Ten gest zrobił furorę. Robert Brylewski z zespołów Kryzys i Izrael zaskoczył widzów, a przede wszystkim władze TVP. W trakcie koncertu transmitowanego przez TVP Kultura ostentacyjnie rozpiął kurtkę, pod którą miał koszulkę z podobizną Lecha Wałęsy. A tak się starano, aby o Wałęsie na tych uroczystościach nie było ani słowa.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
To był rocznicowy koncert w Stoczni Gdańskiej. Zorganizowano go, by upamiętnić ofiary stanu wojennego. Honorowy patronat objął nad nim m.in. prezydent Andrzeja Duda, a organizatorami wydarzenia byli TVP, IPN i "Solidarność". Tyle że zupełnie pominięto na nim rolę najważniejszego wówczas człowieka "Solidarności". Do czasu aż na scenę wszedł zespół Kryzys. A wszystko to działo się tuż przed nosem prezesa Telewizji Polskiej, który był w pierwszym rzędzie.
Widział Pan minę Jacka Kurskiego?
Nie miałem okazji. Przyznam, że grając nie zauważyłem, że jest przed sceną. Dowiedziałem się dopiero później z tekstów, jakie się ukazały po koncercie, że sam pan prezes Kurski raczył oglądać ten występ.
To było i zaplanowane, i spontaniczne jednocześnie. Po prostu - powiedziałem mojej manager, że potrzebuję koszulki z Wałęsą. A tuż przed koncertem okazało się, że tych koszulek znalazło się więcej. No więc każdy z zespołu co chciał to brał.
Ludzie odczytują ten gest jako wsparcie dla Lecha Wałęsy, o którym w czasie koncertu nikt nie wspomniał, ale także jako sprzeciw wobec działań władz TVP. Właśnie takie było przesłanie?
Interpretację pozostawiam słuchaczom i widzom. Wolny wybór. Zrobiliśmy swoje, zawsze tak działaliśmy, zawsze komentowaliśmy rzeczywistość swoimi piosenkami i postawą. Telewizja nie powinna być zaskoczona tym gestem. Widziały gały co brały.
Właśnie, są już jakieś reakcje z Woronicza?
Dochodzą do nas różne informacje, ale... Mnie w sumie interesuje teraz, żeby nam za tę robotę zapłacili i mam nadzieję, że nie będziemy się musieli o to procesować.
Nie obawia się Pan, że TVP zrobi teraz listę artystów, których można pokazać na ekranie, a których nie?
Bez przesady. Nie uważam, żebym jakoś narozrabiał i nabroił. Liczę, że zatriumfuje rozsądek i kultura, a telewizja podejdzie do tego "wolnościowo", czyli będzie możliwość prezentowania różnych opinii i tematów.
Dziś wykonuje Pan gest, który jest upamiętnieniem Wałęsy, ale był taki moment w 81' roku kiedy nie dogadaliście się z "Solidarnością". Gdy grał Pan z Tomkiem Lipińskim w Brygadzie Kryzys mieliście wystąpić na I Przeglądzie Piosenki Prawdziwej w Hali Olivia w Gdańsku i do występu tego nie doszło. Tomek Lipiński opowiadał potem, że organizatorzy przestraszyli się waszego ostrego przekazu i dlatego zrezygnowali z występu. A wy uznaliście wówczas, że nie ma się co angażować w politykę i wtedy właśnie powstał utwór "Nie wierzę politykom".
Bardziej chyba wtedy poszło o to, że gramy za głośno i to przeszkadzało człowiekowi, do którego należał sprzęt nagłaśniający. Mało brakowało, żeby na scenie doszło do bijatyki z Tomkiem Lipińskim, ale to raczej nie miało nic wspólnego z polityką wówczas. Choć owszem, politykom nie należy wierzyć z zasady. Wszystkim.
Faktem jednak jest to, że myśmy wówczas całym sercem byli z "Solidarnością". Prowadziliśmy swoją działalność, robiliśmy muzykę, ale jasne, że się z "Solidarnością" utożsamialiśmy. Dziś natomiast różne zespoły bardziej prawicowe, bardziej lewicowe - ja nie zamierzam się wpasowywać w te podziały. Ja pod wpływem książki "Trzecia fala" Alvina Tofflera stałem się "toffletystą". Uważam, że następuje właśnie powolna agonia i lewicy, i prawicy. Wkrótce będziemy zupełnie nowym społeczeństwem cyfrowym.
A nie obawia się Pan, że tym gestem z koszulką właśnie trafił Pan do "lewicowej szufladki"?
Powiem delikatnie - mam to głęboko w nosie. Niech mnie sobie klasyfikują, jak chcą. Parę lat temu też grałem koncert w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, wtedy to było w Warszawie na placu Konstytucji. Tam się wtedy zebrało mnóstwo jakichś ludzi z ONR-u, którzy potem szli protestować pod domem umierającego Jaruzela. Mocno się też sprzeciwiałem, gdy kiedyś polscy lewicowcy zaprosili niemieckich, żeby ci walczyli na ulicach Warszawy 11 listopada z narodowcami idącymi w Marszu Niepodległości. Nie jestem po żadnej stronie, idę własną drogą i generalnie w życiu staram się być mediatorem.
A nie ma Pan już dość ciągłego stawiania oporu? Tomek Lipiński niedawno napisał na Facebooku, że męczy go już "wdrapywanie się na barykady" i śpiewanie, że "jeszcze będzie przepięknie"...
Trzymam za Tomka kciuki, żeby nie tracił wiary. To wspaniała piosenka i życzyłbym wszystkim, żeby się ziściła.