W karambolu pod Toruniem, w którym brał udział szef MON Antoni Macierewicz zderzyło się 8 samochodów, w tym dwa rządowe BMW. Jedno z aut jadących w rządowej kolumnie miało wjechać w tył prywatnego pojazdu, który zatrzymał się na czerwonym świetle. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że pojazdy BOR i Żandarmerii Wojskowej jechały z bardzo dużą prędkością. Straty wynikające z karambolu mogą wynieść majątek, ale na razie nikt nie odważy się podać nawet szacunkowej kwoty.
Prokuratura i Żandarmeria Wojskowa ustalają okoliczności zdarzenia. Proces likwidacji szkody wynikającej z karambolu związany jest z koniecznością przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego. Chodzi przede wszystkim o przeprowadzenie oględzin pojazdów, ustalenie odpowiedzialności, zebranie niezbędnej dokumentacji. Sprawę prowadzi zastępca prokuratora okręgowego ds. wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu mjr Wojciech Skrzypek.
Do wypadku doszło przy zjeździe z autostrady A1 na drogę krajową nr 10 w Lubiczu Dolnym. Według świadków, wszystkie prywatne samochody zatrzymały się na czerwonym świetle na drodze w kierunku Warszawy. W ciąg aut miały się wbić limuzyny żandarmerii wojskowej, które jechały ponad 130 km/h. Trzy osoby zostały ranne w tym żandarm.
Rządowe limuzyny były warte fortunę
- W karambolu, poza dwoma rządowymi samochodami BMW udział wzięły: toyota, audi, volkswagen, dwa pojazdy marki Renault oraz laweta. W sumie podróżowało nimi 15 osób. – mówi w rozmowie z naTemat podinspektor Wioletta Dąbrowska, rzeczniczka policji w Toruniu. Chcieliśmy poznać modele aut, by oszacować ich rynkową wartość ale ani rzeczniczka toruńskiej policji ani rzecznik Żandarmerii Wojskowej – mjr Artur Karpienko nie byli nam w stanie pomóc. Także prokurator mjr Wojciech Skrzypek, który nadzoruje sprawę zasłonił się brakiem czasu i odesłał nas z kwitkiem, co może wskazywać na to, że zaczyna nabierać ona tajnego charakteru.
Wiadomo, że w kolumnie Macierewicza jechało m.in. BMW 750 li cxDrive kupione w ubiegłym roku w pakiecie za - jak podawał sam BOR - 380 tys zł od sztuki i terenowe BMW X5 też warte majątek. Z tego ostatniego auta zaraz po zdarzeniu wysiadł minister i – według świadków – odjechał z miejsca skodą superb. Pozostali uczestnicy czekali na służby ratunkowe.
Jak szacuje się starty po takim karambolu jak ten pod Toruniem? Policja zabezpiecza jego miejsce i przygotowuje materiał. Na tej podstawie ustalany jest przebieg zdarzenia i jego przyczyny. Jako że w tym karambolu brali udział funkcjonariusze ŻW, sprawę szybko przejęło wojsko. Na dalszym etapie pojawia się kwestia strat materialnych – to szacują towarzystwa ubezpieczeniowe. Jeżeli pojawiają się jakieś sporne sprawy, trafiają do rzeczoznawców.
– Jako rzeczoznawca mogę powiedzieć ile wynosi likwidowanie straty na pojeździe. Do tego dochodzą natomiast szkody osobowe które mogą być nawet dziesięciokrotnie wyższe; do tego dochodzi też koszt akcji ratunkowej, tutaj kompetentna jest policja i straż pożarna - mówi w rozmowie z naTemat dr inż. Piotr Fundowicz, rzeczoznawca ze Stowarzyszenia Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego „Ekspertmot”.
Na czym polega likwidacja strat?
– Generalna zasada jest taka, że koszt likwidacji straty nie może być wyższy niż cena samochodu w stanie nieuszkodzonym. Czyli jeżeli np. mamy nowoczesny samochód prosto z salonu i dajmy na to kosztuje on 200 tysięcy, to jeżeli nawet jego naprawa wyniosłaby 250 tys. to i tak strata będzie miała wartość 200 tys. Przeprowadza się po prostu likwidację takiego samochodu. Jeżeli mamy do czynienia z maluchem, który jest warty 500 zł i robimy kalkulację z której będzie wynikać że naprawa będzie kosztowała 5 tys., to wiadomo że koszt straty wyniesie tyle ile koszt samochodu – wyjaśnia ekspert.
Dr Fundowicz podkreśla, że pod uwagę brane są nie tylko kwestie związane z uszkodzonymi samochodami, ale też z infrastrukturą, bo może zostać uszkodzona barierka, znak drogowy, sygnalizacja etc. – Do tego dochodzą straty związane ze szkodami osobowymi, czyli te związane z utratą zdolności do wykonywania zawodu, ze stresem, ale tym zajmuje się ktoś inny - podkreśla. – Jeżeli chodzi o rządowe samochody, to proces likwidacji szkody na takim samochodzie jest zupełnie inny niż na zwykłym aucie. Tych aut nie traktuje się standardowo – dodaje Fundowicz.
Nie chce szacować strat po zdjęciach, bo byłyby to tylko spekulacje. – Czasami samochód wygląda po wypadku na kupę złomu, a okazuje się, że koszty strat nie są bardzo wysokie i odwrotnie: może wyglądać na nieuszkodzony, a koszty są bardzo wysokie, szczególnie jeżeli chodzi o te samochody naszpikowane nowoczesnymi technologiami – podkreśla.
W przypadku karambolu w najlepszej sytuacji są kierowcy, którzy mają autocasco. Mogą oni szybko naprawić zniszczone albo uszkodzone auto z własnej polisy. Gorzej mają ci, którzy nie posiadają ubezpieczenia dobrowolnego. Muszą bowiem czekać na ustalenie tego, jak przebiegał wypadek oraz wskazanie, kto jest sprawcą, a kto poszkodowanym.
 Winny jest kierowca Macierewicza?
W Polsce nie obowiązują żadne specjalne przepisy, które warunkowałyby likwidację szkód powstałych w wyniku karambolu. Likwidacja tego typu szkód odbywa się na zasadach ogólnych wynikających z Kodeksu cywilnego. Zarówno szkody z obowiązkowych, jak i dobrowolnych ubezpieczeń komunikacyjnych, są likwidowane zgodnie z ustawą (OC) i ogólnymi warunkami ubezpieczenia (AC).
Z reguły w ruchu drogowym jest tak, że winny jest ten kierowca, który wjechał swoim samochodem w inny. Świadkowie są zgodni, że w przypadku karambolu pod Toruniem winny jest kierowca prowadzący jedno z aut jadących w rządowej kolumnie. Jak będzie w tym przypadku, ustalą wojskowi śledczy.
Według "Gazety Wyborczej" limuzynę z Macierewiczem prowadził Kazimierz Bartosik, dzisiaj funkcjonariusz Służby Kontrwywiadu Wojskowego, przywrócony tam w 2015 r. na polecenie samego Macierewicza. "Karierę zaczynał jako kierowca ekipy stanu wojennego i funkcjonariusz Wojskowej Służby Wewnętrznej, którą ustawa o IPN zalicza do komunistycznej bezpieki" – podał dziennik.