Minęło właśnie dziesięć lat od wejścia do kin "Raportu Mniejszości" Stevena Spielberga. Film zachwycał wtedy swoim futuryzmem. W przeciągu dziesięciu lat jednak technologia zaskakująco szybko dogoniła w wielu kategoriach wizję z filmu. Ile z innowacji zaprezentowanych w adaptacji kinowej książki Philipa K. Dicka stało się rzeczywistością?
Steven Spielberg to niekwestionowany król kina science-fiction. Filmy w jego wykonaniu przecierały szlaki nowatorstwa. Widzom dawkował rzeczywistość nie z tej ziemi, która w jego przypadku zawsze była bardzo prawdopodobna.
Jeden ze szczytów swojej reżyserskiej formy Spielberg zaliczył dokładnie 10 lat temu, kiedy to do kin trafiło legendarne już dzisiaj dzieło - "Raport Mniejszości". I nie chodzi tutaj o grę aktorską, ale o niesamowity świat, jaki zaprezentował w swoim filmie. Jak sam później tłumaczył, chciał stworzyć świat, który będzie próbą najwierniejszego przedstawienia przyszłości, która nas czeka. Przy okazji autor starał się nie przesadzić z "wydumaną technologią", a taka tendencja w filmach sci-fi jeszcze kilka lat temu dominowała.
Film przedstawia wydarzenia z 2054 roku. Dzisiaj okazuje się, że wizja zaprezentowana w nim jest bardzo bliska rzeczywistemu rozwojowi technologicznemu. Po dziesięciu latach widać też, że to, czego spodziewał się reżyser, ziścić się może znacznie szybciej. Wtedy zachwycała wizja, dzisiaj zachwyca celność tych przewidywań.
Wspomnieć można chociażby o wszechobecnych skanerach siatkówki, rozpoznających poszczególne jednostki, śledzących je, dobierających reklamy na mijanych billboardach do ich indywidualnych preferencji. Wtedy wizja ta wydawała się co najmniej fantasmagoryczna. Jeśli ktoś spodziewał się faktycznie takiej przyszłości, stawiany był na równi z niespełna-rozumu "teoretykami spisku". Dzisiaj, coraz bardziej zaplątując się w sieć portali społecznościowych i reklam, jesteśmy coraz precyzyjniej profilowani jako oddzielny użytkownik internetu i napotykamy reklamy dobierane do naszych preferencji konsumenckich.
Powyższy przykład motywowany jest względami czysto ekonomicznymi a wdrażany przez korporacje. Podobne prace prowadzą jednak rządy w wielu krajach, zbliżając się powoli do przedstawionego w filmie modelu. Między innymi USA planują wprowadzić pełen katalog biometryczny swoich obywateli. Szybciej radzą sobie kraje rozwijające się. Na przykład w Indiach przeskanowano już siatkówkę ponad 150 milionów osób.
Czy te elementy układanki ułożą się w wizjonerski obrazek zaserwowany nam przez Spielberga? Raczej tak, ale z pewnością nie w tak mrocznej, prowadzącej do zniewolenia formie.
Dużo przyjemnej wygląda wizja środków transportu. W Raporcie Mniejszości każdy posiadał własny pojazd. Ten poruszać się mógł nie tylko po poziomych autostradach, ale też wspinał się do mieszkania właściciela po pionowej ścianie. Ten prywatny samochód nie wymagał uważnego sterowania, a przy tym mknął po drodze z prędkością prawie 600 kilometrów na godzinę.
Jeszcze dwa lata temu mówilibyśmy, że jest to z pewnością nieodległa przyszłość. Dzisiaj takie stwierdzenia to już archaizm. Samosterowalny, świadomy swojego otoczenia, rozpoznający przeszkody, obierający najbardziej optymalną trasę pojazd jest już faktem. Taką maszynę stworzył i pokazał światu... Google. Samochód na drodze, nawet tej najmniej przyjaznej, radzi sobie doskonale. Sam potrafi nawet zaparkować. Teraz musimy tylko poczekać, aż nauczy się wspinać po pionowych ścianach i rozpędzać do niebotycznych prędkości.
Równie ciekawie wygląda zagadnienie głównego motywu filmu - predyktywna prewencja kryminalna, czyli, bardziej po Polsku - zapobieganie przestępstwom zanim się one wydarzą.
Aż tak daleko jeszcze nie zaszliśmy i miejmy nadzieję że nie zajdziemy. Już dzisiaj mamy jednak swego rodzaju systemy, próbujące przewidzieć przestępstwo zanim ono się wydarzy. Policja w Los Angeles już dzisiaj korzysta z algorytmu, który przewiduje prawdopodobieństwo zajścia biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe wydarzenia. Patrole dostają nakaz uważnego kontrolowania niektórych rejonów miasta.
Szczególnie ciekawie Spielberg podszedł do kwestii policyjnej praktyki. Tutaj uosobieniem bezdusznego funkcjonariusza były sick-sticks, czyli pałki policyjne wywołujące u przestępcy wymioty lub rozwolnienie. Takie urządzenie wprawdzie nie istnieje, ale kwestia nieinwazyjnej broni policyjnej jest cały czas podnoszona i rozwijania w różnych formach. Najczęstszym urządzeniem tego typu, obserwowanym niedawno w Polsce przy okazji zamieszek na Euro, jest emiter ciepła. Urządzenie służyć ma do rozganiania zbiegowisk. Równie nieprzyjemne uczucie wywołuje emiter fal dźwiękowych, również stosowany przez policję na całym świecie. System w działaniu zobaczyć można na filmie:
Podobnie trafny "Raport Mniejszości" był w przypadku interfejsów dotykowych lub sterowanych gestami. W tej chwili trudno nazwać to teraźniejszością, bo część z tego typu rozwiązań to już codzienność, a często nawet niemodny przeżytek. Wszyscy nie tylko znają, ale używali już dotykowych urządzeń. Wszyscy z pewnością widzieli też w akcji Xbox Kinect, konsolę w pełni sterowaną za pomocą gestów i odpowiedniego ułożenia ciała. Dla tych, którzy jednak nie wiedzą jak urządzenie prezentuje się w rzeczywistości, film:
Ekranizacja nadal jeszcze wyprzedza nasze czasy w wielu kwestiach. Jak już wspomniałem wyżej, pojazdy nie potrafią jeszcze wspinać się po dowolnej płaszczyźnie ani rozpędzać się do tak ogromnych prędkości. Po naszych domach nie krążą też jeszcze mini roboty śledzące nasze poczynania i szukające ewentualnych przestępców, zanim dopuścili się niecnego czynu. Równie daleko jesteśmy od hologramów wyświetlających w dowolnym miejscu z taką precyzją. Przestępcy też nie wymiotują jeszcze obezwładniani przez policjantów, a funkcjonariusze nie latają nad naszymi głowami w specjalnych odrzutowych plecakach. To wszystko nazwiemy na razie odległą przyszłością. Chociaż, kto wie czy i w tym przypadku nie będziemy za kilka lat równie zaskoczeni.