii upatrują w nim zbawcę Polski, narodowcy czapkują Kaczyńskiemu pod pomnikiem i nazywają go Naczelnikiem Państwa. Szeregowy poseł steruje parlamentem i prezydentem i marzy o tym, żeby zostać emerytowanym zbawcą narodu. O to, czy Kaczyńskiego można porównać do Marszałka Piłsudskiego, zapytaliśmy historyka, profesora Tomasza Nałęcza.
Dokładnie 98 lat temu Józef Piłsudski wydał dekret, w którym ogłosił się Tymczasowym Naczelnikiem Państwa. Co to oznaczało w praktyce?
Objęcie władzy przez Piłsudskiego było w praktyce sięgnięciem po dyktaturę. Dekret, którym ustanowił urząd Naczelnika Państwa, dawał nieograniczoną władzę jednemu człowiekowi. Piłsudski stał się najważniejszą osobą w państwie, w której rękach skupiały się wszystkie nitki władzy.
Piłsudski ot tak wydał dekret i zaczął sobie sam rządzić w kraju?
To w tamtych czasach było jedynym sensownym rozwiązaniem. Polska dopiero budziła się do życia, po 123 latach powstała z politycznego niebytu.
Jakie zadania stały wówczas przed Piłsudskim?
Trzeba było położyć podwaliny pod państwo, zerwać z prawem zaborców. I zacząć proces budowy państwa.
Jednym słowem – był takim dyktatorem w rzymskim stylu?
Dokładnie tak. Można powiedzieć, że Marszałek był takim naszym rodzimym Cincinnatusem.
Rzymskim rolnikiem, który rządził Rzymem w trakcie wojny z sąsiadami?
Piłsudski, podobnie jak rzymscy dyktatorzy z czasów Republiki, rządził samodzielnie w stanie wyższej konieczności. Natomiast z góry zakładał, że będzie to stan tymczasowy, który miał trwać jak najkrócej. Tak jak republika rzymska w stanie zagrożenia sięgała po takie rozwiązanie, tak i Piłsudski postąpił podobnie.
Jakie były jego pierwsze posunięcia?
Pierwszym krokiem Marszałka było ogłoszenie bardzo szybkiego terminu wyborów oraz przygotowanie ordynacji wyborczej. To pociągnęło za sobą późniejsze wydarzenia, z uchwaleniem Konstytucji włącznie.
Czy dziś potrzebujemy Naczelnika Państwa?
Absolutnie nie, dzisiejsza Polska jest normalnym krajem.
Ludzie na ulicach krzyczą "Jarosław Polskę zbaw”, obwołują go przywódcą i królem polskiej polityki.
Nie mam potrzeby obwoływania kogokolwiek Naczelnikiem. Mamy konstytucyjnie wybrany parlament, mamy rząd, mamy prezydenta. Absolutnie nie widzę żadnych analogii do sytuacji sprzed prawie wieku.
Ale trudno zaprzeczyć, że to Kaczyński rozdaje dziś karty w polskiej polityce.
Tak, to prawda. W gruncie rzeczy można mówić o pozakonstytucyjnym przywracaniu reguł, ale nie tych z 1918 roku, tylko tych sprzed 1989 roku. To były czasy, gdy szef partii uzurpował sobie władzę nad Polską bez konstytucyjnego umocowania. To, co się dziś dzieje, nie jest analogią do początków II RP, tylko do PRL-u.
Odbiera pan Jarosławowi Kaczyńskiemu złudzenia. Nazywają go naczelnikiem, a pan mówi, że nim nie jest i nie będzie?
Tak go nazywają szydercy, czyni to na przykład dzisiejsza opozycja. Nazywają go tak pochlebcy, najczęściej wywodzący się z obozu politycznego Prawa i Sprawiedliwości. I nazywają go tak głupcy, jak na przykład ten narodowiec pod pomnikiem Dmowskiego.
Był w tym bardzo konsekwentny, nazwał go tak kilkukrotnie.
Z punktu widzenia historii to trzeba na głowę upaść, żeby pod pomnikiem Dmowskiego, który był głównym adwersarzem i przeciwnikiem Piłsudskiego, nazywać Kaczyńskiego naczelnikiem. Tylko dlatego, że Dmowski jest z brązu, to się tam nie odwinął i tego głupca nie walnął po głowie. W obecności Dmowskiego nazywać Kaczyńskiego naczelnikiem i pochlebiać mu tytułami zarezerwowanymi dla Piłsudskiego to po prostu głupota.
A może jednak on ma rację? Przecież nie trudno zauważyć, że Kaczyński rządzi z Nowogrodzkiej, tak jak Piłsudski swego czasu sterował wszystkim z Sulejówka.
Pan mówi o sytuacji, która miała miejsce po maju 1926. Ale wtedy już nie był Naczelnikiem. Jak mówimy "Naczelnik”, to nawiązujemy do najbardziej heroicznego okresu w życiu Piłsudskiego, gdy budował ustrój konstytucyjny, podnosił Polskę, tworzył demokrację i dowodził armią walczącą o granice. Za ten okres go dziś wynosimy na pomniki, to wówczas zasługiwał na ten piękny, nawiązujący do Kościuszki tytuł Naczelnika.
Kult Marszałka budowano także po przewrocie majowym.
Okres po maju 1926 roku jest mało chwalebną kartą w życiu Piłsudskiego. Przecież on faktycznie wystąpił przeciwko legalnemu rządowi i Konstytucji. Sprawował swoje rządy w sposób coraz bardziej dyktatorski. Ale nie możemy mówić, że w tym czasie był naczelnikiem, był po prostu dyktatorem.
Czy możemy powiedzieć zatem, że historia zaczyna się powtarzać?
Nie. Jeśli w ogóle możemy mówić o powtarzaniu się historii, to zwykle powtarza się ona jako farsa. Kaczyński ma się dziś tak do Piłsudskiego, jak Kasztanka do kota pana prezesa.