Kilka dni temu Elżbieta II nagrodziła ją tytułem Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego. Do Kate Winslet należy się teraz zwracać per „Dame”. Jednak już przed ceremonią niesforna Kate należała do aktorskiej arystokracji. Jej role w takich filmach, jak „Lektor” czy „Droga do szczęścia” lub w miniserialu „Mildred Pierce” sprawiły, że dla wielu jest najwybitniejszą żyjącą aktorką, lepszą nawet od Meryl Streep. Mówi się, że miłość jest ślepa. Postanowiliśmy jednak stworzyć subiektywną listę powodów, dla których warto zadurzyć się w „Dame” Winslet.
Debiutowała w reklamie płatków śniadaniowych. Pierwszą nominację do Oscara otrzymała za rolę w filmie „Rozważna i romantyczna”. Jednak globalną popularność przyniosła Winslet rzecz jasna superprodukcja „Titanic”, w której zagrała u boku „boskiego Leo”. Scena, w której kreowani przez Kate i Leonardo bohaterowie tulą się na dziobie feralnego statku (bardziej nawet „fruwają” niż stoją) przeszła do historii kina i zapisała się złotymi zgłoskami w sercach wielu pensjonarek. Wraz z rozwojem swojej kariery, Kate została bohaterką romansu innego typu. Wyspecjalizowała się w odtwarzaniu ról kobiet po przejściach, obarczonych trudną przeszłością, walczących za wszelką cenę o miłość i przetrwanie. Bohaterki Winslet są zdradzane, stają się ofiarami przemocy, głównie tej psychicznej.
Usiłują wyłamać się ze społecznych schematów, idą tropem swoich namiętności, co nierzadko bywa początkiem ich dramatu. Choć załamane, nigdy, ale to przenigdy nie pozwalają obezwładnić się własnym neurozom. Za co można kochać Mildred Pierce z serialu HBO lub Sarah z „Małych dzieci”? Za kobiecość, w której nie ma ani krzty histerii. I odwagę, w której jest coś z obsesji.
Kobieta zmysłowa
Kate Winslet – chociaż nie jest pięknością, a swoją wagą zapewne szokuje hollywoodzkich trenerów i producentów – to kobieta o pięknej, szalenie plastycznej twarzy, na której widać każdą emocję. Nawet cień emocji. Winslet jest naturalna, zmysłowa i nie wstydzi się nagości na ekranie. Erotyczną pasję zagrała doskonale w „Lektorze”, w którym seks jest czymś więcej niż rozładowaniem cielesnych napięć. Jest katharsis, oczyszczeniem z bólu, narzędziem dialogu z przeszłością.
Hanna z „Lektora” (oskarżona o udział w nazistowskich zbrodniach) to odwrócona Zofia z „Wyboru Zofii” (ofiara nazistowskich zbrodni). Pierwszą zagrała Kate, drugą przed laty oscarowo odtworzyła Meryl Streep. Obie aktorki mają podobne formy ekspresji. Winslet w swoich współczesnych rolach zbliża się do młodzieńczych ról Streep. Łączy je nieoczywista uroda, aktorski talent i magnetyzm, trwalszy od wypielęgnowanych na siłowni bicepsów. Czy uczennica przerośnie mistrzynię? Zdaniem wielu, już to zrobiła. Pamiętacie rolę Winslet w „Zakochanym bez pamięci”? Jeśli nie, wróćcie do tego filmu. Na pewno zawyjecie z miłości do Kate.
Kobieta z sąsiedztwa
Właśnie kobieta, a nie dziewczyna. Tak określa się aktorki w typie Jennifer Aniston, a przecież Kate to inna liga. Występuje na okładkach prestiżowych magazynów mody: wielu edycji „ELLE” czy „Vogue’a”. Fotografują ją najwięksi.
W sesjach oszałamia seksapilem, pozostaje jednak sobą – unika lukru. Kiedy fotoedytorzy magazynu „GQ” przesadzili z nadmiarem ingerencji w Photoshopie, w jej okładkowe zdjęcie, sama wszczęła aferę. Na każdym kroku podkreśla, że nie zamierza przykroić się (i to dosłownie) do ideału kobiecości lansowanego przez media. Przypomina seksbomby z lat 40., a zarazem jest niesłychanie nowoczesna. Takich pań w sąsiedztwie nam potrzeba!
Kobieta walcząca
W „Mildred Pierce”, jako tytułowa Mildred, Kate walczy przede wszystkim o utrzymanie swoich dzieci, piekąc ciasta i kelnerując. Potem także o poczucie własnej wartości, wreszcie o miłość córki, skrajnej materialistki – słusznie porównanej w serialu do węża, którego można podziwiać, ale nie warto przytulać.
Angażuje się we wszystko, jak nastolatka. Osiąga sukces tylko po to, by ponieść tym bardziej spektakularną klęskę. Mimo to, jest damą, nawet „na zmywaku”. A porażki przyjmuje z miną Vivienne Leigh w ostatnich scenach „Przeminęło z wiatrem”. „Pomyślę o tym jutro” – powtarza Kate.
W ostatnim filmie Polańskiego, zatytułowanym „Rzeź”, Winslet daje popis swoich aktorskich możliwości. Z nobliwej „mamuśki” na oczach widzów przeistacza się w awanturnicę. Scena, w której bohaterka grana przez Kate wymiotuje, jest symboliczna dla całego filmu. To punkt zwrotny, prawdziwy start batalii na słowa i gesty.
Winslet wymiotuje swoim nudnym życiem, hipokryzją męża, pretensjami do sadystycznego synka, nienawiścią i odrazą, jaką napawają ją puste grzecznościowe formy. Wrzuca wiecznie dzwoniącą komórkę męża do wazonu. Upija się szkocką. Walczy o prawdę. Nie muszę chyba pisać, że trzeba kochać Winslet za porywczość, temperament, upór. Bo nasza „Dame” Winslet ma w sobie coś z „Domme” (inne określenie „dominatrix”). Tego Elżbieta II pewnie jej nie szepnęła na uroczystej herbatce, zorganizowanej po odznaczeniu aktorki brytyjskim orderem. A szkoda.