
Dzień po premierze "Autopsji Jane Doe" już można zgadywać, że film zajmie wysoką pozycję w wyścigu o tytuł najlepszego horroru 2017 roku. To film niepokojący, wystawiający na próbę wytrzymałość widza, który stopniowo zostaje wciągany w coraz większą makabrę.
REKLAMA
Film Norwega André Øvredala adresowany jest do tych fanów horrorów, którzy mają wyjątkowo mocne nerwy i pragną dowiedzieć się, jak wygląda autopsja zmasakrowanego w wyjątkowo okrutny sposób ciała. Nie szkodzi, że akcja filmu nie będzie pędzić jak szalona - rekompensuje ją narastające z każdą minutą uczucie grozy.
Historia rozpoczyna się, kiedy na odludziu zostaje znalezione ciało pięknej kobiety. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zmarła w sposób naturalny. Patolodzy - ojciec i syn - mają tylko jedną noc na odkrycie przyczyny zgonu. Początkowo przypadek Jane Doe nie wydaje się być dla nich wyzwaniem - są specjalistami w swojej dziedzinie i mocno wierzącą w potęgę nauki i ludzki rozum.
"Każdy ma jakaś tajemnicę. Niektórzy ukrywają ją lepiej od reszty" - brzmi motto starszego z nich. Nie może przypuszczać, że czasami lepiej, by prawda zostaje w ukryciu. Kiedy patolodzy zaczną podejrzewać, co doprowadziło do śmierci dziewczyny, będzie już za późno.
Dodatkowym atutem filmu jest doborowa obsada aktorska. W rolach głównych zobaczymy bowiem Emile Hirscha ("Wszystko za życie”, "Obywatel milk”) i Briana Coxa, znanego z filmów o Jasonie Bournie czy "The Ring”.
Horror "Autopsja Jane Doe” można oglądać w kinach od 13 stycznia. Przeznaczony jest dla widzów powyżej 15 roku życia.
Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl
