
– Nigdy nie wiesz, kto jest twoim wrogiem, a komu możesz ufać. Może właśnie dlatego tak bardzo kocham zwierzęta - patrzysz im w oczy i wiesz dokładnie, co mają w sercu – słyszymy w zwiastunie "Azylu. Opowieści o Żydach ukrywanych w warszawskim zoo". I ciarki chodzą po plecach. Autorką tego zabiegu jest Niki Caro oddająca dawne wydarzenia pod znakiem Fabryki Snów. Warszawę gra czeska Praga, zaś naszych rodaków - Amerykanka i Belg, mówiący z akcentem.
Willa przypomina jednak bombę z opóźnionym zapłonem. Żabińska wymyśla system ostrzegawczy. "Mieliśmy sygnał, fragment z operetki Offenbacha "Piękna" Helena. Kiedy ktoś zaczynał grać na pianinie, nucić albo pogwizdywać "Jedź, jedź, jedź na Kretę...", wszyscy musieli się natychmiast chować" – wspomina w jednym z wywiadów. W tym udzielonym ostatnio opowiada, że matka nadawała przybyszom imiona od nazw zwierząt. I tak, Magdalena Gross, żydowska rzeźbiarka, stała się Szpakiem, inni byli na przykład bażantami (od miejsca pobytu - bażanciarni).
Niemniej jednak willa funkcjonowała i przewinęło się przez nią ponad 300 osób. Oczywiście nie jednocześnie, ale na przestrzeni lat. (...)Żabińscy dawali Żydom nie tylko przejściowe schronienie, ale organizowali dla nich dokumenty, miejsca przyszłego pobytu oraz formę przerzucenia ich w bezpieczne lokalizacje.
Jako dziecko straciła oboje rodziców. Matka urodzonej w Petersburgu dziewczynki zmarła na suchoty, ojciec z drugą żoną został rozstrzelany przez rewolucjonistów.
Nadal chodziła do szkoły, uczyła swoich kolegów w konserwatorium, ktoś pewnie musiał też jej jakoś pomagać.
Dorastała, kochała się w chłopakach. Była piękną, wysoką blondynką, podobno nawet ktoś się jej oświadczył, proponując za nią owce i wielbłądy. Po latach mój ojciec śmiał się z tej anegdoty, żartując, że tak marnie skończyła.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl