Pomysł zmian w samorządowej ordynacji wyborczej nowy nie jest. I to nawet całkiem zabawne, bo 4 lata temu Sejm już zajmował się podobnymi pomysłami, jakie teraz zgłasza prezes PiS. Tyle, że wówczas niemal identyczny projekt złożył... Ruch Palikota.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Jarosław Kaczyński chce, aby już wybory samorządowe jesienią przyszłego roku odbywały się według nowych zasad. Najistotniejszym z pomysłów, jakie przedstawił prezes PiS, jest ograniczenie kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Dwie kadencje i tyle. Koniec rządzenia.
Dokładnie to samo w 2013 roku proponowała partia Janusza Palikota. Tłumaczono wtedy, że im dłużej trwają rządy w samorządzie, tym bardziej jest to korupcjogenne. Rządząca wówczas PO złożyła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu i pomysł przepadł. Trzeba jednak przyznać, że PiS swoim poglądom jest wierny. 4 lata temu posłowie partii Jarosława Kaczyńskiego głosowali ramię w ramię z politykami z ugrupowania Janusza Palikota przeciwko odrzuceniu projektu.
Zresztą 3 lata wcześniej Prawo i Sprawiedliwość próbowało w Sejmie sił z podobnym projektem, również bez powodzenia. Uzasadnienie było proste – jak ktoś rządzi miastem długo, to znaczy, że tworzy układ. Ale czy to "układ" głosuje na włodarzy miast? Przecież oni są wybierani głosami mieszkańców. Tu weryfikacja jest prosta – albo się ktoś sprawdza na stanowisku, albo wyborcy dają mu czerwoną kartkę.
Gliwice
Zygmunt Frankiewicz rządzi Gliwicami od 1993 r. Najpierw jako polityk Unii Wolności, później PO, a obecnie - swojego komitetu. Właśnie trwa jego 7 kadencja na stanowisku. To rekord - żaden inny samorządowiec spośród 107 prezydentów miast w Polsce nie może pochwalić się takim wynikiem.
Początkowo trzykrotnie na stanowisko prezydenta Gliwic wybierała go Rada Miasta. Wtedy przeciwnicy mogli przedstawiać zarzuty o układzie. Jednak od 2002 roku, gdy zmieniła się ordynacja i prezydenci, burmistrzowie oraz wójtowie wybierani są w głosowaniu bezpośrednim przez mieszkańców, Frankiewicz wciąż wygrywa bezapelacyjnie. W ostatnich wyborach w szranki z Frankiewiczem stanął jeden z czołowych polityków PO i dostał "tęgie lanie". Dotychczasowy prezydent miasta zwyciężył w I turze pozostawiając przeciwników daleko w tyle.
Czy to oznacza, że w mieście wszystko wygląda jak należy? Na pewno nie. Raz po raz pojawiają się wnioski o odwołanie Frankiewicza w referendum. Padają zarzuty, że miasto rozwija się nierównomiernie, że zlikwidowano w nim tramwaje, że brakuje proekologicznych inwestycji, że władze w mieście są skostniałe. I co? I nic - Frankiewicza nie da rady usunąć ze stanowiska metodami demokratycznymi w ramach obecnie obowiązującego prawa. No to trzeba zmienić prawo.
Puławy
To miast to absolutny ewenement. Wprawdzie statystyki podają, że Janusz Grobel rządzi Puławami 6 kadencję, ale to nie do końca jest tak.
Grobel prezydentem Puław po raz pierwszy został w 1988, czyli w końcówce PRL. Rządził miastem do roku 1990, a potem nastąpiła 4-letnia przerwa. W czasach komunizmu działał m.in. w Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W nowej rzeczywistości odnalazł się doskonale, kandyduje jako przedstawiciel Samorządowego Porozumienia Prawicy (!) Puławskiej. Mieszkańcom ten zwrot w życiorysie chyba jednak nie przeszkadza. W ostatnich wyborach Grobel wygrał w I turze zdobywając 67 proc. głosów.
Trójmiasto
To nie przypadek, że Jarosław Kaczyński swój plan zmian w ordynacji wyborczej ogłosił właśnie w Trójmieście. Prezydenci Gdańska, Gdyni i Sopotu rządzą już 5. kadencję. I nie jest tajemnicą, że każdemu z nich daleko jest do PiS.
Prezes PiS nie kryje, że zależy mu na przejęciu samorządów. – Musimy w 2018 r. mieć zarówno kandydata na marszałka, chociaż on nie jest wybierany w wyborach bezpośrednich, no i oczywiście muszą być kandydaci na prezydentów wszystkich miast, a w szczególności tych najważniejszych, a wiadomo, że najważniejszy jest Gdańsk; bardzo ważna jest także Gdynia i inne miasta – mówił w niedzielę w Gdańsku Jarosław Kaczyński. Że najwyraźniej większość mieszkańców w Trójmieście jest zadowolona z tego, jak zarządzane są ich miasta, skoro po raz kolejny wygrywają te same osoby? A jakie to ma znaczenie.
Szlaban na kandydowanie
Wynikiem podobnym, jak trzej prezydenci w Trójmieście mogą pochwalić się także prezydenci Kutna - Zbigniew Burzyński, Legionowa - Roman Smogorzewski, Legnicy - Tadeusz Krzakowski, Lubina - Robert Raczyński, Pruszkowa - Jan Starzyński, Tychów - Andrzej Dziuba i Żorów - Waldemar Socha. Wszyscy oni rządzą właśnie 5. kadencję. I wszyscy oni nie mogliby już więcej kandydować. Ze startu w wyborach musieliby zrezygnować wszyscy ci, którzy rządzili już dwie kadencje, a zatem także prezydenci Lublina i Łodzi, którzy wyraźnie podpadli dobrej zmianie. W sumie spośród 107 prezydentów miast w Polsce aż 66 zostałoby ustawą pozbawionych możliwości kandydowania. W tym nieliczni z PiS, bo generalnie wśród ponad 100 prezydentów partia ta obsadziła stanowiska tylko w 10 miastach.
Oczywiście, że pomysł PiS może łamać zasadę, iż prawo nie działa wstecz. Najpewniej zdaje sobie z tego sprawę także Jarosław Kaczyński.
No tak, skoro zajmie się tym Trybunał, to możemy być spokojni, że nowa ordynacja będzie zgodna z Konstytucją.
Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl
Reklama.
Udostępnij: 433
Jarosław Kaczyński
prezes PiS
Na pewno będziemy chcieli wprowadzić tę kadencyjność. Decyzja co do tego, od kiedy będzie to funkcjonowało, czy będą się liczyły te kadencje, które są za nami, to zależy od Trybunału Konstytucyjnego. Sądzę, chociaż nie mogę w tej chwili powiedzieć, że tak będzie na pewno, że większość sejmowa uchwali, że to wchodzi w życie od razu, ale na pewno to będzie zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego i jest pytanie, jaka będzie odpowiedź Trybunału.