
Siechnice to niewielkie, dwudziestotysięczne miasto na Dolnym Śląsku położone tuż pod Wrocławiem. Z powodu szybkiego rozwoju infrastruktura nie nadąża za napływem mieszkańców. Ci zorganizowali się więc sami i piszą do polskiego szefostwa dyskontu oraz proszą o otwarcie sklepu. To jednak tylko przykład większego trendu – Polacy kochają dyskonty i chcą koło nich mieszkać, a sam Lidl budzi olbrzymie emocje.
Miejscowym jedno trzeba oddać. Są naprawdę zorganizowani. Założyli fanpage na Facebooku o nazwie "Siechnice chcą Lidla". Lubi go niespełna 700 osób, co w tak małej miejscowości nie jest złym wynikiem.
Marketingowcom Lidla udała się jednak rzecz zaskakująca. Jak wynika z treści petycji, mieszkańcy Siechnic uważają niemiecki market za sklep "o wysokim standardzie", choć w rzeczywistości to dyskont.
Okazuje się wręcz, że osiedle, w pobliżu którego nie ma Lidla bądź innego "modnego" sklepu, traci na prestiżu.
Polacy niezbyt chętnie korzystają z klasycznej oferty kulturalnej. Według badania "Praktyki kulturalne Polaków" z 2014 roku, około 15 proc. naszych rodaków deklaruje wizyty w filharmonii jako sposób spędzenia wolnego czasu. Analogiczny wynik dotyczący biblioteki, muzeum oraz teatru wynosi odpowiednio 38 proc., 29 proc. i 26 proc.. Dla porównania, 87 proc. respondentów zadeklarowało wizyty w centrum handlowym jako sposób spędzania wolnego czasu.
Podobnych akcji do tej, która trwa w Siechnicach, w przyszłości będzie więcej. Jak tłumaczy w rozmowie z naTemat profesor Bohdan Jałowiecki, socjolog miasta, odpowiada za to zjawisko suburbanizacji.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl
