Dlaczego kolejne kontrowersyjne ustawy, zagarnianie dla siebie jak największej władzy i otaczanie skompromitowanymi PRL-owską przeszłością ludźmi, prawie w ogóle Prawu i Sprawiedliwości nie szkodzą? Niezwykle skuteczna okazuje się bowiem gra, w którą partyjni spece od marketingu politycznego, grają z wykorzystaniem mediów i kultury. To dzięki temu, z rzeszą Polaków znaleźli wspólny język i na długo zyskali ich poparcie.
Na co komu polityka, gdy jest socjotechnika...
Przez wszystkie lata, gdy Polską rządziła koalicja Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, nieustannie wracała dyskusja na temat roli Igora Ostachowicza. Mówiono, że najważniejszy doradca ówczesnego premiera Donalda Tuska, poświęcał całe dnie na to, by zaplanować, w jaki sposób zapewnić spokój wśród społeczeństwa i możliwie bezboleśnie przeforsować najbardziej kontrowersyjne reformy lub szybko wyciągnąć rządzących z wpadek, które zaliczyli.
W dużej mierze, to dzięki jego zdolnościom, PO rządziła aż osiem lat i zaliczyła długą serię wyborczych zwycięstw. Igor Ostachowicz w politycznych legendach wyrastał więc na politycznego czarodzieja, który był w stanie uwieść Polaków najbardziej odważnymi socjotechnicznymi sztuczkami. Nawet, jeśli pozycji i zdolności doradcy Donalda Tuska nie przeceniano, to szybko znalazł on godnych następców...
Odważnie stosowana socjotechnika, to dziś główny filar rządów Prawa i Sprawiedliwości. To dzięki sprytnemu "marketingowi politycznemu", Jarosław Kaczyński i spółka, mogą bez konsekwencji majstrować przy demokratycznym ustroju, czy ryzykować "rychłym bankructwem państwa". Nie "płacą" nawet za to, że na bezprecedensową dotąd skalę, stosują nepotyzm i kolesiostwo przy obsadzaniu stanowisk hojnie wynagradzanych z budżetu państwa. Nie płacą też za niebywałą butę i arogancję, których nabawili się już po pierwszym roku rządzenia.
Zrobić się na "swojaka"
Są w tym bezkarni, bo dla całej rzeszy Polaków, to "swojaki". Jak to się udało? Przecież działacze PiS patrzą na Polaków z tych samych marmurowych sal, zza tych samych suto zastawionych stołów i zza okien luksusowych limuzyn, a ze zwykłymi Kowalskimi łączy ich tylko to, że ci ostatni za to wszystko płacą. Takie efekty daje długie i konsekwentne budowanie w Polakach przekonania, że ta władza jest im bliższa, niż jakakolwiek wcześniej. Przecież nawet ci, którzy krytykują ich za autorytarne działania, zwykli mówić, że dawno władza nie była tak blisko zwykłych ludzi, jak ta obecna.
I nie chodzi tu o toporną propagandę uprawianą przez "Wiadomości" TVP. Media publiczne są głównym trybikiem w tej machinie, ale wówczas, gdy działają w bardziej wyrafinowany sposób. Na przykład tak, jak ostatnio, gdy głównymi komentatorami sukcesu Legii Warszawa w europejskich pucharach byli nie sportowcy, a prezydent Andrzej Duda i kojarzony wciąż jako "bulterier PiS", prezes TVP Jacek Kurski.
Z komentowaniem meczu radzili sobie kiepsko, ale nie taka była ich rola. Chodziło tylko o to, by utrwalić trzy ważne przekazy. Po pierwsze, że ta władza jest z ludem, gdy ten się cieszy. Po drugie, że ta władza w ogóle cieszy się tymi samymi radościami, co zwykli obywatele. No i po trzecie i najważniejsze, ten sukces osiągnięto za kadencji tej, a nie innej władzy.
Budowaniu podobnej narracji, służą też ruchy takie, jak "nowa jakość w kulturze", za sprawą której gwiazdą nocy sylwestrowej TVP – czyli "imprezy" wybieranej na pożegnanie roku przez większość Polaków – będzie legenda disco polo Zenek Martyniuk. Nie dość, że to artysta pochodzący z podlaskiej kolebki "prawdziwej Polskości", to jeszcze gra muzykę z samej nazwy "polską". Niby to popkulturowa błahostka, ale właśnie tak buduje się krok po kroku to, co daje PiS taką siłę.
Warto też zwrócić uwagę, jak płynnie rząd reaguje ostatnimi czasy na interwencje mediów publicznych. Co jakieś czas "Wiadomości" lub TVP Info przedstawiają przecież poruszające historie zwykłych ludzi, a zazwyczaj już następnego dnia – po takiej interwencji – kamery TVP stoją przed odpowiednim ministrem, który zapewnia, że zwykłego, pokrzywdzonego przez los Polaka nie można zostawić bez pomocy. Co dzieje się dalej z tymi historiami, nie zawsze wiadomo. Szybko dziennikarze TVP zajmują się bowiem kolejną interwencją. No i kolejną konferencją.
"Zwykły Polak chce mieć coś pewnego"
– Najważniejszy jest przekaz, że jest się blisko ludzi – mówi w rozmowie z naTemat pomorski działacz PiS z przeszłością w reklamie. Wskazuje też na fakt, iż siła i trwałość narracji budowanej przez PiS bierze się z tego, że już w 2001 roku Lech i Jarosław Kaczyńscy dość jasno założyli sobie, jakiego wyborcy będą potrzebowali do odniesienia sukcesu pod szyldem Prawa i Sprawiedliwości.
– Od początku konsekwentnie PiS przyciąga raczej klasę średnią i wszystko w dół. Wszystkich tych, którzy nie zmieniają poglądów, jak chorągiewki. Popatrzmy na obecne sondaże PO i Nowoczesnej, jak się co chwila zamieniają w nich miejscami. A myśmy nigdy nie spadli poniżej poziomu 20 proc. Nigdy nie byliśmy poniżej silnego drugiego miejsca, nawet w najgorszych czasach! Bo elity bawią się demokracją, a zwykli ludzie chcą mieć w życiu coś pewnego. Jak raz staniesz się dla nich "swój", będziesz taki na zawsze – ocenia.
Nieodłączny element sukcesu
I podkreśla w tym wszystkim "wyjątkową rolę Jacka Kurskiego". Bo choć obecny prezes TVP zaliczył w swojej karierze wiele partii, już na początku lat 90-tych, to on budował oprawę marketingową temu, co robili bracia Kaczyńscy. Jako 27-latek był szefem kampanii wyborczej Porozumienia Centrum. Potem działał w Ruchu Odbudowy Polski, Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym i Lidze Polskich Rodzin, by w 2002 roku wrócić do współpracy z Lechem i Jarosławem Kaczyńskimi. Może i trudnej, ale jakże owocnej. W kampaniach prowadzących PiS do pierwszych zwycięstw pracował tak ciężko, że właśnie wtedy zasłużył sobie na przydomek "bulteriera".
– Jacek jest nieodłącznym elementem naszych wielkich sukcesów. Nie jest to człowiek z umiejętnościami rozgrywania partii od wewnątrz, ale swoje na odcinku marketingowym robi mistrzowsko. Mało kto wie, że to on jest twórcą naszego logo z tym dumnym orłem. Przede wszystkim jednak potrafi poświęcić własną twarz dla sprawy. Tak, jak wtedy, gdy użył przeciw Tuskowi "dziadka z Wehrmachtu". Jego oficjalnie nawet wywalili na chwilę ze sztabu i partii za to, ale przecież swoje zrobił. Tak samo jest teraz, gdy mówi się, że coś kontrowersyjnego robi "TVP Kurskiego", ale po nim to spływa, bo wie, że dzięki niemu mamy wyjątkowe wpływy – komplementuje prezesa TVP nasz rozmówca.
– A czy w tym, wszystkim są elementy socjotechniki? No, nie oszukujmy się, przecież każdy polityk po takie środki sięga. Jacek Kurski po prostu potrafi to robić w bardzo skuteczny sposób. Zwłaszcza, gdy robi to dla PiS – słyszymy.