Jakże symptomatyczna była pierwsza decyzja podjęta przez sędzię Julię Przyłębską w roli nowego prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Gdy Prawo i Sprawiedliwość rozpętało potężny kryzys parlamentarny utrudniając dostęp do informacji o funkcjonowaniu Sejmu i Senatu, Przyłębska sprawiła, że z sieci zniknął serwis ObserwatorKontytucyjny.pl, który donosił o kulisach pracy TK. Czy była to decyzja opłacalna?
Władz informacji nie lubi
Po aferze wokół ACTA w 2012 roku szczególnie dużo mówiło się o dostępie do informacji publicznej jako jednym z najważniejszych praw współczesnych społeczeństw. W Trybunale Konstytucyjnym uznano wówczas, że warto wykonać krok do przodu w tej kwestii i obok oficjalnej witryny uruchomić serwis informacyjny, który w przystępny sposób będzie donosił o tym, czym, dlaczego i w jaki sposób zajmuje się polskie sądownictwo konstytucyjne.
Pod auspicjami TK uruchomiono serwis ObserwatorKonstytucyjny.pl, który z powodzeniem działał przez ponad cztery lata. Aż do momentu, gdy po zakończeniu kadencji prof. Andrzeja Rzeplińskiego i nocnych podpisach prezydenta Andrzeja Dudy pod nowymi przepisami o ustroju TK autorstwa Prawa i Sprawiedliwości, kierowanie tą instytucją przejęła sędzia Julia Przyłębska.
Zamknięcie strony ObserwatorKonstytucyjny.pl było jej pierwszą poważną decyzją w nowej roli. Nowa prezes Trybunału Konstytucyjnego po prostu wpisała się w trend, według którego obywatele nie muszą wiedzieć o kulisach sprawowania władzy zbyt wiele.
Miała swoje powody?
W środowisku konstytucjonalistów oficjalnie ta decyzja jest powszechnie krytykowana, ale po wyłączeniu mikrofonów można usłyszeć pewien głos zrozumienia dla decyzji Julii Przyłębskiej w sprawie strony ObserwatorKontytucyjny.pl. Bo naprawdę ciekawie zrobiło się pod tym adresem dopiero w ostatnich miesiącach, gdy zaczęły pojawiać się tam nie tylko nudne dla przeciętnego Kowalskiego materiały z analizami tego, czym zajmuje się aktualnie TK.
Stawał się to kolejny "portal opozycyjny". Ostatnie aktualności przed zamknięciem strony przez Julię Przyłębską dotyczyły na przykład sprawy wynagrodzenia sędziów za czas choroby, krytyki pracodawców wobec polityki Jarosława Kaczyńskiego, analizy organizacji Lewiatan na temat słabnięcia polskiego przemysłu, czy skargi Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka na "Wiadomości" TVP.
– Tam coraz częściej pojawiało się po prostu to, czego prof. Rzepliński nie mógł powiedzieć otwarcie samemu, bez ciągnięcia za język przez Monikę Olejnik czy innych dziennikarzy. Nic dziwnego, że "nowa władza" w Trybunale zaczęła od ukrócenia tego – słyszę "off the record" od doświadczonego konstytucjonalisty z jednego z czołowych ośrodków akademickich.
Tymczasem w adres ObserwatorKonstytucyjny.pl nawet w najbardziej gorących czasach... prawie nikt nie klikał. Nawet, gdy zaczęto przemycać tam krytyczne wobec PiS treści, była to strona marginalna. Według serwisu Alexa, to 14007. "najpopularniejsza" strona w polskiej sieci i 933993. na świecie. Czy warto było więc od samego początku ściągać na siebie krytykę, uciszając kogoś, kto i tak nie miał donośnego głosu...?
Poza tym, wysiłki prezes Przyłębksiej i tak poszły na marne. Choć pod adresem ObserwatorKonstytucyjny.pl znajdziemy teraz co najwyżej informację o próbie nieautoryzowanego dostępu, nadal bez problemu działała facebookowa strona serwisu. W czwartkowe popołudnie strona internetowa "wróciła" też za sprawą serwisu NieZniknelo.pl i jest dostępna pod adresem: niezniknelo.pl/OK2.