
Kraksa limuzyny Antoniego Macierewicza będzie wyjaśniana przez jego podwładnych z Żandarmerii Wojskowej. Ale już relacje świadków wiele mówią. – Te samochody jechały tak szybko, że nie było możliwości, aby wyhamowały – mówi pasażerka samochodu, w który uderzyła limuzyna ministra.
REKLAMA
Kierowca Antoniego Macierewicza pobił wszystkie niechlubne rekordy prędkości na trasie Toruń - Warszawa. Minister obrony spieszył się, by zdążyć z wykładu na uczelni o. Rydzyka do Warszawy, gdzie Jarosław Kaczyński dostawał nagrodę od braci Karnowskich. Po drodze zdarzył się wypadek – limuzyna wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości zderzyła się ze stojącymi na światłach samochodami.
Relacje świadków i uczestników tego zdarzenia nie pozostawiają wątpliwości. – Te samochody jechały naprawdę bardzo szybko. Mieszkam niedaleko miejsca zdarzenia i widziałem co się stało. Ograniczenie prędkości w tym miejscu to 50 kilometrów na godzinę. Dwa czarne bmw pędziły znacznie szybciej, jechali jak jacyś idioci! – mówi w rozmowie z lokalnym portalem świadek.
Także poszkodowana w wypadku pasażerka jednego z samochodów wskazuje na winę Żandarmerii. – Mój mąż widział w lusterku, co za chwilę się stanie. Zdążył tylko powiedzieć, że mamy się trzymać – Te samochody jechały tak szybko, że nie było możliwości, aby wyhamowały. Prawdopodobnie kierowca x5, widząc czerwone światło, zaczął hamować i uderzył w lawetę. Ta całą siłą uderzyła w bmw, którym jechał minister i jego kolega, a oni uderzyli w nas – relacjonuje.
źródło: Dzień Dobry Toruń
Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl
