
Od 2 stycznia na warszawskim Lotnisku Chopina funkcjonuje specjalna strefa Kiss&Fly, która służy jako miejsce do krótkiego postoju dla prywatnych pojazdów. W zamyśle podróżujący z Okęcia mają komfortowo pożegnać się z bliskimi i dostać się do hali odlotów. Gdzie jest haczyk? Mają na to zaledwie siedem minut. Po przekroczeniu tego czasu nawet o sekundę trzeba zapłacić 30 złotych. To dużo, a na świecie nie brakuje lotnisk, na których kierowcy mają znacznie więcej czasu. Rzecznik portu lotniczego przekonuje jednak, że siedem minut w zupełności wystarczy.
Po wprowadzeniu systemu kierowca, który wjedzie po estakadzie na poziom hali odlotów na Okęciu, na jej końcu zastanie szlaban. Po pobraniu biletu z dystrybutora kierowca ma dokładnie 420 sekund na znalezienie miejsca parkingowego, wypakowanie bagaży, pożegnanie się z osobami, które zawiózł na lotnisko, i opuszczenie strefy. Aby ją opuścić, należy pobrany wcześniej bilet wsunąć do czytnika - to system podobny do obowiązującego w wielu polskich galeriach handlowych czy biurowcach.
Hipotetycznie jest to możliwe. System nie wpuści kolejnego samochodu, dopóki nie będzie wolnego miejsca.
Ze wskazaniem na ten dłuższy czas. Nietrudno znaleźć porty lotnicze - i mniejsze od Okęcia, jak i zdecydowanie większe – na których kierowcy mają więcej czasu. Na pobliskim Modlinie kierowca może korzystać z parkingu krótkoterminowego za darmo przez 10 minut. Podobnie jest na krakowskich Balicach.
Po uruchomieniu strefy w internecie od razu posypały się komentarze – w zdecydowanej większości krytyczne wobec działań władz Lotniska Fryderyka Chopina.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl
