Antoni Macierewicz ufa nawet ludziom, do których nie maja zaufania służby specjalne.
Antoni Macierewicz ufa nawet ludziom, do których nie maja zaufania służby specjalne. Fot.Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta

Dyrektorem Narodowego Centrum Kryptologii, czyli jednej z najważniejszych instytucji związanych z bezpieczeństwem kraju, jest człowiek Antoniego Macierewicza. Niby nic dziwnego, tyle że od roku Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie chce mu przyznać dostępu do informacji ściśle tajnych.

REKLAMA
Sprawę opisuje "Fakt". Dr Tomasz Mikołajewski to informatyk. Jak donosi dziennik, przez wiele lat studiował w Monachium na Uniwersytecie Ludwika Maksymiliana. Pracował w Niemczech dla norweskiej firmy informatycznej. Potem w Polsce związał się z Wyższą Szkołą Biznesu w Nowym Sączu. Nie wiadomo, co robił przez ostatnie sześć lat, bo MON nie chce udzielić tych informacji. Wiadomo natomiast, że w styczniu 2016 Macierewicz osobiście wręczył mu rękojmię pozwalająca na szefowanie Narodowemu Centrum Kryptologii.
Trzymanie w tajemnicy przeszłości dyrektora instytucji związanej z bezpieczeństwem narodowym nie jest specjalnie dziwne. Sprawą oczywistą jest też, że osoba na tym stanowisku powinna cieszyć się zaufaniem służb specjalnych, bo NCK współpracuje z wywiadem i kontrwywiadem wojskowym, a także ABW. No i tu zaczynają się schody, bo okazuje się, że Służba Wywiadu Wojskowego dwukrotnie nie zgodziła się wydać Mikołajewskiemu certyfikatu dostępu do informacji ściśle tajnych – opisuje "Fakt"..
Prawda jest taka, że powody odmowy przyznania certyfikatu mogą następujące: podejrzenia o związki z działalnością szpiegowską, terrorystyczną, sabotażową albo inną wymierzoną przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej. W grę wchodzi też podatność na szantaż, a także problemy psychiczne, choroba alkoholowa czy „narkotykowa" przeszłość kandydata.
Mimo tych wątpliwości, szef MON pozwolił, by tak ważną instytucją jak NCK kierowała osoba bez certyfikatu. Jak pisze "Fakt", na początku roku udzielił mu "osobistej rękojmi na pełnienie tego stanowiska". MON sprawy nie chciał komentować.
źródło: "Fakt"