Można byłoby opisać to spotkanie na dwa sposoby. Pierwszy, że było w nim wszystko - uderzenie Cristiano Ronaldo w słupek, próba strzału nożycami Ronaldo, nieuznany gol (słusznie) Hugo Almeidy, doskonała okazja Milana Barosa, efektowna akcja Petra Jiracka. Zabrakło tylko czerwonej kartki i obronionego karnego. Ale można też napisać, że był to nudny mecz z kilkoma dobrymi fragmentami.
Niestety, bliżej mi do tego drugiego opisu. Mecz nie wzbudził we mnie prawie żadnych emocji. Być może za dużo spodziewałem się po Portugalii. Drużyna Paolo Bento zachwyciła mnie swoją grą przeciwko Holandii. 22 strzały oddane na bramkę Maartena Stekelemburga to wynik w meczu takiej rangi niespotykany. I nikt mnie nie przekona, że to Holandia była w tym spotkaniu taka słaba. Bo akurat w tym nie była. Grała tragicznie w poprzednich spotkaniach, ale przeciwko Portugalii Wesley Sneijder miał z kim grać.
Tak, jak Holandia kilka dni temu, tak dziś Czesi nie zagrali złego spotkania. Nie byli równorzędnym przeciwnikiem dla Portugalii - zgoda. To prawda, że przez większość meczu się bronili. Ale czy podopieczni Michala Bilka w poprzednich meczach grali inaczej? Kwadrans z Rosjanami? Dziesięć minut z Grecją? Ok, ale co poza tym? W dzisiejszym spotkaniu Czesi mieli jedną okazję - gdy o ułamek sekundy spóźniony był Baros. Gdyby wtedy padła bramka, mogłoby być różnie, a tak wszystko poszło zgodnie z planem.
Czesi grali dziś bardzo mądrze w defensywie. Niestety, tylko w pierwszej połowie. W drugiej odsłonie jakby zabrakło im sił. W ofensywie nie istnieli. Jedna szansa Barosa to za mało na półfinał.
W dziewięćdziesiątej drugiej minucie Vaclav Pilar biegł z piłką wszerz boiska, a czescy kibice podnieśli się z miejsc, jakby co najmniej wychodził na pozycję sam na sam z bramkarzem. Niech ta sytuacja posłuży za opis tego, jak bardzo fani spragnieni byli jakiejkolwiek akcji swojej drużyny.
Czesi jadą do domu. Z Wrocławia mieliby chyba bliżej.
Teraz dwa słowa o Portugalczykach. Zaczynam bowiem wierzyć, że ten zespół może osiągnąć coś wielkiego na tych mistrzostwach. Mówi się, że każda drużyna ma jeden słabszy mecz w turnieju. Portugalia wybrała najlepszy moment na zniżkę formy - podczas meczu z najsłabszym rywalem, z jakim przyszło im się zmierzyć. Dzisiaj wystarczyło liczyć na Cristiano Ronaldo. As Realu próbował kilka razy, aż wreszcie pokonał Petra Cecha sprytnym uderzeniem głową w 80. minucie. To wystarczyło, aby Portugalia mogła cieszyć się z awansu do półfinału.
Kolejny przystanek na drodze do chwały? Hiszpania albo Francja. Zapowiada się wspaniała rywalizacja. Aż szkoda, że ten mecz zostanie rozegrany w Doniecku. Tam spotkania komentuje Maciej Iwański...