Prokuratura nie zajęła się sprawą nocnego wejścia Bartłomieja Misiewicza do CEK NATO, ale teraz sąd każe jej to zrobić.
Prokuratura nie zajęła się sprawą nocnego wejścia Bartłomieja Misiewicza do CEK NATO, ale teraz sąd każe jej to zrobić. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Reklama.
Wyburzanie ściany i rozwiercanie zamków, a wszystko to w asyście Żandarmerii Wojskowej i szefa Kontrwywiadu Wojskowego - tak, pod auspicjami Bartłomieja Misiewicza, wyglądało nocne wejście do Centrum Eksperckiego NATO powołanego z inicjatywy Polski i Słowacji. Szefowie placówki mimo prób nie mogli wejść do środka, gdy Misiewicz zbierał dokumenty.
Jak pisaliśmy wtedy w naTemat, ludzie Misiewicza do budynku weszli, używając dorobionego klucza, po czym oznajmili obecnemu dyżurnemu, że ma opuścić budynek. Zaniepokojony mężczyzna natychmiast powiadomił o sprawie Krzysztofa Duszę, dyrektora ośrodka.
Do prokuratury trafiło zawiadomienie na Misiewicza, z zarzutami podejrzenia popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień, oraz przestępstwa zamachu na jednostkę wojskową w celu osłabienia mocy obronnej RP. I co? I nic. Prokuratura uznała, że nic się nie stało i nie ma powodu się tym wydarzeniem zajmować. Zażalenie na takie postawienie sprawy złożyli szefowie CEK, więc, jak informuje "Onet.pl", sąd nakazał jej jednak zbadać sytuację.
Jak pisze portal, zdaniem sądu decyzja prokuratorów była przedwczesna, więc nakazał sprawdzić, czy zgodnie ze wzajemnymi umowami zmiany personalne w kierownictwie Centrum nie powinny być konsultowane z Bratysławą. "Takie stanowisko wyrażała również strona słowacka. Jak wynika z pisma Ministerstwa Obrony Republiki Słowackiej skierowanego do Ministra Obrony Narodowej RP, zmiany personalne i – jak to określono – 'nocne wejście' do pomieszczeń Centrum nie było ze stroną słowacką konsultowane. Jak podkreślił Minister Obrony Narodowej Republiki Słowackiej 'zmiany winny być wdrażane zgodnie z międzynarodową procedurą'" - napisał sąd prokuraturze.
Okazało się też, że w czasie "nocnego wejścia" Misiewicza otwierano szafy do przechowywania dokumentów niejawnych, więc trzeba sprawdzić, czy wszystkie osoby miały odpowiednie certyfikaty dostępu. Nie wyjaśniono też kwestii skonfiskowania przez Misiewicza pieniędzy znalezionych w jednym z pomieszczeń. W uzasadnieniu swojej decyzji sąd napisał też, że "niewątpliwie istotne jest też ustalenie, w jakim charakterze przebywała w nocy 18.12.2015 r. na terenie Centrum osoba postronna – Pan Lew-Mirski (zeznania Bartłomieja Misiewicza) i kto i na mocy jakich przepisów podjął decyzję o jego obecności" — napisał sąd. Mec. Lew-Mirski to od lat zaufany prawnik Macierewicza.
źródło: "Onet.pl"