Osoba chroniona zazwyczaj jest spóźniona na kolejną wizytę, na kolejne spotkanie. Bardzo często jedzie się szybciej niż przepisowo – mówi naTemat Leszek Baran z Fundacji Byłych Funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Wtedy, jak przekonuje, padają prośby lub wręcz nakazy. Przypomnijmy, że kolumna Żandarmerii Wojskowej wiozła do Warszawy Antoniego Macierewicza, który spieszył się na galę tygodnika "wSieci", gdzie nagrodę "Człowieka Wolności" odebrał Jarosław Kaczyński.
Do wypadku doszło w środę wieczorem. W "zdarzeniu drogowym" – tak zakwalifikowała to policja – wzięło udział osiem aut, w tym jedno przewożące szefa MON. Macierewicz wracał z sympozjum "Oblicza dumy Polaków", które odbyło się w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
Według świadków kolumna z impetem uderzyła w auta stojące na czerwonym świetle. Jak informuje TVN24, auta zderzyły się w szczególnie niebezpiecznym, "zdradliwym" miejscu. – Nie widać (na skrzyżowaniu, gdzie doszło do wypadku – red.) tak do końca świateł, a droga prowadzi w dół. Ktoś, kto nie zna tej drogi, łatwo może się nadziać. I to się wydarzyło – podkreśla cytowany kierowca, który dobrze zna krajową "dziesiątkę".
Kolumna powinna znać trasę
Na razie nie są znane okoliczności wypadku, ale Leszek Baran wytłumaczył nam, w jaki sposób BOR modelowo przygotowuje się do transportu VIP-ów. – Trasa przejazdu powinna być rozpoznana, a prędkość dostosowana do rozpoznania i warunków aktualnie panujących na drodze – mówi. W miejscu, gdzie doszło do wypadku, obowiązuje ograniczenie do 50 km/h, a ponadto było ślisko.
– Zawsze w BOR jest wytypowana grupa lub osoba - w zależności od rangi przedsięwzięcia – która jest odpowiedzialna za przygotowanie wizyty VIPa w danym miejscu. W skład takiej grupy wchodzą specjaliści z różnych dziedzin, m.in. odpowiedzialni za transport. Oni rozpoznają trasy przejazdu, wyznaczają zapasowe trasy przejazdu, muszą przejechać się konkretnymi trasami, poznać miejsca wrażliwe, niebezpieczne, i przekazać te informacje do osób realizujących przejazd czy ogólnie zabezpieczenie – kontynuuje były funkcjonariusz BOR.
Jeżdżą szybko, ale nie są samobójcami
Kolumna z Macierewiczem na pewno przekroczyła prędkość – świadczy o tym skala zniszczeń aut biorących udział w karambolu.
To jednak nic dziwnego, a kolumna miała do tego prawo. – Jeżeli kolumna jechała na zasadach przejazdu uprzywilejowanego, czyli miała sygnały świetlne i dźwiękowe, może nie dostosować się do przepisów ruchu drogowego, może pojechać kolokwialnie mówiąc szybciej – zwraca uwagę Leszek Baran.
Nie ma jednak zasady, o ile można prędkość przekroczyć. To najczęściej zależy od przewożonej osoby chronionej – a Antoni Macierewicz miał jeszcze plany na środę. Do wypadku doszło przed godziną osiemnastą, a gala "wSieci" zaczęła się o godzinie dziewiętnastej. Z Lubicza Dolnego, który jest tuż pod Toruniem, krajową dziesiątką do Warszawy jest niemal 200 kilometrów i trzy godziny przepisowej jazdy. Macierewicz więc spieszył się.
Normą jest przekroczenie prędkości o kilkadziesiąt kilometrów na godzinę. Z drugiej strony kierowcy BOR nie gnają na złamanie karku.
– To nie są aż tak duże przekroczenia w stosunku do dopuszczalnych prędkości, które panują na danej drodze. Kierowcy BOR nie są samobójcami. Dużo się szkolą, dużo pracują, również nasza fundacja prowadzi takie szkolenia, ale wiedzą na ile mogą sobie pozwolić – mówi Leszek Baran.
Nasz rozmówca podkreśla, że mówi o procedurach, które obowiązują w BOR. Tych dla Żandarmerii Wojskowej nie zna, a w sprawie przyczyn wypadku nie chce zabierać głosu. W tej sprawie chcieliśmy się skontaktować właśnie z Żandarmerią, ale rzecznik formacji od rana nie odbiera telefonu.