Premier Szydło tłumaczy nowe zasady gry chęcią uporządkowania finansowania organizacji pozarządowych. I choć mało kto poznał szczegóły reformy, to już pojawiły się głosy o tym, że rząd zamierza uderzyć w te stowarzyszenia i fundacje, których PiS nie lubi. W tym samym czasie prawicowe organizacje czerpią państwowe środki pełnymi garściami.
Kluczem reformy finansowania organizacji pozarządowych ma być powołanie Narodowego Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. To właśnie ta instytucja będzie decydować, którym fundacjom przyznać środki finansowe na prowadzenie statutowej działalności, a które fundacje takiego wsparcia nie dostaną. Opozycja już grzmi, że będzie to bat na wszystkie fundacje i organizacje, których działalność z jakiegoś powodu nie podoba się politykom Prawa i Sprawiedliwości. Wystarczy, że Narodowe Centrum zakręci kurek z pieniędzmi i mniejsze fundacje będą miały problem z płynnością finansową.
Rząd zdecyduje
Już sam pomysł, żeby urzędnicy związani z rządem decydowali o finansowaniu organizacji pozarządowych wydaje się dość karkołomną figurą. Wszak organizacje pozarządowe właśnie tym różnią się od różnych agencji skarbu państwa i departamentów ministerialnych, że działają w oderwaniu od głównego nurtu politycznego. Do tej pory dostawały pieniądze z poszczególnych ministerstw czy rządowych funduszy. W myśl projektu to się może zmienić i będzie jedna kasa centralna.
Co wcale nie oznacza, że wszyscy na tym stracą. Trudno przypuszczać, żeby hołubione przez obecny rząd prawicowe fundacje miały mieć cofnięte dotacje. A praktyka ostatnich miesięcy wskazuje na to, że nie mają one problemów z pozyskiwaniem środków.
Świetnym przykładem jest casus Fundacji Niezależne Media. Założona przez Tomasza Sakiewicza przez długi czas zajmowała się niemal wyłącznie wspieraniem dziennikarzy „niepokornych” w procesach sądowych. Pomagali Tomaszowi Terlikowskiemu, Janowi Pospieszalskiemu czy Dorocie Kani. A tymczasem 6 mln złotych dostali z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.
Co ma wspólnego ochrona dziennikarzy z ochroną żubrów w Puszczy Białowieskiej? Pozornie nic. Ale wystarczyło, że do listy statutowych celów fundacji Sakiewicza dopisano zdanie o ochronie środowiska, bioróżnorodności oraz propagowanie idei zrównoważonego rozwoju, by już można było przytulić kilka milionów złotych w ramach projektu "edukacji skierowanej do grup zawodowych mających największy wpływ na przyrodę”.
Nie tylko ochrona środowiska może być dochodowym interesem. Zarobić można także na ochronie maluchów przed obowiązkiem szkolnym od szóstego roku życia. Taki cel postawiło przed sobą małżeństwo Elbanowskich, a ich fundacja pół roku temu otrzymała 8 mln złotych. Na co? Na przeprowadzenie konsultacji społecznych na temat zmian w systemie edukacji. Z perspektywy czasu można ocenić, że konsultacje były zupełnie niepotrzebne, bo minister Zalewska dąży do przeprowadzenia reformy z siłą i wdziękiem lodołamacza. Ale 8 mln złotych poszło.
Prawica zgarnia miliony
Pieniądze płyną też szerokim strumieniem do Torunia. Pół roku temu media żyły informacją, że fundacja Tadeusza Rydzyka Lux Veritatis wygrała 200 tysięcy złotych w ramach konkursu "współpraca w dziedzinie dyplomacji 2016”. Dyplomacja to nie jedyna rzecz, którą zajmuje się ojciec Rydzyk i podległe mu instytucje. Jego Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Mediów wygrała konkurs i otrzyma 3 mln złotych na szkolenie medialne sędziów i prokuratorów.
Telewizja Trwam dostała 800 tysięcy z MSZ na projekt "Śmierć za kromkę chleba. Przywracanie pamięci na arenie międzynarodowej o polskiej pomocy Żydom w czasie II wojny światowej”. Szczytny cel, podobnie jak cykl audycji promujących czytelnictwo, na które Trwam dostała 140 tysięcy złotych. Żeby tego było mało, prawie pół miliona złotych wpłynęło wcześniej na cykl programów promujących fundusze unijne.
Ale to i tak niewiele, bo na przykład Jerzy Targalski i jego Stowarzyszenie Ruch Kontroli Wyborów-Ruch Kontroli Władzy w ciągu trzech lat ma dostać prawie 1.4 mln złotych, także za współpracę w dziedzinie dyplomacji. Jerzy Targalski jest publicystą „Gazety Polskiej” i wydawcą słynnej już książki "Resortowe dzieci”. Doświadczeń w zakresie dyplomacji zdaniem przegranych w konkursie nie ma żadnych, ale MSZ oceniło je jako wystarczające.
We wszystkich wymienionych przypadkach był jakiś konkurs, było jakieś jury i regulamin. Można dyskutować, czy powinna wygrać ta czy inna fundacja, ale przynajmniej starano się zachować jakieś granice przyzwoitości. Nie zawsze tak się dzieje.
Brak transparentności
PiS nie zawsze organizuje konkursy. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosław Gowin jednoosobowo podjął decyzję o tym, kto dostanie granty na badania naukowe na temat "Pomniki polskiej myśli filozoficznej, teologicznej i społecznej XX i XXI w.”. Żaden ze zwycięzców nie uzyskał wcześniej wymaganej rekomendacji ekspertów, którzy oceniali wnioski.
Z podobnym mechanizmem mieliśmy do czynienia w przypadku przyznania 137 tysięcy złotych na przeprowadzenie audytu instytucji kultury finansowanych przez Ministerstwo Kultury. Kwota ta wpłynęła na konto Fundacji Republikańskiej, a decyzję o tym podjął sam minister Piotr Gliński. Bez konsultacji, bez procedur przetargowych, po prostu podpisał stosowny dokument.
Bardzo duże emocje wzbudziło przyznanie pieniędzy Fundacji Solidarni 2010 przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych 175 tysięcy złotych. Niedługo później fundacja zorganizowała wystawę w Warszawie poświęconą katastrofie smoleńskiej. Gości z krajów NATO, którzy przybyli na szczyt do Warszawy, próbowano przekonać do tezy o zamordowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Grzechem niemal wszystkich fundacji prawicowych jest brak przejrzystości ich działań. Nie publikują zestawień finansowych, nie przedstawiają raportów z działalności. Tak naprawdę nie wiadomo, jak wydają pieniądze które dostają z budżetu. Wyjątkiem, bynajmniej wcale nie chlubnym, jest fundacja Elbanowskich. Tu przynajmniej wiadomo, że gdy w roku 2014 udało im się zebrać 371 tys. zł., to na wynagrodzenia przeznaczono 258 tys. zł. To blisko 70 proc. przychodów fundacji, a według informacji, do których dotarł "Super Express" najwyższe wynagrodzenie fundacji wyniosło 7706 zł.
Pecunia non olet
Gdy pieniądze płynęły do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy prawica oburzała się, że oto Jerzy Owsiak jest pupilkiem władzy, który wyjątkowo chętnie korzysta z pomocy państwa. Publicyści związani z prawą stroną sceny politycznej punktowali rząd Platformy Obywatelskiej, że ochoczo wypłaca z budżetu pieniądze i wręcz faworyzuje WOŚP. Gdy zmieniła się władza, dotychczasowi krytycy posłusznie ustawili się w kolejce do kasy. Stoją w jednym szeregu i Ewa Stankiewicz, i Rafał Ziemkiewicz. Wygląda na to, że pieniądz nie śmierdzi tylko wówczas, gdy znajduje się na właściwym koncie bankowym.
Czas pokaże, czy na zmianie przepisów dotyczących finansowania organizacji pozarządowych zyskają wszyscy, czy tylko jedna strona. Jednak krytyka NGO w mediach publicznych i sugestie wypowiadane przez premier Szydło o ich ścisłych związkach z opozycją dają podstawy do obaw, że na reformie zyskają tylko ci, którzy cieszą się z rządów dobrej zmiany.