Kpiną nie byłoby cofnięcie likwidacji gimnazjów i cała szalona rewolucja, którą funduje nam PiS, ale to – gdyby wyszło, że przez rok wodzono za nos tysiące rodziców, dzieci i nauczycieli, a także cały sztab urzędników, samorządowców i ekspertów. Kpina byłaby ogromna, gdyby Andrzej Duda zawetował tę ustawę i nagle okazało się, że przez tyle miesięcy PiS zwyczajnie robił nam wodę z mózgu. Bo już dawno trzeba było się z tej reformy wycofać.
Jest zła – pisaliśmy o tym już tyle razy, że nie ma sensu tego powtarzać. Przeprowadzana w wariackim tempie i na kolanie – choćby nie wiem, jak bardzo miała być potrzebna – nie może być dobra. Jeśli jakimś cudem prezydent – może po konsultacjach z żoną – to dostrzegł, to chwała mu za to.
To ostatni moment
Tylko co – gdyby faktycznie miał reformę zawetować – mieliby teraz powiedzieć wszyscy już w te zmiany zaangażowani? Na wariata odwracać wszystko, co już zaczęli przestawiać na nowe tory? Na nowo odwracać obwody? Przywracać do pracy nauczycieli, którzy w międzyczasie postarali się o inną pracę? Na nowo tłumaczyć dzieciom, że ktoś zabawił się ich emocjami? Że jednak obecni szóstoklasiści pójdą do gimnazjum? Co z pieniędzmi wydanymi już na ten cel? Choćby na ekspertów, którzy tak pieczołowicie pracowali nad podstawą programową cofającą polskie szkoły "krok w tył"?
Jest styczeń. W normalnych czasach, o tej porze roku, dzieci i rodzice wybierali już gimnazja, za chwilę organizowano by w szkołach dni otwarte i rekrutację. A dziś wciąż nie wiemy, na czym stoimy. Tylko szkoły i miasta już się przestawiły. "Wszystko jest już gotowe. Czekamy tylko na podpis prezydenta Andrzeja Dudy pod ustawą" – to samorząd we Wrocławiu, gdzie – jak informuje "Dziennik Gazeta Prawna" – wiadomo, że reforma będzie kosztować około 100 mln zł. Miasto przygotowało nową siatkę szkół, projekt jest gotowy, do likwidacji idzie 14 gimnazjów. Takie plany są już praktycznie wszędzie.
A jak będzie weto? Znów chaos, znów bałagan, może nawet jeszcze większy, znów pieniądze wyrzucone w błoto. Ale tym razem w słusznym celu. To ostatni moment, by uchronić polską edukację od katastrofy. Dlatego, jak ktoś napisał na Twitterze: "PAD, odwagi!".
"Nic nie wiem, o tym, żeby było planowane weto w tej sprawie"
Wieść o tym, że prezydent rozważa weto gruchnęła w poniedziałek i natychmiast rozeszła się lotem błyskawicy. Natychmiast też uczepili się jej wszyscy przeciwnicy reformy. Pojawiła się nadzieja. Akcja #ChcemyWeta zaczęła nabierać tempa. ZNP poczuł wiatr w żagle i nagle ogłosił, że – uwaga – "rozważa zainicjowanie obywatelskiego ruchu na rzecz przeprowadzenia referendum z inicjatywy obywateli". Takie referendum powinno być już na samym początku!
Nadzieje rozwiewają jednak politycy obozu władzy. Oni nic nie wiedzą o wecie prezydenta. Wicemarszałek Senatu Adam Bielan powołał się na prezesa PiS. – Rozmawiam z Jarosławem Kaczyńskim, nic nie wiem, o tym, żeby było planowane weto w tej sprawie – powiedział w TVN 24.
Internauci mają teraz nie lada zagwozdkę. "Zalewska wciągnęła PIS do wojny z nauczycielami, rodzicami i samorządami. Coś mi się zdaje, że będzie po pisie. Ta kobieta targnęła się na nasze dzieci i to jej zapomniane nie będzie" – to jeden z komentarzy, a takich – pomijając zwolenników – oczywiście jest więcej.
Trwają spekulacje, czy prezydent podpisze, czy nie. Tak – bo wiadomo z jakich powodów. Poza tym sztandarowy projekt, część wyborców by im tego nie darowała. Nie – bo na reformę brakuje pieniędzy i ostatecznie PiS mógłby na tym wygrać wizerunkowo. Bo – patrz wyżej – część wyborców z tego powodu nosiłaby ich na rękach. A Andrzeja Dudę najbardziej.
I właśnie jeśli tylko o to miałoby chodzić, byłoby to największą kpiną. Gdyby czarno na białym wyszło, że od początku do końca tą reformą rządziła polityka. Co i tak wszyscy od dawna wiedzą. Bez względu na to, co prezydent postanowi.