Trzydziestka na karku to dobry moment na życiowe podsumowania. Wypada słabo? Zamiast butelki wina i upatrywania nadziei w poradniku psychologicznym, sięgnij po serię o Harrym Potterze. Oto 5 powodów, dla których każdy dorosły powinien ją przeczytać. I nie chodzi o to, że to prócz fantasy, także dobry thriller. Ta "bajka dla dzieci" pokaże ci, jak się żyje na pełnej petardzie!
Każda z nas ma swojego Pottera, a każdy swoją Cho – pierwszą sympatię z wczesnych lat szkolnych. Osobę, której jako pierwszej udało się wprawić w łomot nasze niedoświadczone "w tych sprawach" serce. Tylko, kto by pamiętał jak to było czerwienić się na samą myśl o fizycznym zbliżeniu... Komu dziś udałoby się poderwać do lotu uśpione w brzuchu motyle...?
Scena pocałunku Harrego i Cho (pocałunku pierwszego w życiu tak dla niej, jak i dla niego) zarówno w książce, jak i w filmie jest napisana niezwykle angażująco. Nie tyle kibicujemy młodym bohaterom, by w końcu zostali sami, co czujemy dokładnie to, co oni. Ręce zaczynają się pocić, usta wysychać, a oddech wyraźnie przyspiesza. Mimowolnie uśmiechamy się do siebie, a wszystko w nas zaczyna skandować "więcej, więcej!". Znów mamy kilkanaście lat, gęsią skórkę i czysto romantyczne podejście do miłości.
Lekcja walki z demonami dorosłości
Zapewne kojarzycie niedzielny stres przed poniedziałkiem? Znacie ten irytujący strach przed sprawdzeniem stanu konta, gdy zdarza się nieoczekiwana i pilna potrzeba finansowa... Domyślam się, że nie jest wam obcy lęk przed szefem – czy to potencjalnym, czy obecnym. Że w waszym życiu są osoby, które potrafią w ciągu kilku minut pozbawić was pewności siebie lub radości życia, dlatego wolicie ich nie spotykać...? Zgadłam? Oto dowód na istnienie boginów i dementorów! Spokojnie, są na to odpowiednie zaklęcia.
Coachowie dwoją się i troją, by skutecznie sprzedać nam praktyczne sztuczki na pokonywanie demonów dorosłości, psychologowie przez ich nieporadność mają potem pełne ręce roboty. A autorka serii o Harrym Potterze, całą psychologiczną prawdę na temat radzenia sobie ze wspomnianymi lękami zawarła w trzech prostych i praktycznych słowach: Riddiculus i Expecto Patronum.
Pierwsze z nich to zaklęcie pokonujące natrętne boginy, czyli innymi słowy nasze lęki. Nikt nie wie jak bogin wygląda, nikt nie wie, gdzie się na nas czai, ale kiedy stajemy z nim oko w oko jesteśmy sparaliżowani strachem. Bo bogin zawsze przybiera postać tego, czego w danej chwili obawiamy się najbardziej. Jak go pokonać? Aby zaklęcie Riddiculus zadziałało, musimy wyobrazić sobie naszego aktualnego bogina w jakiejś zabawnej sytuacji. Przykład: jeśli to nasz szef, który wzywa nas na dywanik niech w naszej wyobraźni czeka na nas w swoim gabinecie w za ciasnej piżamie w dziecięcy wzorek. Od razu jakoś raźniej, prawda?
Drugie wspomniane zaklęcie to wyższa szkoła magicznych mocy, a jednocześnie nic, czego nie pojąłby najsłabszy z uczniów. Wszystko jest kwestią treningu. Otóż Expecto Patronum to sposób na dementory, czyli demony wysysające z człowieka chęć życia. Każdego z nas opuszcza czasem optymizm, ulatują ciepłe uczucia, ogarnia samotność, a świat zdaje się krzyczeć "jesteś do niczego!". Kiedy na nic zdają się internetowe pocieszacze w stylu zdjęcie kota wystającego z pościeli z podpisem "kołdra nie pyta, kołdra rozumie", kiedy nie pomaga zestaw: kakao, świeczki o zapachu domowego ciepła (jabłko, cynamon, ciasto piernikowe itd.) plus "Kevin sam w domu", to znaczy, że nasze smutki to nie byle chandra, a prawdziwy dementor. A takiego potwora trzeba potraktować bronią największego kalibru, czyli mocą dobrych wspomnień.
Zaklęcie Expecto Patronum będzie skuteczne jeśli z całych sił przypomnisz sobie najlepsze, co cię w życiu spotkało i odtworzysz w myślach to wspomnienie najdokładniej jak się da. Chodzi o moment, wydarzenie, które wzbudziło w tobie wielkie szczęście. Tylko skup się! Magiczną moc ma tylko to wspomnienie, które wybierzesz szczerze i z głębi serca. Przykład: jestem mamą, a moim Expecto Patronum wcale nie jest dzień, w którym urodziłam. Moim patronusem jest moment, w którym mój syn w wieku 15 miesięcy zapytany w żłobku przez panią "kto po Ciebie przyszedł" (jeszcze wtedy mówił tylko pojedyncze sylaby), nagle spoważniał, wyprostował się, spojrzał jej w oczy i odpowiedział z dumą: "mama!".
Lekcja mądrego wychowania
Historia o Harrym Potterze zaczyna się w domu jego wujków. Chłopiec ma 11 lat, mieszka w komórce pod schodami, a jego prawni opiekunowie wstydzą się jego istnienia. O tym jak go traktują, powiedzieć, że nim pomiatają, to nie powiedzieć nic. Wujek Vernon i ciotka Petunia są zepsuci do szpiku kości i prezentują to w każdym swoim geście. Choć są to postacie mocno przerysowane, wzbudzają realną silną niechęć. Dlaczego tak prześladują młodego Pottera? I za co tak naprawdę nienawidzi ich czytelnik?
Przyczyna na pozór jest abstrakcyjna – Harry nie jest normalnym chłopcem, jest czarodziejem. Na pozór, bo tak naprawdę chodzi o to, że nie jest taki, jak by sobie tego życzyli. Ma w sobie coś niepojętego, nieuchwytnego, coś, czego nie da się nazwać i okiełznać – to dla wujków Pottera wydaje się być skrajnie nieznośne. I tu znajdujemy odpowiedź na drugie pytanie: każdy z nas boi się nieznanego, a każdy rodzic ma gdzieś głęboko schowane oczekiwania wobec swojego dziecka. Wstydzimy się tego, nie lubimy siebie za to, więc nie lubimy też wujków Pottera. Za to chłopca kochamy od pierwszych chwil z książką – bo jest szczery, pozbawiony złych intencji, taki, jak my w jego wieku. Wniosek? Dajmy sobie więcej powodów, by się lubić, to i dzieci będą szczęśliwsze...
W historii o Potterze jest coś jeszcze, co uczy nas-dorosłych mądrego wychowania. Choć to zabrzmi patetycznie, jest bardzo prawdziwe: dzieci są tym silniejsze w życiu, im więcej damy im miłości. W książce chłopiec przeżył konfrontację z najwyższą formą zła skierowaną przeciwko niemu tylko dlatego, że otoczony był matczyną miłością – zanim śmiercionośne zaklęcie uderzyło chłopca, swoim ciałem ochroniła go jego matka. Dzięki temu nie tylko Harry przeżył, ale ten, który zaklęcie rzucał, dostał rykoszetem. Ostrzegałam – patetyczne, ale czy nie znamienne?
Lekcja dystansu do siebie
Mówi się, że z kompleksów się wyrasta, a dystansu do siebie nabiera z wiekiem... Jednak trzydziestka to często trochę za wcześnie na mądrość dojrzałej osoby, a za późno na młodzieńczą radość z życia. Niby możemy stanąć prosto i pozbyć się niewygodnego rozkroku pomiędzy byciem beztroskim nastolatkiem a początkującym dorosłym, niby wiemy już o życiu całkiem sporo, a jednak wciąż doganiają nas rozterki z przeszłości. Powoli zapominamy kim chcieliśmy być gdy byliśmy dziećmi, a nadal nie mamy pomysłu na siebie. Orientujemy się, że kilka, a może nawet kilkanaście lat inwestowaliśmy nie w "siebie prawdziwego", a w wizję "idealnego siebie" i w konfrontacji z rzeczywistością okazuje się, że taki wybór się nie sprawdził.
Jest w historii o Harrym Potterze bohaterka, która rozczula swoim zdziwaczeniem, drażni bezwzględną szczerością, wzbudza podziw odwagą i wewnętrznym spokojem. Luna Lovegood jest młodą czarownicą, półsierotą, wychowywaną przez ojca, nieco antyspołeczną dziewczyną, która potrafi z każdej ze swoich wad, zrobić atut. Zamiast próbować wkupić się w łaski rówieśników, ona podkreśla swoją inność czy to strojem, czy ekscentrycznym zachowaniem z taką dawką uroku i pewności siebie, że czasami aż onieśmiela. Jednak dzięki temu osiąga sukces – nie tylko wyrasta na zdolną czarownicę, ale przede wszystkim ma wokół siebie ludzi, którzy oddaliby za nią życie. Luna jest w historii o Harrym symbolem szczęścia na przekór wszystkiemu. A jej sekret jest banalny – jest sobą.
Lekcja prawdziwej przyjaźni
Gdyby chcieć jednym słowem podsumować o czym jest historia Harrego Pottera, myślę, że większość jej fanów zgodziłaby się ze mną, że o prawdziwej przyjaźni. I to takiej, która się w dorosłym życiu zdarza naprawdę rzadko. To właśnie w okolicach trzydziestki często mamy okazję przekonać się, czy nasze przyjaźnie przetrwają próbę czasu i życiowych okoliczności. Czy wiesz co zrobić, by je zatrzymać?
Harry, Ron i Hermiona rozumieją się bez słów. Martwią się o siebie nawzajem jakby byli rodziną, nie potrzebują deklaracji, zapewnień o uczuciach. Nawet jeśli wątpią, to zawsze do siebie wracają. Nawet jeśli nie widzą się miesiącami, później w swoim towarzystwie czują się jakby nigdy się nie rozstawali. Dzielą się wszystkim, co mają, dbają nawzajem o swoje interesy, są wobec siebie bezwzględnie szczerzy. Nie mają oczekiwań, pretensji, nie rozliczają się wzajemnie z poświęconego sobie czasu i uwagi. Są dziećmi, a nam dorosłym dają lekcję prawdziwej, trwałej, dojrzałej przyjaźni, która, jak się okazuje, przetrwać może nawet największą próbę.
W ostatnim odcinku serii, "Harry Potter i Insygnia Śmierci" Harry, Ron i Hermiona wyruszają w podróż, której celem jest odnalezienie horkrusków – przedmiotów, w których zaklęta jest dusza najpotężniejszego czarnoksiężnika. Są sami, nie mają planu, ani mapy, a wskazówki, którymi dysponują są delikatnie mówiąc, enigmatyczne. Oprócz tego, że horkruksy trzeba znaleźć, należy je później zniszczyć. Jak? Tego też nie wiedzą. Jeden z nich już mają, noszą go przy sobie, i choć "ulatuje" z niego przesiąknięta złem dusza Lorda Voldemorta, im udaje się przetrwać razem.
Seria o Harrym Potterze dorasta razem z czytelnikiem. Pierwsze odcinki są znacznie prostsze zarówno fabularnie, jak i interpretacyjnie – początkowo faktycznie można odbierać Harrego jak bajkę o walce dobra ze złem. Jednak z biegiem lat – i Harrego, i czytelnika – okazuje się, że życie wcale nie jest takie proste, jakby mogło się wydawać. Że nie ma nieskazitelnych ideałów (Dumbledore), że można kogoś kochać mimo że popełniał błędy (ojciec Harrego), że ci, którzy wydają się wrogami, mogą okazać się przyjaciółmi (profesor Snape)... Harry to historia o ideałach, tych, które w naszym słowniku, słowniku dorosłych, zamieniły się w trudne do zdefiniowania, często wypłowiałe frazy – o miłości, prostym życiu według własnych zasad, o podążaniu za głosem serca. Niby banał, a nam dorosłym tak często trzeba o tym przypominać.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl