Michał Bardoń opowiada w rozmowie z naTemat o tym, dlaczego wojskowi tak nie lubią Bartłomieja Misiewicza i nie tolerują jego zachowań.
Michał Bardoń opowiada w rozmowie z naTemat o tym, dlaczego wojskowi tak nie lubią Bartłomieja Misiewicza i nie tolerują jego zachowań. Fot. Twitter.com/mis1969lub

To, co chciałbym powiedzieć, by określić sytuację panującą dziś w wojsku nie nadaje się do druku – mówi w rozmowie z naTemat chor. Michał Bardoń, który w budzący wielkie emocje sposób podsumował Bartłomieja Misiewicza na Twitterze. Jak sam przyznaje, to nie pierwszy raz, kiedy trochę "narozrabiał"...

REKLAMA
Napisał pan, że nie pierwszy raz narozrabiał w internecie. Jak nie pierwszy, to który?

Oj... Na jednej ręce raczej nie mógłbym policzyć. Raz było z posłem Piętą, do tej pory mi to niektórzy wypominają...
Koledzy się nie cieszą z pańskich wpisów na Twitterze?

Niektórzy się cieszą, przybijają piątki na ulicy. A inni udają, że mnie nie poznają, odwracają wzrok. Osobiście jako żołnierza bardzo mnie to boli..
Ostatnio, gdy jakiś żołnierz krytykuje rząd, to często okazuje się, iż jest on z Żagania. Macie tam jakieś centrum ruchu oporu?
To nie zupełnie tak. Jestem urodzonym żaganianinem, więc wróciłem tu po zakończeniu służby. Żagań to specyficzne miasto. W zasadzie po ulicy chodzą, jak nie wojskowy, to kolejarz. Można powiedzieć, że jest to pancerna stolica Polski.
Służył pan w swoim rodzinnym mieście?
Różnie. Zawsze byłem w 11 dywizji. Żagań, Poznań, Irak, dwa razy Afganistan...
To trochę świata pan zobaczył. Co pan czuje widząc, co się teraz dzieje w wojsku?
Jakbym miał powiedzieć co myślę, żeby się nie nadawało do cytowania... Dlatego w ładniejszych słowach powiem to, co wczoraj generał Skrzypczak u Moniki Olejnik: "Dziwni ludzie dostali do ręki bardzo niebezpieczną zabawkę".
Nie wierzy pan w ministra Macierewicza i jego rzecznika?
Nie będę się wypowiadał o śmigłowcach, bo się na nich nie znam. Skończyłem szkołę chorążych w Legnicy. Jestem łącznościowcem, byłem dowódcą Rosomaka w Afganistanie. Dziś bardzo denerwują mnie plany przeniesienia części mojej jednostki do Mińska Mazowieckiego. Uważam za głupotę rozbijanie największego związku taktycznego tylko po to, żeby mieć kilka czołgów na defilady w Warszawie.
A co pan myśli, gdy widzi oficerów salutujących Misiewiczowi?
Oddanie honoru orzełkowi to takie wojskowe "dzień dobry". To nic złego. Sam oddałbym honor, powiedział "dzień dobry" i zapytał "czego pan sobie życzy". Ale nie można płaszczyć się i udawać, że on jest kimś więcej niż jest w rzeczywistości.
Niektórzy się płaszczą...
Wie pan, ja się wstydzić nie muszę, a oni muszą jakoś z tym żyć. Ja staram się przypominać, kim jest żołnierz i komu przysięgał...
Kim według pana jest żołnierz?
To człowiek, który przysięgał ojczyźnie, narodowi swemu, sztandaru wojskowego bronić i krwi własnej ani życia nie szczędzić. To są słowa roty przysięgi. Żołnierzem jest ten, kto naprawia to, co zepsuli inni.
Co zepsuli... politycy?
Tak. Każda wojna zaczęła się od głupiego polityka.
Lubił pan swoją pracę?
To specyficzny zawód. Ale zawsze powtarzam, że jakbym chciał mieć bezpieczniejszą pracę, to bym kobietom pończochy naprawiał.
A czym według pana jest służba?
Służba to pełna odpowiedzialność i poddanie się rygorom. I nie jest pracą od 8. do 16. To jest gotowość do podjęcia jakichś działań w każdej chwili, 24 godziny na dobę.
Zawsze chciał pan być żołnierzem?
Mój ojciec był zawodowym żołnierzem, mam też pięciu braci w wojsku. Pewnie rodzinne tradycje przeważyły, ale nikt nas nie zmuszał.
A dziś, patrząc na to co politycy robią z pana ukochaną armią, poszedłby pan jeszcze raz do wojska?
Myślę, że tak, ale wielkiej kariery bym nie zrobił.
Jest pan za bardzo pyskaty?
Może tak... Nazwałbym pewne rzeczy tak, jak na to zasługują i raczej wielkiego poparcia bym nie miał. Już teraz z kolegami się śmiejemy, który będzie spał na górze, a który na dole. Ale przecież wszystkich nas nie zamkną chyba.
Żal panu patrzeć na to, co się się dzieje w armii?
To nie jest żal. Czuję niesmak.

Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl