Rosjanie, którzy zginęli w obozie, mają w okolicy swój cmentarz. Niemcy od kilkudziesięciu lat leżą w bezimiennych mogiłach, którymi nikt się nie opiekuje
Rosjanie, którzy zginęli w obozie, mają w okolicy swój cmentarz. Niemcy od kilkudziesięciu lat leżą w bezimiennych mogiłach, którymi nikt się nie opiekuje Fot. Roch Mściwój/Public domain/Wikimedia Commons
Reklama.
– To problem praktycznie całego lewobrzeża Torunia – mówi naTemat Szymon Spandowski, dziennikarz lokalnych "Nowości".
Sprawa niesie się po okolicy od dłuższego czasu i wywołuje olbrzymie emocje. Choć do centrum miasta jest z Glinek bardzo daleko (administracyjnie to właściwie koniec Torunia), władze miasta chcą, żeby to był nowy dom dla wielu torunian. Teren jest przygotowywany pod kilka inwestycji w ramach partnerstwa prywatno-publicznego, ponadto już teraz buduje tam Toruńskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Budowę przerwano, kiedy znaleziono kości.
– Tam był obóz dla aliantów założony przez Niemców już w 1939 roku. Był ogromny, zajmował sporą część lewobrzeżnego Torunia. Potem przyszli Sowieci, część tego obozu zagospodarowali na własne potrzeby, zganiając tam jeńców niemieckich i mieszkańców okolic. Zajęli ten kawałek na Glinkach, kawałek tamtego obozu – tłumaczy Spandowski.
Niezależnie od tego, kto aktualnie rządził obozem, ludzie ginęli masowo. – Według niemieckich szacunków tam pochowano (na całym terenie, nie tylko tym objętym pracami – red.) około ośmiu tysięcy ludzi – dodaje lokalny dziennikarz. Na dodatek nieopodal jest radziecki cmentarz wojenny, ale nie wszystkich znaleziono. – W czasach, kiedy Niemcy zarządzali obozem, poza różnymi nacjami trafili tam również Rosjanie. Nie wiadomo, ilu ich tam było, w każdym razie poumierało ich tam multum. Mówi się o czternastu, a nawet dwudziestu tysiącach – przekonuje Spandowski. Wiadomo, że na lewobrzeżu w ziemi mogą również leżeć Polacy, ponadto znaleziono kilka ciał kobiet i pochówków dziecięcych.
Prace ekshumacyjne zlecił Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi, który współpracuje z Fundacją Pamięć. To właśnie jej ludzie wydobywają szczątki w Toruniu. – Sprawujemy pieczę nad pracami ekshumacjami. Tam był duży obóz jeniecki, a ciała zmarłych zakopywano w najodleglejszym zakątku tego terenu. Stąd te trzy zbiorowe mogiły, którymi się teraz zajmujemy – mówi Maciej Milak z fundacji.
W tej spokojnej okolicy rozegrał się dramat tysięcy jeńców wojennych
Prace trwają od listopada i potrwają jeszcze co najmniej do końca lutego. Do tej pory wydobyto ponad 1400 szczątków. Milak szacuje, że będzie ich około dwóch tysięcy na sprawdzanym terenie.
Są jeszcze tacy, którzy pamiętają tę kaźń
Pamięć o obozie jest kultywowana zwłaszcza wśród starszych mieszkańców Torunia, którzy w wojennych latach dosłownie sąsiadowali ze zmarłymi. – O obozie opowiedziała mi dużo babcia, bo ona wychowywała się w tej części miasta. Ma w pamięci te obrazki martwych jeńców, bo w tamtej okolicy bawiły się okoliczne dzieci. Opowiadała mi o tym, jak ponuro wyglądała ta rzeczywistość – wspomina Paweł.
Mateusz

To wydarzyło się 60-70 lat temu. Wciąż żyją ludzie, którzy pamiętają, co tam się wydarzyło. Tam trup ścielił się gęsto. Moja babcia niedawno powiedziała, że w życiu nie byłaby w stanie mieszkać w takim miejscu. To jest dla niej niepojęte. Dla niej równie dobrze mogliby zbudować osiedle w Oświęcimiu, chociaż oczywiście to nie ta skala.

Władze miasta są jednak nieugięte – na Glinkach mają powstać mieszkania.
– Na szczątkach żaden budynek nie powstanie i robimy wszystko, żeby je pochować. Na terenie TTBS, które rozpoczęły budowę i w jej trakcie odnaleziono szczątki, przerwano pracę. Zlecono odszukanie szczątek i pochowanie ich. Okazało się, że na sąsiednim terenie gminnym, gdzie mają powstać dwa budynki mieszkaniowe, też są szczątki. Szukamy firmy, która oczyści ten teren i w godny sposób pochowa. Na ten moment jednak nie zmieniamy planów, jak teren zostanie oczyszczony, bloki powstaną. Oczywiście pamięć o zmarłych zostanie uczczona – mówi Anna Kulbicka-Tondel, rzeczniczka prasowa prezydenta Torunia.
Dla Spandowskiego te plany są jednak niezrozumiałe, bo według jego wiedzy o ciałach w ziemi wiedział każdy wcześniej i tylko w urzędzie miasta nikt nie chciał tego przyjąć do wiadomości.
– Groby znajdowano już w przeszłości, np. przy budowie fabryki w okolicy, ale wszystko było zamiatane pod dywan. W 1995 czy 1996 roku przy pętli autobusowej sto metrów od tego miejsca, gdzie teraz wykopano groby, znaleziono masową mogiłę, z której ekshumowano ponad 900 szkieletów. Dla władz miasta to odkrycie było zaskoczeniem, ale dla nikogo poza władzami miasta – twierdzi i dodaje: – Z tego co wiem, byli ostrzegani, że to może być największy cmentarz wojenny Torunia. Być może liczyli na to, że się uda. Nie udało się.
Mateusz

Może mieli nadzieję, że to mocno nie wybrzmi. Że uda się to zrobić pod osłoną nocy, że ludzie się nie dowiedzą, że nie zaczną rozmawiać, że jakoś to będzie. Glinki szczególnie dla młodszego pokolenia nic nie mówią. Młodzi nie wiedzą, ile osób tam zginęło.

W sumie do tej pory – jeśli zsumować obecne ekshumacje i te z lat dziewięćdziesiątych – odnaleziono około trzech tysięcy ciał. W ziemi najprawdopodobniej więcej niż drugie tyle.
Do tej pory spoczywali w pokoju – dosłownie
Obecna sytuacja to efekt wieloletnich zaniedbań. Sam teraz obozu jest całkowicie zapuszczony. Miejscowe władze nigdy nie zadbały o godny pochówek dla zmarłych.
– Totalny koniec miasta, kawałek dalej jest małe osiedle, to miejsce kompletnie z perspektywy Torunia nieznane. Nieodwiedzane często – mówi Mateusz. – Nieużytki. Drzewa, piasek – dodaje Spandowski.
logo
Fort XI w Twierdzy Toruń służył za fragment obozu w czasach, kiedy rządzili nim Niemcy Fot. babu2/CC BY 2.0/Wikimedia Commons
– Problem polega na tym, że władze miasta od lat pozostają głuche na sprawy obozowe. Wcześniej obóz w ogóle nie istniał. Nie było miejsca upamiętnienia, generalnie był straszny syf. Przyjeżdżali ludzie nawet z Australii czy Nowej Zelandii, których przodkowie siedzieli w tym obozie, i nie mieli nawet gdzie kwiatów położyć. Miasto o obozie nie chciało pamiętać, okoliczne tereny były przeznaczane na cele inwestycyjne. Wiadomo było, że tam na Glinkach leżą ludzie, że może być ich bardzo wielu, ale władze miasta pozostawały na to głuche. Teraz się w to wpakowali – kontynuuje dziennikarz "Nowości".
Miejscowi w szoku
Plany budowy są szeroko komentowane przez torunian. Pozytywnych komentarzy w zasadzie brak.
– Jak ktoś się o tym dowie… Zapewne te mieszkania będą w okazyjnej cenie. Może wtedy ktoś się zacznie zastanawiać, co tam się wydarzyło. Gdzieś to widmo historii tego miejsca krąży, zwłaszcza że nienależycie się nim zajmowano, starano się o nim zapomnieć – uważa Mateusz.
Zdecydowanie ostrzej wypowiada się Spandowski, według którego to powinno być miejsce pamięci. – Pomysł budowy osiedla jest absurdalny, niesmaczny i dalece niestosowny. Jak rozmawiamy ze znajomymi, to wszyscy wyrażają się bardziej dosadnie – mówi. Ostro sprawę komentują także toruńscy internauci.
logo
Fot. nowosci.com.pl
Mieszkania mimo to pewnie się sprzedadzą. – Będą tanie, bo lokalizacja jest niekorzystna. Na pewno kogoś ta cena skusi, ale nie sądzę, żeby one rozeszły się na pniu – uważa Spandowski.
Jak dodaje, w piątek ma zostać wystosowany apel do ratusza (apel już się pojawił – akt.), którego autorem jest Jan Wyrowiński, torunianin, były wicemarszałek Senatu i historyk z UMK. Podpiszą się pod nim lokalne autorytety. Jego sygnatariusze chcą, żeby władze odstąpiły od inwestycji, przebadały teren i przekształciły go w prawdziwy cmentarz.
To o tyle istotne, że Glinki ciągle kryją wiele niespodzianek. – Nie ma szans, żeby wygrzebali wszystkie kości, to raz, a dwa, że czyszczą tylko teren, gdzie będzie osiedle – podkreśla Spandowski i dodaje: – Tam wciąż gdzieś leży około pięciu tysięcy ludzi. Proszę sobie wyobrazić, że dziecko wychodzi i zaczyna się bawić łopatką w piasku.

Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl