
Od posła Michała Szczerby wszystko się zaczęło. I od marszałka Marka Kuchcińskiego, który wykluczył go z obrad. A tak naprawdę od ich wieloletniego konfliktu – takie informacje zaczęły już krążyć po Warszawie. Dając do myślenia, czy gdyby nie ten konflikt, mielibyśmy dziś w Polsce największy kryzys parlamentarny od lat. Bo gdyby nie Szczerba, Kuchciński mógł zareagować zupełnie inaczej. A tak, to po prostu przesadził.
Dokładnie rok przed aferą w Sejmie – 16 grudnia 2015 roku – poseł Szczerba został ukarany dyscyplinarnie przez marszałka. Dwa tygodnie wcześniej Sejm wybierał sędziów do Trybunału Konstytucyjnego i Michał Szczerba powiedział wtedy pod adresem Kuchcińskiego, że autoryzuje on działania nielegalne i będzie mu to zapamiętane. – Powiedziałem to dosyć mocno, odwracając się z mównicy do niego, i to go zabolało. To była pierwsza sytuacja, którą możemy nazwać naszą publiczną wymianą zdań – mówi poseł Szczerba w rozmowie z naTemat.
Od tamtej pory wszystko się zaczęło, choć – w co naprawdę trudno uwierzyć – obaj nigdy ze sobą nie rozmawiali. Poseł Szczerba słyszał opinie o tym, że jest skonfliktowany – trochę się z tego śmieje, ale też nie zaprzecza. – Ja z panem marszałkiem Kuchcińskim nigdy nie rozmawiałem osobiście. Jedyne nasze spotkania to spotkania na sali plenarnej, wtedy gdy zabieram głos – mówi. Nigdy, nigdy twarzą w twarz? – Naprawdę nigdy – powtarza.
Zupełnie niedawno, 13 grudnia, Kuchciński wyłączył mu mikrofon, gdy Szczerba zaczął mówić o prokuratorze Piotrowiczu. "To drugie pytanie nie dotyczy wniosku mniejszości" – przerwał mu marszałek.
Po nałożeniu tej kary w PiS mówiono wtedy, że poseł PO po prostu się nad sobą użala. Nieważne, że podczas tego samego posiedzenia Kornel Morawiecki mówił o trzy minuty dłużej. Albo Jarosław Kaczyński – o półtorej. I nikt o karze dla niego nie mówił. – To jest zupełnie co innego – jeszcze niedawno podśmiewał się Marek Suski. Autentycznie śmiejąc się podczas opowieści, jak to Szczerba chodzi i biadoli z powodu kary, która w jego mniemaniu okazała się słuszna.
"Pamiętam tamtą sytuację. Marszałek prosił [posła Szczerbę- przyp. red.], żeby skończył, że minął czas, że przywołuje do porządku. Wielokrotnie posłowie przekraczają czas, bo chcą dokończyć myśl, zdanie i za to się nie karze. Natomiast jeśli ktoś blokuje mównicę, to co może marszałek zrobić? To nie są dzieci, klapsa nie da". Czytaj więcej
Napisz do autorki: katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
