Misiewicz już wcześnie pokazał "klasę". Jechał do McDonald's na sygnale, bo nie chciało mu się stać na czerwonym świetle
Bartosz Świderski
25 stycznia 2017, 13:50·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 stycznia 2017, 13:50
Samochód, którym podróżował rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz, na sygnale jechał po jedzenie z restauracji McDonald's w Elblągu. Kierowca włączył sygnalizator, gdy przyszło mu stać na czerwonym świetle. Taką wersję wydarzeń (z kwietnia ubiegłego roku) przypomina portal expresselblag.pl.
Reklama.
Pisaliśmy już o tym, jak Bartłomiej Misiewicz bawił się na dyskotece w Białymstoku. Tam, według relacji "Faktu", miał nagabywać studentki, przechwalać się, stawiać wszystkim "kolejki". Poza tym, choć do hotelu miał kilkaset metrów, trasę do klubu pokonał limuzyną.
Okazuje się jednak, że to nie wszystko, a Misiewicz już wcześniej w podobny sposób "błyszczał". Portal expresselblag.pl przypomniał sytuację z ubiegłego roku, która miała miejsce na ulicach Elbląga. "Do Elbląga od strony Warszawy wjechała rządowa skoda, o początkowych numerach rejestracyjnych WN. Samochód ulicami naszego miasta jechał spokojnie, bez przekraczania dozwolonej prędkości, z jaką poruszać się można w terenie zabudowanym" – opisują dziennikarze.
"Gdy pojazd dojechał do skrzyżowania, stały przed nim dwa inne samochody. Sygnalizator wskazywał czerwone światło. Kierowca rządowego pojazdu, po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że na czerwonym świetle stał nie będzie. Włączył więc sygnalizację dźwiękową, taką jaka używana jest w radiowozach policji, a także sygnały świetlne i… nie spiesząc się, ominął pojazdy i wjechał w ulicę Lotniczą" – czytamy.
Pracownicy portalu twierdza, że w samochodzie był właśnie rzecznik MON. Gdzie się tak śpieszył? "Tuż za skrzyżowaniem zgasły sygnały świetlne i dźwiękowe, a skoda skręciła do… Mc Donald’s. Tam, jak gdyby nigdy nic, kierowca podjechał do tzw. Mc Drive aby złożyć zamówienie jedzenia" – brzmi fragment relacji.
To tylko dopełnienie obrazu, który swoim zachowaniem kreuje Misiewicz. Widać, że podwładny Macierewicza, który wcześniej pracował w aptece, jest zachwycony przywilejami, jakie wiążą się z piastowaniem funkcji rzecznika MON.