
Wiejska w Warszawie, to nie tylko parlament. Przez dekady adres Wiejska 12a był też sercem warszawskiej, a może i ogólnopolskiej inteligencji. Słyszeliście o stoliku Konwickiego? Stał właśnie tam, a przy nim Stachura, Łapicki, Głowacki, Herbert, Morgenstern i wielu wielu innych. Niewielu takich wśród nas zostało, niewiele zostaje więc też z legendarnej atmosfery.
REKLAMA
Dziś odszedł kolejny stały bywalec "Czytelnika", krytyk literacki Henryk Bereza. Nawet jeśli nie wszyscy kojarzyli go z nazwiska, z pewnością znali jego odkrycia - Marka Hłaskę, czy Edwarda Stachurę. Bereza był w polskiej literaturze jednym z najwybitniejszych. W "Czytelniku" pojawiać się zatem musiał, bo właśnie wybitnych ludzi ta kawiarenka w suterenie wydawnictwa o tej samej nazwie przyciągała. Cała reszta to byli dość kulturalni gapie. Ludzie, którzy wiedzieli, że w lokalu na Wiejskiej mogą na własne oczy zobaczyć, jak zupę je Tadeusz Konwicki, Antoni Słonimski, czy ówczesne gwiazdy takie, jak Andrzej Łapicki, czy Gustaw Holoubek.
Zobacz, gdzie toczy się dziś życie towarzyskie wielkich stolic: Lunch Beat: Zamiast na obiad, idź na imprezę
Ale "Czytelnik" nie był tylko miejscem spotkań zgłodniałych, nie tylko kulinarnych wrażeń literatów i artystów. Bywalcy kawiarni wspominają, że z czasem w jej progi zaczęli zaglądać także inni przedstawiciele inteligencji tamtych czasów, jak na przykład filozof Leszek Kołakowski. Obrosły najróżniejszymi mitami Stolik Konwickiego w "Czytelniku" najpierw był miejscem swobodnych spotkań przyjaciół, by na przełomie lat 60-tych i 70-tych przekształcić się de facto w intelektualne zaplecze KOR-u. Czasem zaczęli więc pojawiać się tam opozycjoniści, gdy akurat nie musieli uciekać przed bezpieką, czy też nie byli internowani.
Siłą tego miejsca była być może równowaga miedzy polityką a kulturą. Co najlepiej było widać po tym, gdy w "Czytelniku" nie trzeba było już omawiać książek z tzw. drugiego obiegu, ale po upadku żelaznej kurtyny można było swobodnie mówić, co się myśli. Gdy przed sześcioma laty inaugurowano otwarcie nowej siedziby Instytutu Teatralnego w Warszawie, Stolik z kawiarni został eksponatem na wystawie opowiadającej o często zasiadającym przy nim wybitnym aktorze Gustawie Holoubku. Z drugiej zaś strony, ten sam Gustaw Holoubek po zmianie ustroju zasiadł w ławach Senatu. Goście "Czytelnika" obrazowali jakim systemem naczyń połączonych jest polska inteligencja.
Jak funkcjonował Stolik z "Czytelnika"? - Spotykaliśmy się w biegu, by uzgodnić to, co myślimy - powiedział Tadeusz Konwicki w jednym z wywiadów, pytany o rolę jego przyjaciół z tego miejsca dla polskiej kultury i polityki. Oni tam po prostu rozmawiali o tym, co myślą. Gustaw Holoubek robił to do samego kresu swego życia, podobnie jak do dzisiaj Henryk Bereza. W Warszawie mówią dziś, że "Czytelnik" umiera. I nie chodzi o kondycję knajpki, która serwując najdroższy obiad za niespełna 30 zł nie może źle sobie radzić, a o atmosferę miejsca, którą wyznaczali jej bywalcy. Dziś to wciąż m.in. Janusz Głowacki, Kazimierz Kutz, czy ks. Andrzej Luter. "Życie kulturalne Warszawy, jeśli gdzieś się w ogóle toczy, to właśnie w Czytelniku" - pisała w kwietniowej "Polityce" Justyna Sobolewska, gdy spotkała się tam ze zmarłym dziś Henrykiem Berezą.
Przeczytaj również: Na bazarze i w Sopocie. Gdzie można spotkać najbogatszych Polaków?
"Pojawiali się Edward Stachura i Arnold Mostowicz, Jarosław Marek Rymkiewicz i Andrzej Łapicki, przemykał Adolf Rudnicki z wiecznie tym samym pytaniem: » Co o mnie mówią w Warszawie? « (by go zabić, starczyło powiedzieć: » Całkiem nic nie mówią «), Józef Kuśmierek wizjami katastrof zawsze siejący grozę, wiecznie roztargniony Ryszard Matuszewski głaszczący kłębek sznurka ukryty w kieszeni, Jan Walc szarpiący tęgą brodę, na chwilę przystawał siadujący gdzie indziej Ernest B. ( » Fajnie, chłopaki, zaraz do was doskoczę, tylko się pobuduję «), Głowacki, Herbert, Morgensternowie i stale odpędzany Jan Himilsbach, prawdziwy postrach stolika, zwykle mocno na gazie” - tak o atmosferze kawiarni pisał 20 lat temu Jacek Żakowski w tekście „Przy stoliku w Czytelniku”.
Dziś mówi naTemat, że bywa tam już rzadko, bo i czasy i klimat się zmieniły. - Od wielu lat bywam tam naprawdę bardzo rzadko. Wiem, że Tadeusz Konwicki tam wpada, do śmierci bywał Gustaw Holoubek, ale prawdę mówiąc z tamtej atmosfery nic nie zostało. Bo kiedyś to było takie sanktuarium inteligencji polskiej. A dzisiaj ona powoli umiera, lub znalazła sobie inne sanktuaria - mówi Jacek Żakowski. Dodając, że w dzisiejszej Warszawie nie ma jednak żadnego miejsca porównywalnego z "Czytelnikiem" z jego najlepszych czasów.
- Dzisiaj w moim środowisku zupełnie nie ma już czegoś takiego, jak "spotkajmy się w Czytelniku". Choć mówię o moim środowisku, bo na początku lat 90-tych to wszystko się bardzo zróżnicowało. Kiedyś ludzie z Czytelnika to była jednolita grupa, dzisiaj ona się bardzo podzieliła. Zostały szczątki epoki - ocenia dziennikarz. - To był fenomen - odpowiada pytany, czy dzisiaj istnieje inteligencja, która byłaby w stanie zastąpić tamtych ludzi w "Czytelniku", czy też stworzyć inne podobne miejsce. - To byli ludzie nie tylko pracujący umysłowo, czy dobrze sytuowani, ale reprezentowali też sobą wysoki poziom kulturalny, co wiąże się z umiejętnością rozmawiania, opowiadania, opanowaniem pewnego kodu towarzyskiego. Mieli też czas i byli po prostu ważni dla Polski. Nie wydaje mi się, by w następnych pokoleniach takie osoby istniały. A jeśli są, tworzą już tylko małe grupki i środowiska.
- Odejście Henryka (Berezy -red.) to jest koniec tego Stolika - mówi naTemat pisarz Janusz Głowacki, który w "Czytelniku" wciąż bywa. - Przedtem odszedł też Gustaw Holoubek. To była taka grupa: Holoubek, Kazio Kutz i Henio. On był jakby szefem, wartością stałą i niezmienną. Trwał tam codziennie od godz. 11, a myślmy tylko tak krążyli dookoła, czasem się przysiadając - dodaje. Przyznając, że czasy "Czytelnika" nadchodziły nieubłaganie. - W czasach komunizmu to było miejsce bardzo ważne, bo tam się rozmawiało szczerze o wszystkim. A teraz, to po prostu była taka wysepka inteligencji - mówi.
Gdzie się bawić w stolicy: Warszawa Barceloną Wschodu? Plaże i kawiarnie tętnią życiem dniem i nocą
Janusz Głowacki również nie sądzi, że takie miejsca może wkrótce czekać renesans, lub będą powstawały nowe. - Myślę, że przedwojenna, europejska instytucja kawiarni już się w Polsce skończyła. Podobnie, jak w Nowym Jorku, gdzie próbowaliśmy założyć takie miejsce, w którym spotykaliby się pisarze, ale to było niemożliwe, bo tam nie ma takich tradycji. A teraz nie widuje się w "Czytelniku" tylu młodych pisarzy. Niektórzy tylko przychodzili właśnie do Henia Berezy, by porozmawiać o swoich książkach. Bo był wciąż wyrocznią w kwestii literatury i pomagał debiutantom, ale myślę, że to się właśnie dzisiaj skończyło - podsumowuje pisarz.
