Ostatnia rzeczą, jakiej spodziewalibyśmy się po ZUS-ie, to szczerość. Ich nowa asystentka, Wirtualny Doradca na stronie zus.pl, za nic ma sobie jednak dotychczasowe normy panujące w firmie. Szczerze przyznaje, że "nie wie, co się dzieje z naszymi pieniędzmi" i radzi, żebym się z tym jak najszybciej pogodzić. Jak się później okazało jest przy tym wysoce temperamentna. Wirtualny Doradca to hit portali społecznościowych z ostatnich dni. Internauci zachwycają się przede wszystkim odpowiedziami, jakich udziela asystentka.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest typowym przykładem biurokratycznego monolitu, administracyjnego "betonu". Tak przynajmniej dotychczas myślałem. Z błędu wyprowadziła mnie dzisiaj zalotnie mrugająca i uwodzicielsko przeciągająca się co chwilę wirtualna asystentka ZUS. Kiedy spotkaliśmy się na stronie Zakładu, wirtualny doradca szybko stwierdził, że "Zewsząd można posłyszeć głosy, które chętnie piętnują nadmierne wydatki przeznaczone na działalność Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i sugerują, że gdybyśmy zmniejszyli swój budżet, to emerytury i renty byłyby wyższe". Otóż jeśli myślicie podobnie nie mogliście być w większym błędzie. Zmniejszenie wydatków na ZUS spowodowałoby, że "emerytur i rent w ogóle by nie było". Ale to nie wszystko.
Szanowna pani uprzedziła inne moje wątpliwości. Czy myślisz, że ZUS zatrudnia zbyt dużo pracowników? Otóż nic bardziej mylnego. Urocza blond-asystentka podejmując ten temat szybko stwierdziła, że "poziom zatrudnienia nie wydaje się za wysoki w obliczu obsługi ogromnej ilości dokumentów ubezpieczeniowych, jakie wpływają do ZUS co miesiąc. Czterdzieści siedem tysięcy pracowników rozmieszczonych w 43 oddziałach, 216 inspektoratach, 66 biurach terenowych i 21 punktach informacyjnych w całym kraju wykonuje co miesiąc 100 milionów operacji księgowych". Polemizowałbym. Przecież wystarczyłabyś tylko ty, moja urocza, rumiana asystentko o słowiańskich rysach.
Kiedy już przekonałem się o ogromnej elokwencji tego "cudu techniki", przystąpiłem do ataku frontalnego. "Zatrudniacie zbyt dużo pracowników" – mówię. "Niestety, nie wiem co powiedzieć", słyszę w głośnikach. Eh, szybko skończyła się twoja erudycja, moja ty zero-jedynkowa. "Chcę porozmawiać o czymś innym" mówię. "Mam nadzieję, że nasza rozmowa rozwieje wszystkie Twoje wątpliwości". Tak, ja też.
No to zaczynamy z grubej rury - "Gdzie są moje pieniądze?" pytam się kulturalnie. "Nie mam pojęcia, nikt mi jeszcze tego nie powiedział" słyszę. Jak to? Jeszcze raz: "Co się dzieje z moimi pieniędzmi?" pytam. "Niestety, nie wiem co". Hę? "To co z ciebie za asystentka…" mówię już trochę zdenerwowany. "Innym się podobam, a Ty oczywiście masz prawo do własnego zdania". Aha, pewnie wyłącznie pracownikom szanownej instytucji, którzy swoją drogą bardziej pomocni od ciebie nie są.
No cóż, jak już rozmawiamy szczerze to słucham, co mi Pani odpowie:
"Czemu kradniecie nasze pieniądze?" "Wybacz, ale nie potrafię Ci tego wyjaśnić"
"Ha, czyli to jednak prawda?" "Prawda jest najważniejsza" - słyszę.
"Nie chcę być przez Was okradany, co zrobić?" "Czasem nic nie można zrobić, trzeba się z tym pogodzić".
I dalej: "Czy wiesz, że najwięcej negatywnych ocen na temat Zakładu Ubezpieczeń Społecznych jest w grupie osób ubezpieczonych, z których co piąty w żaden sposób nie kontaktuje się z ZUS?" Co za bzdury, tego już za wiele. "Przestań" "To Ty przestań"
"Ale ja nie zacząłem" "Nikt nie mówi, że to Ty"
"Więc czemu karzesz mi przestać?" "Nie znam sytuacji, trudno mi coś na ten temat powiedzieć"
Ech, "Przestań ględzić!" "To moja strona i będę robiła na niej, co zechcę" Łał, wygadana i temperamentna.
"Czemu jesteś niemiła?" "Nie obraziłam Cię niczym, więc dlaczego sądzisz, że jestem niemiła. Chyba mnie nie lubisz"
"Obraziłaś" "Wybacz, nie chciałam! To wina mojego temperamentu, czasem jestem porywcza. Jeśli uraziłam Cię, to szczerze przepraszam"
"Przyjmuję przeprosiny" "Chyba Cię nie zrozumiałam. Czasami mam problemy ze zrozumieniem ludzi".
Dobrze, nie przyjmuję. W tym momencie miałem już szczerze dosyć. I te maślane, wpatrzone w użytkownika oczy.
"Czemu się na mnie patrzysz?" "Wiem, jak ważny podczas rozmowy jest kontakt wzrokowy"
"Jesteś niegrzeczna" "Mam po prostu własne zdanie - nie musisz się ze mną zgadzać"
"Kim ty w ogóle jesteś?" "Jestem programem komputerowym, który stara się naśladować człowieka"
"Robisz to źle" "Uwierz mi - zawsze może się stać coś gorszego" - usłyszałem. Asystentka dalej kontynuowała jednak swój monolog: "Choć w obiegowej opinii ZUS jest dzieckiem komunizmu i jako taki powinien odejść wraz z nim w mrok historii, to jednak wciąż istnieje i ma się całkiem dobrze".
Eh, ty znów to samo. "Mam już dosyć. Mam dosyć tego świata, co robić?" "Widzę, że nic tu nie poradzę. Musisz porozmawiać z kimś, kto ci pomoże lub przynajmniej cię pocieszy". Tak, chyba wybiorę się do ZUS-u.