Reklama.
Nie było limuzyny, nie było ochroniarza ani zaczepiania dziewczyn. A przynajmniej tak tłumaczy się Bartłomiej Misiewicz ze swojej służbowej wizyty w Białymstoku, podczas której postanowił odwiedzić studencki klub WOW. Brzmiałoby to bardziej wiarygodnie, gdyby nie przecząca słowom Misiewicza relacja jego kompana do szklanki.