Jadąc po odbiór nowej Mazdy 6, czułem się trochę jak przed spotkaniem z dawno niewidzianą dziewczyną z liceum. To jeden z samochodów, w których kochałem się przed laty. Potem nasze drogi się rozeszły, ale ciągle myślałem o nim wyjątkowo ciepło. Odświeżona jakiś czas temu „szóstka” nadal pozostaje jednym z najładniejszych (a może i najładniejszym?) sedanem w swojej kategorii.
Z tymi Mazdami to w ogóle zabawna historia. Podczas dziesiątek moto testów, które od paru lat robimy w naTemat, mandat dostałem dwa razy. Jeden za nieco przekroczoną prędkość, drugi za jazdę bus pasem. Traf chciał, że za każdym razem działo się to w… Mazdach. Pierwszy w poprzedniej 6-tce, drugi w MX-5-tce. Na szczęście sprawdziło się powiedzenie „do trzech razy sztuka” i tym razem obyło się bez mandatu.
Projektanci japońskiego producenta odwalili kawał dobrej roboty. Nowa Mazda 6 podczas liftingu nie przeszła rewolucji. To, co było ładne i pociągające, stało się jeszcze ładniejsze i jeszcze bardziej pociągające. To model, który swoim wyglądem nie krzyczy z daleka „halo, halo, patrzcie na mnie”, ale gdy już zawiesimy na nim oko, nie sposób go nie docenić. Słowo „ekstrawagancki” byłoby nieco przesadzone, ale jest w nim nieco więcej finezji niż wśród innych samochodów. W każdym innym przypadku słowo „zwykłe” nie byłoby komplementem. Tymczasem w tym przypadku dokładnie tak jest. Nowa Mazda 6 jest zwyczajnie ładna.
Mazdy od paru lat powstają zgodnie z tzw. filozofią KODO – Dusza Ruchu. Co to znaczy „na polski”? Projektując nowe mazdy, ich twórcy inspirują się smukłymi i opływowymi kształtami oraz drapieżnymi sylwetkami zwierząt w ruchu. Tyle w teorii. W praktyce wygląda to tak, że są to auta smukłe, płynne, dynamiczne, trochę jak dobrze wyrzeźbiony (odtłuszczony) facet na siłowni.
Na nową „szóstkę” można patrzeć długo. I na całość, i na szczegóły w postaci charakterystycznych świateł LED, chromowanych elementów czy 19-calowych alufelg. Wizualnie jest autem kompletnym.
W środku czekają na nas bardzo ładne białe (kremowe?) skóry. Nie tylko na fotelach, ale także wielu elementach kabiny. Gdy na spokojnie przeglądam zdjęcia z wnętrza Mazdy 6, utwierdzam się w przekonaniu, że jest ono „dla ludzi”. Rozkład schowków, wszystkich przycisków, opcji rozstał rozplanowany przemyślanie.
Kierowca nie gubi się, szukając poszczególnych rzeczy. Wsiadasz i jedziesz przed siebie, w ogóle nie czując, że siedzisz w nim dopiero po raz pierwszy. Przyzwyczaić musiałem się jedynie do przycisku włączającego auto, który zamontowano na desce rozdzielczej, tuż obok ekranu. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to może do kierownicy, która była trochę „chuda” oraz obita „świecącą” skórą, która nie do końca mi się podobała.
Wnętrze jest wykonane starannie i podobnie jak nadwozie, cieszy oko. Tak, jest zwyczajne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie udaje luksusu premium, który nie jest, a jednocześnie daje ci takie poczucie solidnego i eleganckiego wykonania.
Na samym środku mamy multimedialny ekran, którego opcjami sterujemy za pomocą specjalnego pokrętła na środkowym panelu lub dotykowo. Ciekawostką jest, że nasza Mazda nie pozwoli nam korzystać z ekranu dotykowo podczas jazdy. Możemy robić to tylko, gdy auto jest zatrzymane. Testowana Mazda była bogato wyposażona, poza standardowymi opcjami dorzucając jeszcze podgrzewanie foteli i kierownicy. Wygodna jazda czeka nas nie tylko z przodu, ale i z tyłu, gdzie przy moich 183 centymetrach wzrost miałem jeszcze sporo zapasu.
Pod maską testowanego modelu znajdował się 2,5-litrowy silnik benzynowy o mocy 192 koni mechanicznych. To najmocniejsza jednostka w całej gamie. A ta jest spora. Szybki rzut oka na cennik i widzę, że można wybierać z 11 wariantów.
Spalanie w testowanym modelu utrzymywało się na poziomie 9l/100km. Lekkie rozczarowanie, ale przecież mówimy o najmocniejszym modelu z gamy. Mimo to na jednym baku dałem radę zrobić trasę Warszawa-Mazury-Warszawa i przez kilka dni pokręcić się po mieście.
Nawet w swojej najmocniejszej wersji Mazda 6 nie gwarantuje emocji za kierownicą. Rozpędza się równomiernie, bez ociągania, pierwszą setką osiągając po 7,8 sekundach. W razie czego możemy włączyć tryb sportowy, który sprawia, że nasze auto staje się trochę bardziej żwawe. Mam tylko obawy, jak wyglądałoby np. wyprzedzanie przy słabszych jednostkach, gdzie – przynajmniej w teorii – można by oczekiwać trochę więcej dynamiki. Co do testowanego modelu, wracamy po raz kolejny do słowa klucz. Wrażenia z jazdy? Zwyczajne. Dokładnie takie, jakich można oczekiwać od praktycznego, codziennego auta.
Patrząc na cennik, też nie przysiadamy z wrażenia. Ceny – zależnie od silnika i wersji wyposażenia – wahają się od 89 900 do 167 900. Co mogłoby mnie zniechęcić do Mazdy? Chyba tylko statystyki kradzieży, które są niepokojąco wysokie. Warszawscy złodzieje upodobali sobie ten model wyjątkowo mocno, o czym specjalny materiał zrobił znany dziennikarz motoryzacyjny Zachar Zawadzki. Mazda wprowadziła dodatkowe zabezpieczenia elektroniczne. Także w testowanym modelu mieliśmy tzw. zabezpieczenie "SPiiD" - dodatkową kartę, bez której samochód nie pojedzie.
Jakie wnioski po tym spotkaniu z licealną miłością po latach? Bardzo szybko przypomniałem sobie, dlaczego kiedyś tak bardzo mi się podobała i rozumiem, dlaczego może podobać się innym. Nie wzbudza już może aż tak szybkiego bicia serca, jak dawniej, ale wydaje się bardzo rozsądnym wyborem. Tyle tych metafor. Nowa Mazda 6 to przepiękny samochód, który tak – powtórzę to – jest zwyczajny, ale właśnie w tej zwyczajności tkwi jego sekret. Docenią go zarówno młodsi kierowcy, którzy wizualnie oczekują czegoś więcej, a także ci starsi, dla których ważna jest pewność i praktyczność auta. Mocny punkt na liście każdego, kto szuka swojego sedana.